Rozdział 21

67 4 1
                                    

DOMINIKA

Ze snu wyrywa mnie dzwonek mojego telefonu. Biorę go po omacku do ręki i zaspanym wzrokiem sprawdzam, kto budzi mnie o tak wczesnej porze. Rozbudzam się jednak od razu, kiedy na ekranie dostrzegam numer Browna. Szybko przecieram oczy, odbierając połączenie.

— Halo? — Podnoszę się do pozycji siedzącej. — Mike, czemu dzwonisz tak wcześnie? Co się stało? Coś nie tak z Kendallem? Był kolejny napad?

— Nie, Schmidt jest jeszcze w domu — twierdzi mężczyzna, co trochę mnie uspokaja. — Dzwonię, bo jestem już pod hotelem. Zejdziecie?

— Tak, jasne — odpieram, trochę zdziwiona, bo mieliśmy spotkać się dopiero za godzinę. — Daj mi tylko chwilę, żebym mogła obudzić dziewczyny i żebyśmy mogły się ogarnąć, okay?

— Dobra, to czekam — mówi wyrozumiale Brown, rozłączając się.

Najszybciej, jak umiem, podnoszę się z łóżka i biegnę obudzić moje przyjaciółki. Zaczynam walić w drzwi ich pokoi, jakby się paliło, bo wiem, że tylko to wyciągnie je z łóżka. Kiedy tylko słyszę, że Monika i Kamila zwlekają się z łóżek, pędzę z powrotem do swojej sypialni, wrzeszcząc tylko na całe mieszkanie, że dzisiaj zaczynamy wcześniej pracę.
Kilka minut później, już ubrana, wypadam jak burza z mojego pokoju, niemal zderzając się z dziewczynami. Co prawda są ogarnięte, ale ich miny zwiastują moją szybką śmierć. Nie chcę tracić czasu, więc staram się nie zwracać na nie uwagi i idę do kuchni, z nadzieją, że Kami i Monia choć trochę się uspokoją, jeśli na chwilę zejdę im z oczu.

— Dominika, stój! — krzyczy moja kuzynka, drepcząc za mną. — Czemu nas tak wcześnie obudziłaś?! Jest dopiero piąta rano!

— Właśnie, o chuj chodzi?! — wtóruje jej wściekła Kamila.

— Brown do mnie zadzwonił i stwierdził, że czeka już pod hotelem — wyjaśniam najzwięźlej, jak potrafię. — Prosił, żebyśmy zeszły, więc was obudziłam. Nie miałam innego wyjścia.

— Zegarek mu się zjebał, czy co?! — Wójcik jest coraz bardziej rozzłoszczona.

— Kami, możesz nie przeklinać? — proszę niepewnie, na co moja przyjaciółka wzrusza tylko obojętnie ramionami. — Dziewczyny, dajcie spokój. Widocznie Mike miał powód, żeby przyjechać wcześniej. Zaufajcie mu trochę, dobrze?

— A czemu miałybyśmy? — Monika patrzy na mnie ze zdziwieniem. — Od kiedy ty tak wierzysz ludziom, co?

— Chyba nie bez powodu jest prawą ręką szefa, prawda? — sugeruję, rzucając moim współlokatorkom po jabłku. — Poza tym, pomógł mi wykiwać pracowników agencji, kiedy miałam zakaz wychodzenia z budynku. Jak się go bliżej pozna, to naprawdę zachowuje się po ludzku, a nie jakby był stworzonym tylko do pracy robotem.

Słysząc moje słowa, Monika wzdycha ciężko, a Kamila przewraca oczami, ale nic już nie mówią. W ciszy wychodzimy więc z mieszkania, a następnie zbiegamy po schodach i wychodzimy przed budynek. Szybkim krokiem podchodzimy do, stojącego niedaleko, samochodu Browna i wsiadamy, zajmując tylne siedzenia.

— Dzień dobry, dziewczęta. — Mężczyzna od razu odpala silnik, nawet nie dając nam chwili na zapięcie pasów.

— Dla kogo dobry, dla tego dobry — odburkuje Kami. — Czy ty masz człowieku jakiś problem z zegarkiem? Zjebał ci się? Kupić ci nowy?

— Kamila! — strofuję ją razem z Moniką.

— No co? — Dziewczyna patrzy na nas z miną niewiniątka. — Przecież tylko zapytałam.

Przeszłość nigdy nie znika: Dwa światy - jedna historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz