Rozdział dwudziesty trzeci.

362 12 61
                                    

Reszta imprezy minęła dość szybko, bo trzeba było odwieźć pijanego Willa do domu, a następnie mnie do akademiku. Postawa Nick'a po sytuacji z Luke'em wydawała mi się dość dziwna, ponieważ chłopak nie był ani zły, ani smutny. Wydawałoby się, że nawet zadowolony z tego, że odrzuciłam Luke'a dla niego. Szczerze mówiąc nie uważam, że tak było. Odrzuciłam blondyna dla siebie i własnego dobra, a nie dla Nick'a czy kogokolwiek innego. A fakt, że aktualnie mnie z nim coś łączy, jest jedynie dodatkiem w tej całej sytuacji.

- Jak było? - spytała Nat rozbudzając się po moim powrocie.

- Szkoda gadać. - westchnęłam padając plecami na łóżko.

- Teraz tym bardziej chcę wiedzieć. - usiadła na łóżko krzyżując nogi w kokardkę i przyglądała mi się z zaciekawieniem w oczach.

- Wszystko było super, aż tu nagle pojawia się znikąd Luke i jak zwykle wszystko psuje. - zamknęłam oczy przecierając twarz dłońmi.

- Poważnie? A co zrobił?

- Nawet nie chodzi o to co zrobił, a co powiedział.. - wypuściłam ciężko powietrze z płuc. - Stwierdził, że to z nim powinnam być, bo przecież coś nas łączy. - parsknęłam ironicznym śmiechem.

- To już jest chore, Eve. - stwierdziła. - On już wybrał ścieżkę, którą chce podążać i ty nie powinnaś iść z nim pod rękę, a uciekać w przeciwnym kierunku. - podsumowała swoimi, jak zawsze, mądrymi słowami.

- I tak mu właśnie powiedziałam. - zacisnęłam usta w cienką linię. - Tylko nie wiem czy w zgodzie z samą sobą. - uniosłam się na łokciach do pozycji pół leżącej i spojrzałam na Natalie z rozżaloną miną.

- Nawet mnie nie wkurzaj. - przekrzywiła głowę na bok patrząc na mnie spod rzęs. - Dobrze wiesz jak to się skończyło i jak będzie się za każdym razem kończyć.

- Wiem, że masz rację i pragnę w to wierzyć ale to nie jest wcale takie proste. - ponownie padłam na plecy i położyłam poduszkę na swoją twarz by po chwili zacząć w nią krzyczeć chcąc sobie ulżyć.

Teraz chyba zaczynam rozumieć słowa Luke'a o tym, że rzucenie prochów wcale nie jest dla niego łatwe. Uzależnienie to choroba, która jest potężną kulą u nogi i nie ważne czy jest to uzależnienie od jakiejś substancji, czy od osoby. Ja jestem uzależniona od niego i przyznaje to z cholernym bólem serca. Obawiam się, że już nie ma dla mnie ratunku. Chyba nie ma instytucji zajmujących się tego typu przypadłością. Myślałam, że niczego się nie boję ale wiem, że moim jedynym strachem jest to, że nigdy nie przestanę go kochać. Może teraz go kocham i nienawidzę w jednym ale wciąż gdzieś te miłosne uczucie do niego we mnie siedzi, a bardzo tego nie chcę. Co jeśli nigdy nie zdołam się od tego uwolnić? Co jeśli to mnie doprowadzi do jakiejś ostateczności, z której nie uratuje mnie już nic? Może tak by było lepiej? Może dla każdego wygodniej? Może.

- Przebierz się w piżamę i idź spać, jest już późno. - rozkazała przyjaciółka, po czym położyła się tyłem do mnie i prawdopodobnie rozpoczęła podróż do krainy snów.

- Dobrze. - odpowiedziałam wstając z łóżka i wyciągając z szafy pierwszy lepszy t-shirt.

Tym razem przed założeniem koszulki przyjrzałam się jej, by przypadkiem nie ubrać jednej z tych należących do blondyna. Pomimo, że miałam wyrzucić tą z Cobain'em, to jednak schowałam ją w głębinach szafy czując niewielki sentyment do tego pieprzonego kawałka materiału. Poza tym niekulturalnym jest wyrzucanie cudzej własności. Tak sądzę. Po przebraniu się i zmyciu resztek makijażu, położyłam się do łóżka i zakryłam kołdrą całe ciało wraz z głową, a następnie chwyciłam do ręki telefon wybierając opcję wiadomości.

PART OF YOU [I'm afraid of]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz