Rozdział 11

83 6 1
                                    

KENDALL

Jestem w drodze do domu po kilkudniowym pobycie u rodziców. Pomyślałem, że taki wyjazd dobrze mi zrobi i rzeczywiście tak jest. W domu rodzinnym mogłem chociaż przez chwilę odpocząć. Poza tym miałem cichą nadzieję, że znajdę tam coś, co pozwoli mi na ponowny kontakt z Dominiką. Liczyłem na numer telefonu jej rodziców, albo coś w tym stylu, ale końcowo nic nie znalazłem. Mimo tego cieszę się jednak, że odwiedziłem rodzinkę, bo dość dawno jej już nie widziałem. Żałuję, że nie mogę spotykać się z nimi częściej niż raz na kilka miesięcy, ale cóż, taka praca. Zazwyczaj muszę być na miejscu, gotowy do nagrywania piosenek, wywiadów, czy koncertów.
W tej branży pracuje się codziennie, z małymi wyjątkami. Szczerze mówiąc, czasami chciałbym rzucić to wszystko i zaszyć się gdzieś, gdzie nie będę rozpoznawalny, ale tak naprawdę są to tylko chwile słabości. Dobrze wiem, że nigdy wżyciu nie rzucę muzyki. Za bardzo kocham to robić , żeby ot tak to zostawić i zająć się czymś innym, chociaż nie powiem, większą ilością wolnego czasu bym nie pogardził.

Wzdycham cicho, parkując na dobrze znanym mi podjeździe, po czym wysiadam z auta, a następnie wyjmuję z niego sportową torbę, w którą spakowałem rzeczy na wyjazd. Wchodzę do domu, już od progu słysząc śmiechy, dochodzące z salonu. Czuję, że coś mnie ominęło, ale tak szczerze, to chyba nie chcę wiedzieć co, a przynajmniej nie teraz. Jestem zbyt zmęczony, więc w tym momencie mam tylko ochotę przemknąć po cichu do mojej sypialni, żeby odespać nocki, które zawaliłem podczas grania na konsoli z moimi starszymi braćmi. Odpoczynek nie jest mi jednak dany, bo żeby dostać się do pokoju, muszę niestety przejść obok salonu.

— Kendall, nareszcie jesteś! No ile można na ciebie czekać? Miałeś wrócić już wczoraj. A zresztą, nieważne. Chodź i siadaj, brachu. Co tam u twojej rodzinki? Opowiadaj! — James dopada mnie z szerokim uśmiechem, a ja od razu wyczuwam postęp.

— A ty co taki podekscytowany? Znalazłeś sobie w końcu dziewczynę, czy o cholerę ci chodzi? Co mnie ominęło? — Siadam niepewnie na kanapie, wodząc wzrokiem między Jamesem, Carlosem oraz Loganem.

— Haha, nie. Fanowska poczta dziś przyszła. — Maslow wskazuje na dość duży wór, stojący w rogu pomieszczenia, a jego uśmiech z każdą chwilą robi się coraz większy. No tak, zapomniałem, że podczas dostaw listów od fanów, to właśnie James cieszy się najbardziej. Czasami mam wrażenie, że takie dni są dla niego trochę jak Gwiazdka dla małego dziecka.

— No to świetnie, stary, a mogę przynajmniej odnieść rzeczy do pokoju? — Odrywam na chwilę wzrok od Jamesa, wskazując na leżącą w przedsionku torbę.

— Daj spokój, nie ma czasu, później to zrobisz. — Słyszę oddalający się głos mojego przyjaciela, a kiedy dosłownie kilka sekund później z powrotem przenoszę na niego wzrok, on siedzi już z workiem listów na kolanach. Teleportował się czy jak?

Kolejne godziny mijają nam na czytaniu korespondencji od fanów z całego świata. Zazwyczaj zajmuje się tym nasz management, bo listów jest po prostu za dużo i gdybyśmy chcieli każdy przeczytać, a potem każdemu odpisać, to chyba nie starczyłoby nam życia. Od czasu do czasu jednak prosimy naszych pracowników o przygotowanie przynajmniej jednego worka, żebyśmy też mogli zapoznać się z wielbicielami naszej muzyki, czy serialu. Dzięki temu możemy poznać trochę lepiej ludzi, którym tak wiele zawdzięczamy, co moim zdaniem jest naprawdę świetne.
Większość osób, które do nas piszą, są płci żeńskiej. Ich listy są do siebie bardzo podobne, a zarazem bardzo różne. Niektóre dziewczyny piszą krótko i zwięźle, na końcu prosząc jedynie o autograf, a inne zwierzają nam się ze swoich problemów. To w sumie miłe wiedzieć, że ktoś ci ufa, nie znając cię osobiście, ale z drugiej strony, jest toteż trochę dziwne.
Poza tym, wiele listów jest też od dzieciaków, ze względu na publiczność, oglądającą nasz serial, ale jakoś mi to nie przeszkadza i chłopakom chyba też nie.

Przeszłość nigdy nie znika: Dwa światy - jedna historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz