Rozdział dziewiętnasty. Cz. 1

348 21 0
                                    

Dzisiejszy dzień po prostu nie mógł zacząć się gorzej. Obudziłam się z potwornym bólem głowy, a na dodatek gardło paliło mnie piekielnie boleśnie. Nie mam pojęcia czy się gdzieś przeziębiłam czy to przez tydzień prób i codzienne śpiewanie ale jedno wiedziałam na pewno. Dzisiaj jest występ i muszę dać z siebie sto procent, a przy tym nie wyglądać na ani trochę przeziębioną lub przemęczoną. Moja poranna rozmowa z Nat wygladała tak, że ona zadawała pytania, a ja tylko kiwałam głową zgadzając się z nią w czymś, lub też nie. Nie chciałam nadwyrężać głosu i zaleczyć drapiący dyskomfort w gardle by o dwudziestej móc idealnie zaśpiewać swój utwór przed masą ludzi. Cholera, że też akurat Pan Hayes musiał wpaść na taki cudowny pomysł i zaproponować Patricii by wszystko odbyło się w jego firmie. Pod okiem Daniel'a i, cholera jasna, Luke'a. W zasadzie nie wiem czym się tak przejmuję, przecież to on chciał urwać kontakt, więc nie będzie mnie w żaden sposób zagadywał czy coś w tym stylu. Kamień trochę spadł mi z serca ale mimo wszystko widok blondyna po tym co nas łączyło, większego czy mniejszego, będzie dla mnie bolesny. Bardziej bolesny niż te cholerne gardło. Muszę natychmiast wziąć jakieś leki i kupić słoiczek miodu. Miód jest lekarstwem na wszystko, dosłownie.

- Halo? - szepnęłam do telefonu przyciskając go ramieniem do ucha, jednocześnie zakładając na nogi spodnie dresowe.

- Eve, cześć, możemy się spotkać? - usłyszałam po drugiej stronie dziwnie podejrzany głos Luny.

- Nie mogę teraz, jestem trochę zajęta. - odparłam, po czym przełączyłam na tryb głośnomówiący i odłożyłam telefon na łóżko zakładając na siebie czarną koszulkę.

- Jasne, rozumiem. - powiedziała smutnym głosem. - W takim razie do zobaczenia później.

- Co? - spytałam zdziwiona, bo nie umawiałam się z nią na później ale blondynka nie odpowiedziała, tylko od razu się rozłączyła.

Okej, to było dziwne. Najpierw przyjeżdża i zachowuje się w bezczelny sposób wobec mnie, a teraz dzwoni podejrzanie smutna i czymś przyjęta? Nie nadążam. Nie wiem co się stało i czemu Luna w ogóle zadzwoniła żeby się spotkać, a nie od razu przyjechała bez zapowiedzi, jak to miała w zwyczaju. Jednak nie przejmowałam się tym na tyle, by chcieć się z nią teraz widzieć i zachowywać jak gdyby nigdy nic. Ubrałam buty i związałam włosy w wysokiego ścisłego kucyka, po czym wyszłam z pokoju, a następnie budynku, by udać się do najbliższego sklepiku po słoiczek miodu. Szłam ulicą czując grzejące promienie słoneczne na moich ramionach, które były przykryte czarną koszulką przyciągającą swoim kolorem całe ciepło. Ciekawe czemu akurat kolor czarny przyciąga słońce, to zastanawiające. Skręciłam w boczną uliczkę widząc przed sobą świecący szyld osiedlowego sklepiku i kroczyłam przed siebie prosto w jego stronę. Już miałam otwierać drzwi, gdy te nagle otworzyły się przede mną ukazując wychodzącego ze środka chłopaka. Stanęłam przed nim zdziwiona i nieco zmieszana, po czym spuściłam głowę w dół i wyminęłam go chcąc wejść do sklepu i wziąć to, po co przyszłam.

- Poczekaj. - powiedział chwytając mnie za nadgarstek i zatrzymując na moment.

- Co? - szepnęłam odwracając się przodem do niego i spojrzałam w niebo by nie nawiązywać kontaktu wzrokowego z jego tęczówkami.

- Czemu szepczesz? - zmarszczył brwi, co mogłam zauważyć przez jego zbliżenie się do mnie i zwrócenie tym samym uwagi moich oczu na jego twarz.

- Bo muszę. - kaszlnęłam. - Co chcesz? Szybko. - westchnęłam stojąc cały czas ze swoim nadgarstkiem w jego objęciu.

- Przepraszam, że wtedy dałem ci te prochy. - zagryzł dolną wargę. - Nie przemyślałem tego.

- Wybaczam, a teraz na prawdę muszę już iść. - wyrwałam rękę z jego delikatnego uścisku i chwyciłam klamkę sklepowych drzwi. - Pa Daniel. - odwróciłam się do niego i obdarowałam skromnym uśmiechem.

PART OF YOU [I'm afraid of]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz