Rozdział 11

375 26 12
                                    

Nie mam pojęcia, która jest godzina, ale na pewno nie ma jeszcze 7:00.
Nagle ktoś otworzył drzwi sali.

-- Jacob co ty tu robisz? Choć weź swoje rzeczy tylko po cichu i szybko, opiekunowie przyszli po Ciebie...

Tylko tyle zdążyłam zarejestrować z wypowiedzi pielęgniarki, później znów zasnęłam.

---

A która to godzina? 9:00 hmmmm, no chyba starczy tego dobrego.

Mój monolog przerwała pielęgniarka, która właśnie weszła do sali z tacą. Weszła bez słowa, zostawiła tacę, zabrała tą z wczoraj i wyszła.
Trochę niefajne było jej zachowanie. Nawet dzień dobry nie powiedziała. Ani me, ani be, ani pocałuj mnie w dupe. Chamstwo.

*Na śniadanie wiedzę, że dostałam to samo co na kolację, chociaż nie chwila, teraz dostałam jeszcze arbuza*

^15 minut później^

Do sali przyszła inna pielęgniarka. Bez słowa zabrała tacę i już miała wyjść, ale nie mogłam jej na to pozwolić. To moja ostatnia deska ratunku żeby się ogarnąć.

-- Przepraszam.

-- Tak? -- uprzejmość biła na kilometr.

-- Emm. Chciałam się zapytać czy jest możliwość bym wzięła prysznic? -- kolejna akcja, w której zabrzmiałam jak idiotka.

-- Ależ oczywiście, a czujesz się na siłach żeby wstać?

Albo przykleiła głupa albo powiedziała, to serio poważnie.

*Spałam ponad tydzień prze pani ja się świetnie czuję*

-- Tak, jestem na siłach.

^50 minut później^

Jeszcze nigdy w życie nie odczuwałam takiej ulgi z prysznica. Bardzo tego potrzebowałam. Ciepły prysznic, świeżo umyte włosy, od razu człowiekowi poprawia się samopoczucie.

Jeszcze zanim wróciłam "do siebie" postanowiłam pomówić z tym jakże "inteligentnym" lekarzem. Ten oczywiście kiedy tylko mnie zobaczył miał ból dupy o to, że wyszłam z sali. Do jego narzekania na mnie dołączyły się pielęgniarki i starsi pacjenci. Jak spytałam kiedy będę mogła wreszcie stąd wyjść, ten do mnie, że nie wie bo mój stan jest nie stabilny.
Jak on medycynę zdał? Kurwa on jest niestabilny. Psychicznie kurwa.

Ignorując głupie komentarze wszystkich na tym piętrze, wróciłam do sali i zaczęłam czytać do końca swój komiks.

Czas mijał, nie zdążyłam ogarnąć kiedy nadeszła 16.

*Wczoraj o tej godzinie pojawił się Kai. Ciekawi mnie czy dziś też ktoś o tej przyjdzie*

No i wykrakałam. 16:01 do sali wszedł Cole. W ręce trzymał mój szkicownik i piórnik.

-- Cześć, jak się czujesz? -- podszedł bliżej i usiadł na brzegu łóżka.

-- Wspaniale, jeszcze nigdy w życiu nie miałam w sobie tyle energii. -- cały czas szczerzyłam się do czarnowłosego.

-- To super! Kai powiedział, że chciałaś swój szkicownik, więc proszę, oto on. -- wręczył mi obie rzeczy do rąk -- A tu jeszcze jedna rzecz.

Wyjął kostkę Rubika z kieszeni spodni i położył ją obok mnie.

Mistrzyni Kryształu |Ninjago|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz