Rozdział 51

167 8 2
                                    

Oto nastał ten dzień. Ostateczna bitwa.

Pixal przed piątą rano oznajmiła nam, że generałowie i dowódca wkroczyli na teren miasta.
Wiedzieliśmy, że to jest ten czas, kiedy w końcu terror dobiegnie końca.

Jak na szpilkach wszyscy szykowaliśmy się na bitwę.
Ninja chcieli wyjechać jak najszybciej. Tak więc trzeba było się streszczać ze wszystkim.
Kai przenosił złote bronie do centrali. Zane i Pixal sprawdzali stany maszyn. Cole jak to on, zajadał stres, natomiast Nya, Jay, Lloyd i Morro byli zwarci i gotowi do startu.
Niestety ja jestem daleko w polu. Może dzisiejszej nocy nie miałam koszmaru, jednak obudziłam się w nocy i nie mogłam zasnąć. Stres związany z tak dużą odpowiedzialnością spoczywającą na moich plecach spowodował, że już od samej pobudki chodzę z nogami jak z waty i nie jestem w stanie nic zjeść. Tylko picie jest w stanie mnie uratować.

I co ja mam teraz ubrać. Strój od Willow jest sprawdzony, ale tego od Borga jeszcze nie miałam na sobie. BOŻE DZIEŃ WALKI, A JA SIĘ KURWA ZASTANAWIAM W CO SIE UBRAĆ!

Zdesperowana wzięłam strój od Borga oraz pancerz ze stroju od czarownicy. Z wielką przyjemnością połączyłam elementy obu strojów.

Związałam włosy w luźniejszą kitkę i pobiegłam do centrum.
Wszyscy czekali tylko za mną.
Wsiadłam na motor, założyłam kask i zdążyłam włączyć silnik, kiedy przed nami pojawiła się Miasko.

-- Powodzenia Ninja. -- zwróciła się do nas zmartwiona -- I Morro. -- dodała oschle w stronę mistrza wiatru.

-- Uważajcie na siebie moi uczniowie. -- odezwał się sensei Wu -- Pamiętajcie, Ninja nigdy się nie poddają.

-- Tak sensei! -- odkrzyknęliśmy wszyscy razem.

-- Ninja Go! -- krzyknęli chłopacy i ruszyli swoimi maszynami w stronę wyjazdu.

Misako i sensei po chwili zniknęli w głębi kompleksu.

Jako ostatnia ruszyłam w stronę wyjścia. W połowie drogi do wyjazdu źle się poczułam. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Po chwili doszedł kaszel. Zaczęłam się dusić.
Zatrzymałam motor. Kaszel nie ustępował. Zdjęłam kask i odrzuciłam go od siebie. Znów zaczęłam kaszleć. Przetarłam dłonią po buzi i zobaczyłam krew. Przerażona patrzyłam na krew kapiącą mi z buzi na dłoń.
Wytarłam jeszcze raz buzię i zaczęłam się podnosić z motoru. Przerzuciłam prawą nogę i stanęłam koło motoru. Cała chwiejąca się złapałam za rączkę od kierownicy i podniosłam głowę z stronę wyjazdu. Starając się wyostrzyć obraz, zobaczyłam biegnącą zieloną postać.

-- Luna! -- krzyknął przerażony Lloyd.

Kiedy blondyn był na prawdę blisko mnie mogłam ujrzeć to przerażenie wymalowane na jego twarzy.

-- Lloyd? Co ty tu robisz? -- spytałam półgłosem.

Nagle dopadł mnie atak kaszlu. Zaczęłam się dusić tą krwią. Powoli padłam na kolana, zakrywając się ręką, by nie kaszleć krwią na chłopaka.

-- Chodź. Zabiorę cię do laboratorium. -- powiedział przejęty pochylając się nade mną.

Chłopak wziął mnie na ręce i powoli zaniósł do laboratorium.
W środku położył mnie na dobrze mi znanym stole, a sam zaczął szukać leków.

-- Czemu się wróciłeś? -- spytałam półprzytomna.

-- Wróciłem się, bo Zane powiedział, że nie jedziesz za nami. I nie żałuję, że to zrobilem. -- odparł łagodnie odrywając się od poszukiwań.

Mistrzyni Kryształu |Ninjago|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz