Rozdział 2 Part 1

735 59 4
                                    

Poczułam jak powoli stopy odrywają się od podłoża, a włosy latają pod wpływem wiatru. Żołądek podszedł mi do gardła, a całym kręgosłupem coś szarpnęło. Trzymałam rękę nieznajomej i medalion z całej siły. Nie starczyło mi odwagi by otworzyć oczy.

 Lądując czułam się zupełnie jakbym zjeżdżała windą. Zakręciło mi się w głowie, żołądek podszedł do gardła, a po tym wszystkim nadeszło pragnienie by odetchnąć świeżym powietrzem, a potem zwymiotować prosto w najbliższe krzaki. Nie wiem czy każdy odczuwa podróżowanie „z amuletem” w tak intensywny sposób jak ja, ale w końcu mam chorobę lokomocyjną. Z góry mówię, że to średnio przyjemna dolegliwość. Gdy uczucie próżni w głowie ustało i minęło huczenie w uszach poczułam, że ląduję twardo na ziemię rozpłaszczając się na porośniętym trawą polu. Nie było to do końca pole. Z pewnością nie uprawne. Była to po prostu przestrzeń z dwóch stron otoczona lasem. Za najbliższym wzniesieniem dałam radę dostrzec błysk wody z jeziora. Zastanawiałam się w którą stronę na tym pustkowiu zamierza pójść tajemnicza dziewczyna, lecz gdy tylko odwróciłam głowę okazało się, że już jej tam nie ma i maszeruje dziarsko w stronę ściany drzew. Czym prędzej pozbierałam moje rzeczy rozrzucone na trawie i pognałam za nią. Nie pytałam się gdzie idziemy, bo pewnie dostałabym kolejną odpowiedź z cyklu, „Idziemy do Akademii. W Akademii odpowiedzą ci na wszystkie twoje pytania.” Czasem kiedy tak mówiła nabierałam wrażenia, że Akademia to tylko przykrywka dla jakiegoś stowarzyszenia Kanibali, albo jakiejś sekty. Pewnie dałabym radę jej uciec, ale w zaistniałych okolicznościach takich jak magiczne „znaki”, amulety i najwyraźniej teleportacja, nie mogłam powstrzymać samej siebie od myślenia o miejscu w którym to wszystko mogłoby być dostępne również i dla mnie. Dlatego szłam za dziewczyną z całych sił próbując dotrzymać jej kroku. Nie było to łatwe, bo pędziła, jakby coś się paliło. Jako, że nie miałam innego wyboru pędziłam za nią z czasem oddychając dużo szybciej. Gdy w końcu pokonałyśmy kolejne wzgórze i doszłyśmy do miejsca z którego zupełnie nie wiedziałabym jak wrócić z powrotem, zatrzymałam ją i wycharczałam,

- Daleko jeszcze? – spodziewałam się, że zdobędzie się tylko na kolejny kąśliwy komentarz, ale tylko pokręciła przecząco głową i wznowiła wędrówkę. Westchnęłam głośno i powlokłam się za nią. Po kolejnych dziesięciu minutach marszu niemal wpadłam na jej plecy, gdy gwałtownie zatrzymała się tuż przede mną.

- To tutaj – powiedziała i zaczęła okrążać niewidoczną dla mnie przestrzeń. To znaczy widziałam drzewa i krzaki, ale ona krążyła wokół czegoś dokładnie się temu przyglądając, a ja nie miałam zielonego pojęcia o co jej chodzi. W końcu zatrzymała się i zamykając oczy wyszeptała parę słów pod nosem. Ziemia zadrżała, a tuż przed nami zmaterializowała się ogromna kamienna brama. Patrzyłam się na nią z nieskrywanym zdziwieniem. Dziewczyna podeszła na mnie i nachyliła się, zapewne by mi coś powiedzieć.

- Dlaczego nie przechodzisz? – drgnęłam na jej słowa i zdałam sobie sprawę, że mimo wszystko trochę boję się przejść. Nie można mnie przecież obwiniać, że nie pcham się prosto w stare, magiczne bramy które nagle pojawiają się znikąd, szczególnie po wielokrotnym przeczytaniu „Harry’ego Pottera i Zakonu Feniksa”. Napotkawszy jej wyczekujące spojrzenie wzruszyłam jedynie ramionami i powiedziałam,

- Ty pierwsza. – prychnęła.

- Tchórz z ciebie. – przeszła pewnie przez bramę i patrząc na mnie skrzyżowała ręce na piersi. – Teraz ty.

Zebrałam się w sobie i próbując nie okazywać słabości ruszyłam przed siebie. Gdy przechodziłam pod łukiem czułam na skórze lekkie impulsy elektryczne. Przeszłam przez całą bramę i spojrzałam na dziewczynę, która tylko przewróciła oczami i powiedziała – Widzisz? Jesteś jedną z nas. Nie czekała aż coś jej odpowiem. Odwróciła się na pięcie i poszła dróżką przed siebie. Po raz kolejny ruszyłam za nią nie zadawając żadnych pytań. Szłyśmy może z pięć minut zanim dało się dostrzec cokolwiek poza zielenią drzew. Wyszłyśmy zza zakrętu i naszym oczom ukazała się duży dom z paroma skrzydłami przypominający alpejską rezydencję. Zaczęło się ściemniać, a ciepłe światło rozlewające się z okien tworzyło wprost niesamowitą atmosferę. Dziewczyna poszła przodem i zaczęła wspinać się na schody prowadzące do wejścia.

- To jest Akademia? – zapytałam. Pokręciła głową, a minę miała jakbym powiedziała najgłupszą rzecz na świecie.

- Raczej  a k a d e m i k. Ten jest żeński i będziesz tu mieszkać. – Nic nie powiedziałam i w milczeniu podziwiałam dworek. Gdy zobaczyłam, że jest już na szczycie schodów i otwiera drzwi, niespiesznie do niej dołączyłam.

- Więc – zaczęłam – Skoro już jesteśmy w Akademii, to odpowiesz mi na moje pytania? – zlustrowałam ją wzrokiem. Pokręciła przecząco głową.

- Jutro pójdziesz porozmawiać z panią Howell, dyrektorką szkoły. Ona rozwieje twoje wszelkie wątpliwości. – pokiwałam głową i westchnęłam cicho. Dziewczyna przyglądała mi się przez chwilę po czym ruszyła korytarzem. Na odchodne rzuciła,

-Zdejmij buty i chodź za mną. Oprowadzę cię.

Napisane z wielkim trudem, bo musiałam się wgryźć w środek fabuły, oraz się pochorowałam. Co może robić dziewczyna z 38 stopniową gorączką, w swoim pokoju o 22 - pisać rozdział oczywiście! Jutro część druga, jeszcze nienapisana. Mam nadzięję, że jutro poczuję się lepiej i tym samym napiszę dłuższą notkę. W mediach macie mniej więcej wyobrażenie żenskiego akademika w Akademii. Dwór ze zdjęcia znajduje się w Polsce i jest pensjonatem o nazwie "Alpejski dwór".

Magical me.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz