𝐑𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝟓𝟐

79 6 153
                                    

   Niepewność. Niepozorne, zwykle słowo, a jednak mieszka w sercach i mąci w głowach, jak nic innego. Pozostawia dużo pytań, na które nawet nie spieszy się odpowiedzieć.

   Ta Warszawa, ona żyła w niepewności. Miała tyle pytań, w końcu dopiero się odradzała. Była jak małe dziecko, i tak jak dzieci są ciekawe świata, ona, Warszawa, była ciekawa tego, co ją spotka.

   Wszystko ma swoją przyczynę, ale czy ta wojna... Czy ona też musiała mieć swój wkład w kształtowanie się Warszawy? Czy ona miała prawo bytu?

   Białe płatki róż dotknęły zimnego drewna trumny, która właśnie znalazła się w dole. Osiadły na nich krople lekkiego wiosennego deszczu. Wydawało się, że nawet niebo zapłakało nad losem trzech chłopaków z Warszawy. Może to nawet Niebo uroniło kilka łez, a razem z nim anioły?

   Łzy mieszały się z deszczem spływając na ziemię. Niektórzy byli sami, bo nie mieli już nikogo. Niektórzy nadal mieli w kimś oparcie.

   I w tym wszystkim byli Paulina, i byli Łucja i Jasiek, i Tadeusz i Asia. I Paulina zazdrościła im, i chociaż w głębi serca chciała się cieszyć, że obie pary mają siebie nawzajem, to jednak nie potrafiła, bo ona właśnie mówiła ostatnie kocham cię.

   Z cmentarza wyszła jako pierwsza. Nie chciała, ale i nie mogła znieść widoku świeżego grobu, a także fałszywego nazwiska na tabliczce na krzyżu.

   Niewielki płomyczek, niedawno zapalony, powoli gasł z powodu narastającego deszczu. I razem z nim gasła ostatnia nadzieja na nowy, lepszy świat. Bo nie ma niczego takiego. Zawsze są wojny, zawsze jest głód i ból, i chłód.

W połowie alejki poczuła dłoń na swoim ramieniu. To była kobieca dłoń, odziana w czarne rękawiczki.

—Możesz na mnie liczyć – powiedziała owa kobieta.

   Paulina odwróciła głowę. Przed nią stała Łucja. Oczy miała widocznie zaczerwienione, musiała dużo płakać, pomyślała. Kilka kroków za nią stał Jasiek, też widocznie przybity.

—Czy... Czy mogłabyś mnie przytulić, Lucy? – zapytała?

—Och, Paulina, oczywiście, że tak! – powiedziała rozkładając ręce. – Nie musiałaś pytać... – dodała gładząc przyjaciółkę po plecach. – Linka, moja Linka... Jest mi tak cholernie przykro... Możesz na nas liczyć.

—Przepraszam, Łucja, ale wy mi go nie zastąpicie... Żadnego z nich. Ja po prostu muszę się z tym pogodzić i żyć dalej, może wyjechać. Jest wojna, muszą być ofiary...

—Nie odbieraj sobie możliwości przeżywania żałoby. To nic złego, to normalne, Paulina. Nie udawaj, że nic się nie wydarzyło, bo się wydarzyło, a my... My musimy o tym pamiętać.

   Odsunęła się i popatrzyła przyjaciółce w oczy. Zastanawiała się, co działo się teraz w jej głowie. Teraz już nie musiała się przejmować małżeństwem, oficjalnie była wdową. Czy przyniosło jej to ulgę? Mogła teraz wyjść za Jaśka, założyć z nim prawdziwą rodzinę. A może czuła się jeszcze gorzej ze zdradą? Ale nie mogła wtedy wiedzieć, że zostanie wdową! Więc co czuła? Może niepewność, może strach, że to samo spotka jej Jaśka? A może nic nie czuła, bo wojna wyzuła ją z wszelkich emocji?

—A jakby... Jakby to Jasiek był na miejscu Alka?

—C-co?

—Pytam, czy zastanawiałaś się, co byłoby gdyby Jasiek nie żył.

—Nie. Nie zastanawiałam się, ale...

—Myślę, że lepiej będzie, jeśli przełożycie tę rozmowę na później, a najlepiej w ogóle o niej zapomnicie. Niemcy idą, idziemy stąd. – Wtrącił się Jasiek chwytając Łucję za rękę, a Paulinie dając znak głową, żeby poszła w drugą stronę. – Entschuldigung. – Powiedział próbując przejść obok żołnierzy.

Was machst du hier? (Co się tu dzieje?) – zapytał jeden z nich.

A co się robi na cmentarzu, kretynie?, pomyślał mężczyzna.

Ich habe mich schlecht gefühlt. Mein Verlobter begleitet mich nach Hause. (Źle się poczułam. Mój narzeczony odprowadza mnie do domu.)– Odpowiedziała dziewczyna. Niemiec mruknął coś pod nosem.

Papieren. (Dokumenty.)

   Oboje podali mu dokumenty i spojrzeli po sobie. Jasiek nie był najszczęśliwszy, że się odezwała, ale jednocześnie nie miał jej tego za złe. Niemcy oddali im kenkarty, więc przeszli spokojnie i powoli w stronę bramy.

   Chłopak ucałował czoło dziewczyny i objął ją ramieniem. Łucja poczuła ciepło na sercu, ale nie mogła, nie chciała się uśmiechnąć. Może jutro, może za tydzień się uśmiechnie. Na pewno nie teraz, nie w tym miejscu.

W cieniu wojnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz