Rozdział 6 Part 1

412 49 8
                                    

Zaklęcia dla początkujących były… dla początkujących. Na wstępie dostałam wielką księgę z której nie rozumiałam prawie nic, a zajęcia upłynęły w spokojnej atmosferze gadaniny nauczyciela. Jak się dowiedziałam, na tym poziomie jakiekolwiek zajęcia praktyczne zaczną się dopiero w drugim semestrze, co jednoznacznie nie jest zakazem byśmy uprawiali magię na własną rękę. Oczywiście w granicach rozsądku. Matematyka i angielski upłynęły równie spokojnie, a gdy skończyłam zajęcia byłam naprawdę zadowolona. Przynajmniej z tymi przedmiotami nie będę miała najmniejszego problemu. Z niemałym trudem zgarnęłam stos książek z ławki i wyszłam przez drzwi od klasy. Targany przeze mnie stosik utrudniał mi widzenie, co na dłuższą metę nie okazało się być problemem, bo uczniowie widząc chodzącą stertę woluminów sami ustępowali mi z drogi. Mimo to czułam się dość obciążona i chciałam jak najszybciej znaleźć się w akademiku. Szłam najszybciej jak na swoje możliwości i gdy gwałtownie zatrzymałam się na przeszkodzie, nie ukrywałam zdziwienia. Czułam jak wszystko wypada mi z rąk i instynktownie zamknęłam oczy oczekując głośnego huku. Gdy nie usłyszałam nawet najlżejszego odgłosu, lekko uchyliłam powieki i napotkałam kpiące spojrzenie błękitnych oczu. Moje książki unosiły się swobodnie, tworząc krąg wokół jego wyciągniętej ręki. Westchnęłam w myślach – znowu on.

- Witaj dziewczyno od latającej walizki, znowu się spotykamy – powiedział. Pod jego spojrzeniem czułam się jak na prześwietleniu. Zrobiłam kolejną głupią rzecz która zdarza mi się aż za często. Swoje zawstydzenie próbowałam zatuszować nieudolnym sarkazmem. Nie byłam z tego typu dziewczyn które w takich sytuacjach dostają rumieńców i opuszczają głowę. No może miałam rumieńce. Spowodowane adrenaliną oczywiście. - Przewróciłam oczami.

- Nie masz lepszych rzeczy do roboty niż stawanie się świadkiem każdej zawstydzającej sytuacji, której jestem powodem? – zrobił minę jakby się zastanawiał po czym oświadczył,

- W sumie to mam. – Opuścił rękę jak gdyby nigdy nic, tym samym powodując upadek wszystkich książek na ziemię, posłał mi kolejny kpiący uśmiech i odszedł. Prychnęłam.

- Naprawdę? To tyle z twojej strony? Dziękuję za piękne przedstawienie pod tytułem „Robię wszystko żeby wyjść na totalnego dupka”. Jestem pod wrażeniem. – powiedziałam prześmiewczym tonem i odwróciłam się, żeby pozbierać książki. Naprawdę zachodzę w głowę po co on to robi. Na kim chce zrobić wrażenie? Jego zachowanie jest niedorzeczne, w jednej chwili zachowuje się jakby chciał pomóc, a w drugiej rzuca wszystko i odchodzi z uśmiechem na ustach. Zdawałam sobie sprawę, że całą tą scenką zwróciłam na nas uwagę całkiem pokaźnej grupki ludzi zgromadzonej na dziedzińcu, ale szczerze mówiąc mam to kompletnie gdzieś. Pozbierałam książki i tym razem zamiast targać je w ramionach postanowiłam unieść je w powietrze. Odwróciłam się gotowa by wrócić do akademika i zdziwiona odkryłam, że chłopak wciąż stoi za mną i przygląda mi się z zaciekawieniem. Postanowiłam nie zwracać na niego uwagi. Przeszłam koło niego z dumną miną. Po chwili usłyszałam nawoływanie. Odwróciłam się i zobaczyłam jak idzie w moją stronę. Wyciągnął do mnie rozpostartą dłoń.

- Tak w ogóle, to jestem Caleb. – uścisnęłam ją mocno, nie spuszczając wzroku z jego oczu.

- Caroline – powiedziałam i bez słowa poszłam do akademika. Dopiero gdy przekroczyłam jego próg i przestałam czuć na plecach spojrzenie Caleba pozwoliłam sobie wypuścić z płuc wcześniej nieświadomie trzymane powietrze.

Łał, to się dopiero nazywa krótki rozdział :D. Uwierzcie mi, że nie wstawiam go z lenistwa, ale po prostu takie zakończenie wątku wydało mi się w porządku( nie czuję, że rymuję :) ). W rekompensacie wstawię wam coś już w poniedziałek i zgodnie z moim wąsko zakrojonym planem, będzie to na pewno dłużsże. Pozdrawiam i życzę miłej niedzieli.

Magical me.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz