- Nie zgadniesz kto zaszczycił mnie swoją obecnością w Waszyngtonie. - prychnęłam leżąc oparta głową o nagą klatkę piersiową Luke'a.
- Ja. - wzruszył ramionami bawiąc się kosmykiem moich włosów.
- Jezu, nie. - przewróciłam oczami. - Twoja ukochana. - zaśmiałam się pod nosem przesuwając palcem po jego nagiej skórze.
- Tina do ciebie przyjechała? - spojrzał na mnie zszokowany.
- Dupek. - podniosłam się i szturchnęłam go w ramię. - Mogłeś chociaż zaprzeczyć.
- A ty mogłaś jej tak nie nazywać. - parsknął śmiechem. - Po co przyjechała?
- Nie wiem. - skłamałam nie chcąc mówić mu o tej żałosnej sytuacji. Usiadłam na łóżku żeby wstać i pójść do łazienki ale Luke widząc to, spojrzał na mnie smutnymi oczami.
- Zostań ze mną jeszcze trochę, zanim znowu cię stracę. - westchnął przyciągając mnie do siebie i wtulając nos w moją szyję.
Wzdrygnęłam się słysząc te słowa i odsunęłam od siebie blondyna cmokając go w czoło, po czym wstałam z łóżka kierując się do łazienki. Stanęłam przed lustrem opierając dłonie o umywalkę i patrzyłam na swoje odbicie mając do siebie potworny żal. Znowu dałam się wykorzystać i zmanipulować. Albo Luke jest na prawdę dobrym prowokatorem, albo to ja jestem jakaś nienormalna. Zanim znowu mnie straci? Nigdy mnie nie miał, więc dlaczego miałby stracić mnie znowu? Westchnęłam przemywając twarz zimną wodą i opuściłam łazienkę schodząc po schodach w dół, by móc w końcu porozmawiać z Marisol. Nasze spotkanie po półrocznej przerwie nie należało do najbardziej kulturalnych, więc chciałam ją za to przeprosić i za krzyki, które na pewno słyszała.
- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się słabo czując nie mały wstyd. - O, jesteś tu. - spojrzałam na Luke'a piszącego coś w swojej komórce i siedzącego przy jednym stole z kobietą. Dołączyłam do nich zajmując swoje, niegdyś, standardowe miejsce.
- Witaj kochanie. - przywitała mnie ze szczerym uśmiechem na twarzy, a mi kamień spadł z serca wiedząc, że wcale nie przestała mnie w jakikolwiek sposób tolerować tak jak to sobie wyobrażałam. - Proszę, napij się z nami herbaty. - przysunęła kubek i dzbanek z herbatą w moją stronę. Podziękowałam jej ciepłym uśmiechem, po czym nalałam napój do czarnego kubka i upiłam łyk. - Na długo przyjechałaś?
- Nie. - westchnęłam. - W piątek wracam. - wzruszyłam ramionami skubiąc ucho czarnego kubka. Luke słysząc to, podniósł głowę do góry i popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Ten piątek?
- Tak. - popatrzyłam na niego podejrzliwie. Czemu go to dziwiło? Przecież nie mówiłam mu na jak długo zostaję, więc jego reakcja wydała mi się dziwna. - A co?
- Nic. - warknął ucinając ze mną kontakt wzrokowy, po czym wstał od stołu zasuwając za sobą krzesło z hukiem. Popatrzyłam na niego zdenerwowanym spojrzeniem nie wiedząc o co mu chodzi i dlaczego tak się zachowuje. - Kretyn. - szepnęłam do siebie po nosem.
Siedziałam jeszcze przez chwilę z Marisol rozmawiając o moim pobycie w Waszyngtonie i sukcesach, jakie udało mi się osiągnąć w szkole muzycznej. Kobieta była ze mnie na prawdę dumna mówiąc, że gdyby tylko wiedziała o występie to na pewno by się pojawiła. Zrobiło mi się miło na te słowa ale jednocześnie nie rozumiałam czemu Luke jej o tym nie powiedział. Albo Luna, która chyba często tu przebywała. Ukryli to przed nią żeby nie chciała wyruszyć do Waszyngtonu razem z nimi? Bardzo możliwe. Na samą myśl o przyjaciółce poderwałam się z miejsca i przepraszając Marisol, wybiegłam z domu wsiadając prosto do swojego samochodu i jadąc w stronę domu. Kompletnie zapomniałam o tym, że obiecałam Lunie spędzenie z nią całego dnia i powiedziałam, że wychodzę tylko na pół godziny. Cholera, minęły dwie. W drodze zauważyłam, że Luke wysłał mi wiadomość ale nie miałam możliwości sprawdzenia jej ponieważ bardzo się spieszyłam i nie chciałam spowodować przez niego wypadku. Po zajechaniu pod dom wbiegłam do środka i skierowałam się do kuchni, w której widziałam przez okno siedzącą przyjaciółkę.
CZYTASZ
PART OF YOU [I'm afraid of]
Romance2. Druga część książki "Part Of Me" "- Prochy?! Kurwa, poważnie?! - krzyknęłam zdenerwowana na dwójkę tych pieprzonych debili. - Jeśli ci to przeszkadza, to zawsze możesz zamienić problem w zainteresowanie. - zaśmiał się blondyn i chwycił mój nadg...