Rozdział 3

208 7 24
                                    

Kamila

Wychodzę szybkim krokiem z salki teatralnej, zostawiając tam Domi. Wpycham do torby list od właściciela mieszkania, które wynajmuje od kilku lat moja mama, i niemal truchtem zmierzam na drugi koniec szkoły, mijając ostatnich uczniów, kierujących się na lekcje. Mam tylko nadzieję, że klasa, idąca dzisiaj z nauczycielką sztuki do teatru, wciąż jest w budynku, bo inaczej nie będę miała jak stąd niezauważenie uciec.

Na całe szczęście, kiedy docieram do wyjścia ze szkoły, nadal stoi tam grupka uczniów, więc wtapiam się w tłum, korzystając z okazji, że nauczycielki nie ma na korytarzu. Kilka osób patrzy na mnie ze zdziwieniem, ale w ich oczach widać też strach, dlatego jestem pewna, że nikt na mnie nie zakabluje.

Przez kilka minut wszyscy stoimy na korytarzu i w sumie nie wiem, na co czekamy. Nagle jednak daje się słyszeć głośny stukot obcasów, a ja kątem oka dostrzegam idącą w naszą stronę nauczycielkę sztuki, obok której idzie moja największą zmora. O kurwa...

Dyrektorka podchodzi do nas z dziennikiem w ręku, po czym zaczyna sprawdzać liczbę uczniów i wypuszcza ich po kolei ze szkoły, odznaczając każdego. Przeliczam szybko całą grupę. Cholera, wszyscy są obecni...

Powoli wycofuję się z coraz mniejszego tłumu, próbując niepostrzeżenie przedostać się na pierwsze piętro. To moje jedyne wyjście, jeśli nie chcę zostać złapana przez tę starą jędzę. Spoglądam to na dyrektorkę, to za siebie, zmierzając tyłem w stronę schodów. Wykorzystuję moment, kiedy kobieta patrzy w dziennik zamiast na uczniów i odwracam się, wbiegając na stopnie.

— Wójcik! — Zatrzymuję się wpół kroku, słysząc nagle przerażająco wściekły głos dyrektorki, po czym obracam się w jej stronę. Niech to szlag... — A ty co tutaj robisz?!

— Dzień dobry pani dyrektor — cedzę przez zaciśnięte zęby uprzejmość, uśmiechając się sztucznie. — Ja tylko brałam książki z szafki i już idę na następną lekcję, spokojnie.

— Robisz to po dzwonku?! Kiedy wszyscy już są w salach?! Myślisz, że jestem ślepa i nie zauważyłabym, że stoisz przy szafkach?! — No to wpadłam. — W tej chwili idź do mojego gabinetu! Zaraz tam przyjdę i sobie porozmawiamy!

Próbując trzymać nerwy na wodzy i nie zabić dyrektorki, zeskakuję ze schodów i zmierzam do azylu kobiety. Po wejściu do pomieszczenia siadam naprzeciwko biurka tej jędzy, rzucając swoją torbę na podłogę obok krzesła. Z kieszeni mojej skórzanej kurtki wyciągam telefon, a następnie piszę Dominice wiadomość o tym, co się stało. Przy okazji sprawdzam też godzinę, bojąc się, że nie zdążę na spotkanie z właścicielem mieszkania. Zostało mi jeszcze pół godziny. Jeśli dyrka będzie się streszczać, to powinnam zdążyć.

Kilka minut później rozwścieczona kobieta wpada do swojego gabinetu. Z hukiem rzuca dziennik na biurko, patrząc na mnie, jakby chciała mnie zabić. Obserwuję ją z obojętnością, czekając tylko aż zacznie swoje kazanie.

— Czy ty jesteś nienormalna, dziewczyno?! Czy ty wiesz, co chciałaś zrobić?! Czy ty wiesz, co mogłoby się stać, gdybyś wyszła w czasie lekcji poza teren szkoły?! — No i zaczyna się... —Zdajesz sobie sprawę, co by było, gdyby coś ci się stało?! Przecież ucierpiałaby na tym nie tylko reputacja szkoły, ale i moja reputacja, bo to ja bym za to odpowiadała! — krzyczy dyrektorka, a ja przewracam oczami. Jej reputacja i tak nie jest zbyt dobra, przynajmniej w tej szkole, więc nie wiem, czym się tak przejmuje. Za dużo by się nie zmieniło. — A twoja matka?! Pomyślałaś o tym, co ona by przeżywała?

— Zamknij się! — Reaguję ostro na wzmiance o mojej mamie, nie mając zamiaru pozwolić na to, żeby była jakkolwiek wplątana w tę sytuację.

Przeszłość nigdy nie znika: Dwa światy - jedna historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz