19

88 7 0
                                    

-Melanie, jak się czujesz? - gdy tylko przekroczyłam próg domu, ojciec pojawił się w korytarzu.

-A jak mam się czuć? - obok ojca pojawiła się mama, która wymownie spojrzała na mnie i uniosła lewą brew. - Dobrze.

-To dobrze. Olivier przyjedzie za trzy dni.

-Wiem, był tu. - w moim głosie można było wyczuć, że nie mam ochoty na tę rozmowę.

-Dobrze. Możesz iść. - prychnęłam słysząc jego przyzwolenie na to, by pójść do własnego pokoju.

-Dzięki za pozwolenie. - mruknęłam pod nosem chociaż i tak wiedziałam, że nawet bez wampirzego słuchu to usłyszy.

-Słucham?

-Nic, skorzystam z pozwolenia i pójdę do siebie.

-Melanie.

-Nie mamo. Wiem, że nic w tym domu nie jest normalne, ale to nie znaczy, że własny ojciec może mnie tak traktować. - nie miałam zamiaru czekać na ich odpowiedz, więc wbiegłam po schodach i zamknęłam się w swoim pokoju.

Za kogo on się do cholery uważa? Przez całe życie bardziej liczyło się dla niego znalezienie rozwiązania problemu niż relacja z własnym dzieckiem. Może i robił to z nadzieją na ocalenie mojego życia, ale zatracił się w tym i przez to, stracił mnie dużo wcześniej niż faktycznie do tego doszło.

-Mogę? - drzwi się otworzyły, a w progu stanęła mama. Westchnęłam i usiadłam na łóżku, co kobieta potraktowała jako zaproszenie.

-Nie mam zamiaru przepraszać.

-Domyślam się. Wiem jak wygląda wasza relacja Melanie, ale nie możesz go za to winić. Kiedy znalazłam ojca, a Olivier wytłumaczył mu jakim cudem doszło do ciąży, to od tamtej pory szukał jakiegokolwiek sposobu, by cię ocalić. Zawsze chciał żebyś żyła i żebyś miała przed sobą przyszłość.

-Od dawna wiemy, że nie ma innego sposobu, a ja się na to nie zgadzam.

-On się boi skarbie. Boi się, że zostanie sam.

-Przecież ma ciebie, w końcu jesteś miłością jego życia.

-Jestem człowiekiem Melanie. Ile jeszcze pożyje? Pięćdziesiąt lat? A co potem? Ja odejdę, ciebie już nie będzie, a on zostanie sam i właśnie dlatego za wszelką cenę chciał cię uratować. Fakt, to zabrnęło za daleko, ojciec gdzieś po drodze zapomniał o tym, że czas ucieka, ale nie chciał się do tego przyznać.

-To już nie ma znaczenia mamo. Pełnia jest w sobotę, nie da się odbudować tego co straciliśmy w cztery dni. - mama nawet na chwile nie spuściła ze mnie wzroku. Po chwili zobaczyłam łzy w jej pięknych, bursztynowych oczach i słaby uśmiech na jej twarzy. Kobieta położyła swoją dłoń na moim policzku i delikatnie pogładziła go kciukiem.

-Wiem, moja mała myszko.

***

Budzik. Nawet za tym będę tęsknić o ile w ogóle będę coś czuć po tym co się stanie w sobotę. Szkoła. Za tym miejscem też będę tęsknić, ale póki co muszę się tam pojawić.

Wstałam z łóżka, zabrałam z szafy ubrania i poszłam do łazienki. Szybko umyłam twarz i zęby, ubrałam się i zrobiłam lekki makijaż. Gotowa wyszłam z łazienki, zabrałam z pokoju torbę i zeszłam po schodach na dół.

W kuchni zamiast mamy, zastałam talerz z kanapkami i kartkę z informacją, że musiała wyjść wcześniej do pracy. Spojrzałam na przygotowane dla mnie śniadania, ale zamiast zabrać się za kanapki z Nutella podeszłam do lodówki i otworzyłam ją.

ChoicesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz