Rozdział piąty.

554 22 3
                                    

Zacznę od tego że, Luke nigdy nie był mój więc nie mam pojęcia dlaczego Daniel myślał inaczej. Okej, mogło to tak wyglądać ale w gruncie rzeczy wiedziałam o tym tylko ja. Nikt inny prócz taty i Luny, której ostatnio to wyznałam, nie wiedział o moim uczuciu do blondyna. Chyba, że on powiedział to bratu wyśmiewając mnie przy tym. Jeśli tak, to nastawienie Daniel'a do mnie byłoby nawet zrozumiałe. W końcu był dla mnie na prawdę dobry i czuły, a ja i tak obdarzyłam uczuciem ostatniego dupka na tej planecie. Zaznaczę tylko, że już tego nie czuję. Nie. Pomimo wszystko byłam ciekawa tego jak zmienił się Luke skoro nawet jego brat twierdził, że to już nie jest ta sama osoba. Westchnęłam zajeżdżając samochodem pod dom i chwilę jeszcze siedziałam w środku, zanim z niego wysiadłam udałam się do domu.

- Tato? - krzyknęłam zapowiadając swoje przybycie.

- Eve? Co tu robisz? Czemu nie mówiłaś, że przyjedziesz? - ucieszył się na mój widok i podszedł do mnie tuląc mnie do swojej piersi.

- A taka tam niespodzianka. - zaśmiałam się i oderwałam od ojca chcąc pójść do swojego pokoju rozpakować torby.

- Do kiedy zostajesz?

- Do piątku ale nie martw się, za pięć miesięcy znowu tu wrócę więc odpoczywaj ile możesz. - uśmiechnęłam się.

Po rozpakowaniu się i zjedzeniu z tatą wspólnej kolacji, zadzwoniłam do Cait chcąc poinformować ją o swojej wizycie i zaproponować spotkanie. Siostra jednak z przykrością musiała odmówić tłumacząc się, że właśnie jest z Mason'em w Sydney na ich opóźnionym miesiącu miodowym. Było mi przykro, że nie spotkam się z nią tym razem ale mimo wszystko życzyłam jej i Mason'owi udanego wyjazdu i rozłączyłam się. Siedząc na łóżku i przeglądając swoją książkę kontaktów, natrafiłam na numer Luny, a nad nią znajdował się numer Luke'a, który w końcu zapisałam. Może powinnam go usunąć z telefonu ale chyba po prostu nie potrafię. To tylko głupi numer. Przynajmniej będę wiedziała, że to on jeśli będzie jeszcze kiedyś do mnie dzwonił. Jeśli.

- Spotkamy się? Mam trochę wolnego czasu, więc jeśli nie masz żadnych planów to daj znać. - nagrałam się na pocztę głosową przyjaciółki, której telefon był wyłączony.

Nie miałam co ze sobą zrobić przez to, że z każdym z moich znajomych było coś nie tak. Cait nie było, Luna nie odbierała, Daniel jest jakiś dziwny, a Luke'a nawet nie biorę pod uwagę. Żałuję, że nie zabrałam ze sobą Nat. Poznałaby tatę i pokazałabym jej Baltimore, które na pewno by się spodobało dziewczynie. Niestety nie wpadłam na to, że każdy będzie miał mnie w dupie gdy tu przyjadę. Położyłam się plecami na łóżko i wpatrywałam w sufit myśląc o tym, jak mogę sobie umilić dzisiejszy dzień. Była godzina osiemnasta więc miałam nadzieję, że Marisol jest w domu i będzie miała ochotę się ze mną zobaczyć. Podczas mojej nieobecności rozmawiałyśmy przez telefon tylko raz i to wtedy, gdy potrzebowałam od niej adres szkoły muzycznej bo zgubiłam kartkę, którą mi podarowała w prezencie. Nie mam pojęcia czemu więcej razy nie zadzwoniła i czemu ja tego nie zrobiłam. Mam w zwyczaju myśleć, że jeśli ktoś nie próbuje utrzymać ze mną kontaktu, to sama również nie okazuję jakiegokolwiek zaangażowania. Jednak Marisol była dla mnie kimś więcej niż tylko matką Daniel'a. Była moim wsparciem i spokojem, a ja tylko mam nadzieję, że to się nie zmieniło i wciąż będzie chciała być przy mnie gdy będzie taka potrzeba. Chyba, że ona również zmieniła swoje nastawienie do mnie tak jak jej syn i jego brat.

Zajechałam pod dom Hayes'ów nie wspominając kobiecie o swoich odwiedzinach. Chciałam ją miło zaskoczyć, więc po drodze wstąpiłam do sklepu po wino i stojąc już pod drzwiami zapukałam w drewnianą powłokę trzymając w dłoni szklaną butelkę z czerwonym płynem. Wewnątrz domu paliło się światło tylko w jednym pomieszczeniu na górze więc obawiałam się, że niestety nie uda mi się zobaczyć z Marisol. Już miałam odchodzić spod wejścia ale czyjś krzyk dochodzący z domu mnie odwiódł od powrotu do siebie i nie czekając na zaproszenie, po prostu wparowałam do środka rozglądając się po wnętrzu. Ciemność. Na dolnym pietrze nie paliło się żadne światło, za to z góry dobiegał dźwięk muzyki i jakichś śmiechów. Odłożyłam butelkę wina na komodę przy drzwiach i powoli skierowałam się po schodach na wyższe piętro. Hałasy dochodziły z pokoju, do którego na pewno nie chciałam wchodzić, jednak stojąc bliżej i słysząc ponowny śmiech mogłam stwierdzić, że będąca w środku i śmiejąca się osoba to ewidentnie była Luna. Wchodzić czy nie wchodzić? Cholera.

PART OF YOU [I'm afraid of]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz