Rozdział 8 Part 2

473 47 10
                                    

Umknęłam z ich oczu najszybciej jak mogłam i wszsytkie zdobycze rozłożyłam na stole obok planszy. Dziewczyny momentalnie zaniechały spór o grę i rzuciły się na życiosajny pokarm. Mnie osobiście odszedł cały apetyt gdy zobaczyłam tych dwoje w korytarzu.Odtwarzałam w myślach twarz Caleba, sama nawet nie wiedząc dlaczego aż tak się przejełam, że zastał mnie w piżamie. Wzdrygnęłam się i otrząsnełam z podobnych myśli. 'Zostaw Caleba i Ingrid samych sobie, idiotko' rzuciłam sobie w myślach i skupiłam się na koleżankach, które w chwili mojego zamyślenia sięgnęły po poduszki zaścielające kanapę i stały przede mną z demonicznymi minami.

- O nie... - zdażyłam tylko powiedzieć. W odpowiedzi usłyszałam grupowe 'O tak' i utonęłam pod gradem, hojnie wypchanych pierzem poduszek.

*

Byłyśmy już w pokoju gdzie rozłożyłyśmy się z materacami i pościelą tworząc krąg. Leżałyśmy na brzuchach twarzami do siebie i czekałyśmy aż Margaret przemówi. Napięcie w pomieszczeniu wzrastało, gdy w nieskończoność przeciągała tę chwilę. Gdy wreszcie odchrząknęła, cisza między nami wydawała się jeszcze zgęstnieć.

- Opowiem teraz historię którą zna każda w tym pokoju oprócz naszej nowo przybyłej, Caroline. - spojrzała na mnie z szelmowskim uśmieszkiem i wydawała się skupiać nad wypowiadanymi słowami. - Otóż moja droga, nie wiesz, że dzielisz ten pokój ze szkolną legendą. Otóż Ingrid Chamberlain nie przypomina nikogo kto chodzi do tej szkoły. Ponoć umie więcej niż wszyscy, jej opanowanie zaklęć jest perfekcyjne i każdy nauczyciel zna ją dobrze i ma do niej szacunek. - Chodząca perfekcja, co? -  Jednak jest to ta część, która jest wiadoma niemal każdemu nie najgorzej doinformowanemu uczniowi, a czego większość z nich nie wie, jest dostępne tylko dla niewielkiej grupy osób zwanej plotkarzami. - Dziewczyny wybuchnęły długo powstrzymywanym śmiechem, gdy Margaret ledwo utrzymywała powagę. Mi nie było do śmiechu, oczekiwałam za to niecierpliwie ciągu dalszego historii. - Otóż wiadome nam jest, że jest ona sierotą podrzuconą przez tajemniczego mężczyznę w progi szkoły. Mówią, że wychowała ją pani Howell, a sztuki magiczne mimo, że nie objawiały się jej jeszcze wtedy żadne zdolności, uprawiała już od czternastego roku życia. Teoretycznie jest to jaj ostatni rok w szkole, ale nic nie wiadomo, prawda? - Dosłownie mnie zatkało. Wiedziałam, że Ingrid wiele przede mną ukrywa i z pewnością miałam przeczucie, że jej charakter nie ukształtował się poprzez dzieciństwo usłane różami, ale nigdy nie pomyślałabym, że jej historia może być tak dramatyczna. Nie chciałam nawet w to wierzyć, ale nie miałam absolutnie żadnych powodów żeby kwestionować słowa Margaret. Zamilkłam więc zupełnie po paru próbach otworzenia ust i powiedzenia jakiegoś sensownego kontrargumentu. Westchnęłam przeciągle.

- To było coś - powiedziałam. Dziewczyny pokiwały głowami.

- Tak, my też byłyśmy zaskoczone i w sumie nawet nie powinnyśmy ci mówić, ale pomyślałam, że jeśli z nią mieszkasz, to chciałabyś wiedzieć. - Pokiwałam głową.

- Rozumiem.

Nie rozmawiałyśmy dużo do końca wieczoru i rano zbierałyśmy się w popłochu, by zdążyć na piątkowe lekcje, które na szczęście zaczynałyśmy o dziesiątej, nie o ósmej. Ingrid już była w pokoju, bo zauważyłam parę rzeczy na jej łóżku i brak szkolnej torby. Wolałam wmawiać sobie, że rzeczywiście wczoraj nocowała u koleżanki, a nie w męskim akademiku, ale z nią wszystko jest możliwe. Po zajęciach od razu skierowałam kroki do dyrektor Howell. Wcześniej schowałam już do torby wszystkie dokumenty związane z omawianą przez nas sprawą. Poszłam do jej gabinetu i po odczekaniu paru minut zalecanych przez sekretarkę i po minięciu grupy uczniów stamtąd wychodzących, siedziałam wygodnie w fotelu i sączyłam Earl Grey'a. Dyrektorka przeglądała przez chwilę papiery i po wyciągnięciu z nich kolejnej teczki, którą położyła przede mną, przemówiła.

- Drzewo jest w środku. Znalazłam też parę innych informacji które przejżysz sobie w wolnym czasie, a teraz do rzeczy. - Złożyła ręce na biurku tworząc z nich dziesięciopalczastą piramidkę. - Otóż wiesz, że rada nie przyzna ci pełnego stypendium i zaleciłam ci poinformowanie rodziny ojca. Czy zgadzasz się na takie wyjście? - Wręcz bez zastanowienia pokiwałam głową. Z góry wiedziałam, że drobna pensja mamy nie pokryje wszystkich kosztów, a mój ojciec marnotrawny wcale nie klepie biedy więc uznałam, że nie będzie to zmaza na moim honorze, gdy koszty za szkołę do której chodzę w sumie przez niego, poniesie z własnej kieszeni. Dyrektor nieco się zdziwiła, ale najwyraźniej postanowiła nie drążyć tematu. Zajrzała w papiery podczas gdy ja wysiorbałam kolejny łyk z filiżanki. - No dobrze. Skoro to mamy załatwione...Ach, tak! Od przyszłego tygodnia będziesz już uczęszczać na lekcje wychowania fizycznego, dostaniesz kod do szafki, strój i tak dalej, wszystko znajduje się w kopercie. Poklepała lekko szary papier. Zerknęła z powrotem w dokumenty. - To właściwie chyba wszystko, jesteś wolna. Zobaczymy się w przyszłym tygodniu i porozmawiamy o twoich postępach! - Pokiwałam głową, opróżniłam filiżankę i podniosłam się z krzesła. Podziękowałam dyrektorce i z niemałą ulgą opuściłam główny gmach, w rękach dzierżąc koperty.

Z ulgą skończyłam dzień w szkole i spakowałam się na powrót do domu. Wylewitowałam walizkę na schodach i zdziwiłam się zastając stojącego w holu Caleba.

- Cześć - mruknęłam. Najwyraźniej zaskoczyłam go swoją obecnością, bo podskoczył przestraszony i wpatrywał się we mnie jak w ducha. Brązowe włosy miał w nieładzie i wyglądał na porządnie niewyspanego.

- Hej - odpowiedział zachrypniętym głosem. Rzucił spojrzenie w stronę schodów i potem znów skupił się na mnie. - Widziałaś dziś może Ingrid? - Pokręciłam przecząco głową.

- Nie, ale wydaje mi się, że była w szkole, bo zabrała ze sobą torbę rano. - Na jego twarzy pojawiła się wyraźna ulga. Kiwnął głową i skierował się w stronę drzwi.

- Hej! - zatrzymałam go. - Pokłóciliście się, czy coś? Co się stało? - spojrzał na mnie zbitym wzrokiem i spuścił głowę.

- Trochę się wczoraj posprzeczaliśmy i wróciła w środku nocy do siebie, i szukałem jej, żeby przeprosić, ale nie mogłem jej nigdzie znaleźć. Pewnie się przede mną ukrywa. Zresztą nie mam jej tego za złe. - Wyglądał tak źle, że zrobiło mi się autentycznie przykro.

- Caleb, spójrz na mnie. - chłopak powoli uniósł wzrok. Naprawdę mu współczułam. - Dziewczyny już takie są, wściekają się o głupoty i nic na to nie poradzisz. Nie przejmuj się, jest silna. Widzę jak na dłoni jak jej na tobie zależy i nie ma mowy żeby nie była w stanie ci przebaczyć niezależnie od tego jaką głupotę zrobiłeś, okej? Głowa do góry, weekend idzie. Daj jej troche czasu na poukładanie sobie wszystkiego w głowie i wrócisz do tematu w poniedziałek. Będzie okej. - wysiliłam się na delikatny uśmiech. Odpowiedział mi grymasem udającym jeden i dał znać, że zrozumiał.

- Nie jesteś taka zła, wiesz? - powiedział. Przewóciłam oczami.

- Nie gorsza niż ty. Trzymaj się tam i do zobaczenia, kiedyś.

- Taaa, ty też. - Wyszłam na zewnątrz i z miejsca zganiłam się za swoje zachowanie.

- Masz zdecydowanie za miękkie serce, Caroline. Zdecydowanie za miękkie... - Zeszłam ze wzgórza i stanęłąm znów na polanie. Tym razem nie byłam sama. W różnych miejsca mogłam dostrzec innych, takich jak ja. Stojących z walizkami, wyciągających medaliony zza koszul. Miałam wrażenie, ze nareszcie jestem we właściwym miejscu. Ścisnęłam w dłoni witrażowy amulet i zamknęłam oczy. 'Zabierz mnie do domu' pomyślałam. Gdy uczucie bycią wsysanym w próżnię ustało, otworzyłam oczy i dostrzegłam niewielki domek, za którym tak tęskniłam.

Dłuższy po dłuższej przerwie. Idealnie, nieprawdaż? :D Miałam lekki zastój, ale się przemogłam i w tygodniu szkolnym postaram się pisać systematyczniej. Całuski dla wszystkich, którzy to czytają. Znośnego poniedziałku wam życzę!

PS imniallsangel, walnęłam dedykację, bo cię uwielbiam i twoje komentarze pod każdym rozdziałem też :D Saruman, trololololo

Magical me.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz