Rozdział 9 Part 1

450 45 8
                                    

Weszłam do środka i z miejsca poczułam, że nikogo tam nie ma. W promieniach słońca unosiły się drobinki kurzu, dało się wyczuć lekko zatęchły zapach niewietrzonego pomieszczenia i smog papierosów. Mama pewnie jest jeszcze w pracy. Zapaliła, wypiła do połowy kawę z  opatrzonego różowym śladem szminki kubka i wyleciała z głową pełną świeżych problemów do rozwiązania. Zostawiłam walizkę koło drzwi i ruszyłam do kuchni. Nastawiłam wodę na gaz i do kubka wsypałam zieloną herbatę. Gdy już dzierżyłam w dłoni napój, zasiadłam na kanapie i otworzyłam kolejną kopertę od pani Howell. Kod do wcześniej wspomnianej szafki wrzuciłam do portfela, żeby nie zgubić, a z koperty wyciągnęłam resztę dokumentów zawierających między innymi duplikat drzewa genealogicznego. Uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienie poprzedniego. No cóż, papier jest bardzo łatwopalny. Kolejną rzeczą którą wyciągnęłam był list. Była to koperta zaadresowana do mnie. Papier wyglądał na bardzo stary. Atrament stracił pełnię koloru. Na przodzie widniała grafitowo-zielona, woskowa pieczęć z ozdobnym 'S' i otaczającymi je winoroślami. Zanim dotarło do mnie od kogo mógłby być ten list, rozłamałam ją i czym pędzej przejechałam wzrokiem po pierwszych linijkach tekstu i podpisie. List był od matki mojego ojca. Przez większość czasu tłumaczyła dlaczego musieli się zachować w ten sposób w stosunku do mnie i za to przepraszała. Potem napisała, że niezależnie od rozwoju sytuacji będę jej wnuczką i członkinią rodu. W oczach stanęły mi łzy. Jednak kogoś z tej rodziny obchodzi co się ze mną stało. Ze zdziwieniem odkryłam, że na dole listu zapisany był telefon domowy i adres do "Apolonii Selgard". Jej słowa w tym przypadku zyskały również pokrycie. Odetchnęłam głośno i włożyłam list z powrotem do koperty. W głowie pozostał mi mętlik. Powinnam ją odwiedzić? Czy może nie wiedzieć, że mam magię? Nie wiedziałam. Zadzwonię. Ubiorę się stosownie, umówię się z nią na spotkanie i porozmawiam. W końcu w liście wyraziła chęć spotkania, prawda? Taką podjęłam decyzję. Pozbierałam wszystko do koperty, licząc, że był to ostatni taki komplecik od pani Howell. Wzięłam walizkę na górę i położyłam ją na podłodze w moim pokoju. Mieszkałam na poddasz, więc nie miałam zbyt dużego kawałka ściany. Dach był od środka wyłożony jasnymi panelami z drewna, pociągniętymi bejcą, a niewielka półścianka była koloru śliwki, o który stoczyłam trzygodzinną batalię w sklepie budowniczym przeciwko mojej mamie, która stwierdziła, że ten kolor wyciemni pokój. Podłoga była podobnego koloru co sufit. Posiadałam niskie łóżko, zaścielone zrobionym przeze mnie pledem, biurką i niewielką komodę w której trzymałam rzeczy. I tyle. Jeszcze niecały rok temu to wszystko było zawalone gratami z dzieciństwa, a wszystko było w neutralnym kolorze żółtym. Na szczęście mama w końcu zgodziła się na remont i od tego czasu mogę się cieszyć kawałkiem własnej rzeczywistości. Wywaliłam wszystkie brudne ciuchy na podłogę i posegregowałam je do prania. Przepakowałam walizkę tak by zostało akurat miejsca na nowe czyste ciuchy i kosmetyczkę. Wyciągnęłam książki do szkoły i położyłam je na biurku. Do powrotu mamy zrobiłam już wszystkie lekcje i przeczytałam omawiane tematy. Wieczorem zamierzałam spróbować paru nietrudnych zaklęc i wolałam resztę mieć zrobioną wcześniej. Zrealizowawszy ten warunek zeszłam do kuchni by zrobić sobie herbaty i trochę odetchnąć. Właśnie tam zastała mnie mama. W ułamku sekundy po tym jak mnie dostrzegła tonęłam w jej drobnym uścisku.

- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że nareszcie jesteś! Jeszcze nigdy nie było tu tak cicho, jak podczas gdy cię nie było! - Wypuściła mnie dopiero po kilkudziesięciu sekundach, wyciągnęła na długość  ramienia i przyglądała mi się jakby szukając jakiejś zmiany. Na ten gest, przewróciłam oczami.

- Mamo, daj spokój, przecież nie wyrosły mi rogi! Nie lustruj mnie tak. - Speszyła się odrobinę, ale nie dała tego po sobie poznać.

-Przesadzasz skarbie. Jesteś głodna?- potaknęłam.

-No dobrze, to zrobię jakiś obiad. Wyjdziesz do sklepu? Zapomniałam na śmierć zrobić zakupy. - Zgodziłam się, choć niechętnie. Do najbliższego supermarketu było dwadzieścia minut drogi i o ile w jedną stronę nie sprawiało to problemu, to targanie siat z zakupami na taki dystans zawsze było istną mordęgą. Mama szybko napisała listę, dała mi ją wraz z pięniędzmi i wyprawiła w drogę. Miałam już ruszać, gdy w głowie zaświtał mi pomysł. Wyciągnęłam amulet z pod koszulki i skierowałam się na tyły domu. Okej, chcę wylądować z tyłu sklepu, ze steony wejścia na magazyn. Skupię się i spokojnie dam sobie radę. Ścisnęłam amulet w dłoni i pomyślałam o miejscu w którym chciałam się znaleźć. W żołądku zawitało uczucie które utożsamiałam sobie tylko z teleportacją. Otworzyłam oczy i doznałam gwałtownej satysfakcji. Znajdowałam się za sklepem i cieszyłąm się jak idiotka. Zrobiłam szybko zakupy i wróciłam tym samym sposobem. Mama trochę się zdziwiła gdy zobaczyła mnie w domu tak szybko, ale chyba wolała nie wdawać się w szczegóły sposobu w jaki wróciłam dużo wcześniej niż zwykle. Zrobiła jedzenie i gdy zasiadłyśmy do stołu cy zjeść lazanię, postanowiła przemówić.\

- No i? Jak tam jest? - wzruszyłam ramionami.

- Bardzo fajnie. W miarę normalny campus, mam fajne zajęcia, jedzenie jest dobre. Znalazłam nawet parę koleżanek. - Byłam mało wylewna, głownie dlatego, że miałam wrażenie, że mama żałuje, że sama nie jest czarownicą. Przybiera taki smutnawy wyraz twarzy za każdym razem gdy wspominałam o czymś magicznym i nie chciałam jej ukazywać mojego entuzjazmu w pełnej krasie. Miałąm również lekkie wyrzuty sumienia, że jeszcze nic jej nie powiedziałam na temat listu od babci. By pozbyć się tego żrącego uczucia w środku chciałam jak najszybciej poruszyć ten temat.

- To świetnie! Nie sądziłam, że tak szybkosię zaaklimatyzujesz. Zawsze miałaś pewne trudności w kontaktach z innymi. Ale to dobrze dla ciebie - pokiwałam głową.  - Jacyś interesujący chłopcy? - zakrztusiłam się jedzeniem i nie wiem czemu na myśl od razu przyszedł mi Caleb.

- Mamo! Nie wiem czy jesteś świadoma faktu, że nie wszyscy od razu szukają sobie kogoś, gdy trafiają do nowego miejsca. - Zachichotała.

- Oj już nie bądź taka. Czy ja od razu mówię o związku? Już pogapić się nie można? - Mówiła to oczywiście żartem, ale i tak ciężko było mi uwierzyć w to co słyszę.

- Uważam ten temat za skończony. - Zamilkłyśmy na chwilę. - Pani Howell przekazała mi list od babci. Chce mnie poznać. - Mama straciła rozbawiony wyraz twarzy.

- Tak, to chyba dobrze. Nigdy nie lubiłam twojejbabci, ale była i tak dużo lepsza niż jej mąż. Przynajmniej według tego co zawsze mówił twój ojciec. Nie miałam okazji ich nigdy poznać. - Spuściłam głowę.

- Masz coś przeciwko żebym się z nią zobaczyła? - podniosłam głowę i spojrzałam jej w oczy.

- Nie mam nic przeciwko. Ale obiecaj mi jedno - Jej wzrok spoważniał. - Daj się zmanipulować do niczego na co nie masz oczoty, dobrze? - Pokiwałam głową i wstałam od stołu, zbierając talerze. Wrzuciłam je do zlewu i zaczęłam zmywać. Przyglądała mi się chwilę, po czym powiedziała:

- Możesz to zrobić innym spodobem, nie mam nic przeciwko. - Nie wiedziałam, czy uda mi się zrobić to z taką wprawą jak Ingrid, ale zawsze można spróbować. Wyciągnęłam rękę w kierunku gąbki i wprawiłam ją w ruch. Jedną ręką sterowałam gąbką, a drugą płukałam naczynia nakierowując na nie strumienie wody. Mama zbliżyła się do mnie i pocałowała mnie w czoło.

- Moja mała wiedźma.

Nie pisałam od pięciu dni, a odczułam to jak miesiąc! :D Mówcie jak się podoba.

Magical me.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz