Rozdział dwudziesty pierwszy.

382 14 7
                                    

Otworzyłam oczy i pierwsze co poczułam, to masakryczny ból prawej ręki chcąc nią poruszyć. Spojrzałam na wspomnianą kończynę widząc ją owiniętą w gips i "ubraną" w temblak. Zaskoczona tym widokiem podniosłam się do siadu, a kolejny ból, tym razem lewego boku, zaatakował mnie natychmiastowo i z zaskoczenia. Zacisnęłam powieki i zagryzłam wargę, nie chcąc wydrzeć się z bólu i dyskomfortu w poruszaniu się. Po raz kolejny spróbowałam się podnieść, tym razem bardzo powoli i ostrożnie. Gdy już mi się udało to zrobić i stałam na prostych nogach, ruszyłam w kierunku białych drzwi otwierając je i rozglądając się po obcym pomieszczeniu. Nie miałam pojęcia gdzie byłam i jak się w tym miejscu znalazłam ale interesowało mnie to mniej niż fakt, że jakimś cudem przeżyłam skok z wysokiego budynku łamiąc przy tym jedynie rękę i, podejrzewam, żebra. Z grymasem na twarzy ruszyłam w kierunku głosów dobiegających zza rogu korytarza i gdy już miałam wejść do kolejnego pomieszczenia, usłyszałam bardzo ciekawy dialog między dwiema osobami.

- Powinniśmy jej od razu powiedzieć jak było.

- Dobrze wiesz, że to by ją zabiło.

- Dziewczyno, właśnie te kłamstwo ją prawie zabiło.

- Ukrywanie prawdy to nie kłamstwo.

- A jak inaczej to nazwiesz?

- Ukrywaniem prawdy.

- Jesteś psychiczna.

- A ty zjebany.

Wychyliłam się żeby upewnić się czy poprawnie rozpoznałam głosy rozmawiających osób ale gdy to zrobiłam, ból lewego boku zaatakował znowu i z zaskoczenia, przez co upadłam na ziemię dając tej dwójce o sobie znać. Jęknęłam czując jak złamana ręka została przygnieciona do ziemi moim ciałem i już miałam gdzieś czy Luke i Luna mnie widzą, czy nie. W tamtej chwili jedyne czego potrzebowałam, to pomocy w podniesieniu się.

- Kurwa. Powinnaś leżeć w łóżku, a nie na ziemi. - krzyknął blondyn widząc mnie leżącą na białych panelach i podbiegł do mnie wyciągając ręce w moją stronę.

- A ty powinieneś dać mi spokój. - syknęłam dając mu do zrozumienia żeby nie próbował nawet mnie dotykać, choć w głębi duszy błagałam o to by mnie podniósł.

- Przestań być taka uparta. - chwycił mnie delikatnie pod ramię i uniósł do góry zakładając moją rękę na swoją szyję.

- Zostaw mnie. - wciąż upierałam się przy swoim.

- Jesteś pewna, że chcesz bym cię teraz puścił? - spytał z uśmiechem na twarzy.

- Nie. - odpowiedziałam krótko. - I przestań się uśmiechać, bo jak ci przywalę tym gipsem to ciebie będzie trzeba zaraz podnosić z ziemi. - warknęłam, nie mając ochoty na jego głupie żarty.

Z pomocą tego kretyna udało mi się usiąść przy stole, przy którym siedział z Luną i gdy już poczułam się stabilnie w tej pozycji, spojrzałam na blondynkę rozgniewanym wzrokiem. Nie docierało do mnie jak moja własna przyjaciółka mogła zrobić mi coś tak obrzydliwego. Przespanie się z Luke'em to jedno ale chęć zrobienia mi krzywdy fizycznej wjeżdżając we mnie swoim samochodem? Ja pierdole. Szybko odwróciłam od niej wzrok dostrzegając dosiadającego się chłopaka i zadałam im jedno pytanie, którego odpowiedź była dla mnie w tamtej chwili najważniejsza. Otóż, gdzie ja do cholery jestem. W odpowiedzi oczywiście oboje milczeli, co mnie w sumie nie zdziwiło, więc zadałam pytanie po raz drugi przybierając tym razem bardziej stanowczy ton.

- Widzę, że wstałaś. - usłyszałam męski głos, który wydawał mi się bardzo znajomy. Odwróciłam głowę chcąc sprawdzić do kogo należy ale gdy już się dowiedziałam, żałowałam.

PART OF YOU [I'm afraid of]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz