Rozdział 13 Part 3

397 43 8
                                    

Ten rozdział będzie kompletnie ssał. Pewnie dlatego zwlekałam z dodaniem do tak długo.


- Nie! Nie zgadzam się. Absolutnie nie ma mowy! - Westchnęłam, poprawiając sobie telefon w dłoni.

- Mamo...

- Grupa zidiociałych pseudo-magicznych fanatyków nie będzie organizowała ci życia! Wprowadzenie do towarzystwa? Stek bzdur i fanaberii... - Zacisnęłam szczękę.

- Mamo...

- Musisz przecież przyznać, że oni są podejrzani, tak? Pozwoliłam ci ich poznać, bo to twoja rodzina, na miłość boską, ale nikt nie mówił, że wolno ci wchodzić w ich społeczeństwo, przecież... - Nie wytrzymałam.

- Mamo, nikt nie pytał o twoje zdanie! - Zatkało ją do reszty.

- Co? - Westchnęłam ciężko, już po raz kolejny. Mogłam bezbłędnie wyczuć jak bardzo zła i urażona czuła się w tej chwili.

- To nie jest twoja decyzja. Nie jestem ślepa, wiem, że nie są idealni. - Przemilczałam fakt, że zdążyli mi już do doskonale udowodnić próbą przesłuchania mnie, wcześniej mnie odurzając. - Mimo to chcę spróbować, wiesz? Żyć trochę innym życiem, poznać wszystko co zostało mi zaoferowane.

- Mówisz, że nasze życie razem ci nie wystarcza? - zapytała, łamiącym się głosem.

- Wystarczało, dopóki nie zaznałam czegoś innego. - Między nami zapadła cisza. Czułam jak bardzo ją ranię, ale była zupełnie jak ja, w przynajmniej jednym aspekcie - zawsze wolała usłyszeć najgorszą prawdę niż ładnie zawoalowane kłamstwo. - Kocham cię mamo, to nigdy się nie zmieni, ale ich też chcę poznać. Może niekoniecznie ojca i jego wesołą gromadkę, ale wszystkich innych, którzy nie mieli wpływu na moje odesłanie. To naprawdę dużo dla mnie, móc mieć taką dużą rodzinę.

- Wiesz, że zawsze chciałam ci taką dać - powiedziała.

- Wiem mamo. Rozumiem i przepraszam. - Parsknęła w słuchawkę.

- Nie masz za co. Jestem po prostu głupia myśląc, że uda mi się ciebie zatrzymać do końca mojego życia. To było samolubne i naiwne. - Usłyszałam jak cicho pociąga nosem.

- Przecież będę z tobą do końca, nie stracisz mnie - zapewniłam ją.

- Jednego dnia tak. Nic nie trwa wiecznie. - "Świetnie" pomyślałam. "Wpadła w filozoficzny nastrój". Jak to się mówi, sarkazm ostatnią deską ratunku. Sama zaczęłam się rozklejać i postanowiłam jak najszybciej zakończyć tą rozmowę.

- Cześć mamo - ucięłam.

- Cześć, wyślij zdjęcia!

- Tak zrobię - powiedziałam, w duchu krzycząc "Bo będę miała czas na robienie zdjęć". Wypuściłam z płuc nieświadomie wstrzymywany oddech i powolnym krokiem wróciłam do internatu. W środku dostrzegłam faceta, który wyglądał jak połączenie tajnego agenta i kuriera. Był w garniturze, a w uchu miał tą śmieszną słuchawkę, jednakże rzeczą która go wyróżniała był sporej wielkości pokrowiec na ubrania. Wpatrywał się w stronę schodów prowadzących do piętra sypialnego, niepewny czy powinien tam wejść (przynajmniej tak wynikało z moich krótkotrwałych obserwacji). W okolicy nie było zbyt wiele dziewczyn, ponieważ był piątek i większość z nich pojechała już do domów.

Tak, zwlekałam z rozmową z mamą niemal do ostatniej chwili.

Jestem złym człowiekiem.


Spojrzałam na faceta i prawie pewna, że to pracownik babci, wysłany z moją suknią debiutantki, zwróciłam jego uwagę cicho odchrząkując.


- W czymś mogę pomóc? - zapytałam. - Na jego twarzy momentalnie pojawił się wyraz ulgi.

- Tak! Wiesz gdzie mogę znaleźć Caroline Sel... - spojrzał na wyciągnięty z kieszeni telefon - Caroline Stevenson? - zaśmiałam się z jego drobnej pomyłki.

- Tak, to ja. - Wyciągnęłam rękę po sukienkę, którą, z krótkim wyrazem zwątpienia na twarzy, mi podał. Nie ukrywał nawet, że taksował mnie całą swoim spojrzeniem. Dłużej zatrzymał się na moich oczach, po których najłatwiej było rozpoznać moje pokrewieństwo z "arystokratyczną" częścią rodziny. Ignorując jego zabiegi zarzuciłam pokrowiec na plecy i pomachałam ręką na pożegnanie, odwracając się w stronę schodów.

- Dziękuję i do zobaczenia! - krzyknęłam na odchodne. Poznałam w nim jednego z ochroniarzy dworu i łatwo zauważyłam, że nie czuje się najlepiej w swojej nowo nadanej roli, to jest kuriera nastolatki.


Weszłam na górę i po otwarciu drzwi, nie byłam zdziwiona widokiem Caleba i Ingrid rozłożonych na podłodze z komponentami do zaklęć. Byłam wdzięczna niebiosom, że nie byli zajęci robieniem i n n y c h rzeczy.


- Cześć wam! - rzuciłam. Powiesiłam sukienkę na drzwiach od szafy i położyłam cię na łóżko twarzą do nich. - Nad czym pracujecie?

- Nad rytuałem konwersji - opowiedziała Ingrid, nie podnosząc głowy znad starej księgi.

- Hę? - Podniosłam się do pozycji siedzącej, zdziwiona.

-Zadanie z transmutacji - sprostował chłopak. - Co to? - Wskazał ręką na pokrowiec.

Wzruszyłam ramionami, wzrokiem zmuszając Ingrid do interwencji. Gdy dziewczyna nie zaszczyciła mnie nawet spojrzeniem, co oznaczało brak chęci pomocy z jej strony, zostałam zmuszona improwizować.

- Eeee... to tylko sukienka, na... - zastygłam. - ...Uroczystość rodzinną. - Caleb uniósł brwi.

- Na uroczystość rodzinną, powiadasz? - Wszelkie dobre argumenty i riposty ulatywały mi z głowy, gdy wpatrywał się we mnie tymi jasnoniebieskimi ślepiami.

Ingrid spojrzała to na mnie, to na niego i prychnęła.

- No tak. - powiedziała jakby nagle coś sobie uświadamiając. - Ty o nim wiesz, ale nie chcesz by wiedział o tobie. - Chłopak wpatrywał się w nas ze zdziwieniem. Zgromiłam blondynkę wzrokiem. Naprawdę miała zamiar t e r a z wygrzebywać wszystkie fakty?

- O czym ja nie wiem? - zainteresował się Caleb. Ingrid spojrzała mi w oczy w wyrazie niemego pytania.

- Mogę? - zapytała. Doszłam do wniosku, że prędzej, czy póżniej on i tak się dowie więc skinęłam głową.

- Jeżeli musisz. - Uśmiechnęła się po czym zwróciła do swojego chłopaka.

- Pamiętasz tą sprawę o której mi mówiłeś? Córce z nieprawego łoża lorda Selgarda i o tym, że zdecydowano, że będzie ona debiutowana?- Kiwnął głową.

- Tak, ale jaka w tym wszystkim rola Caroline? - Tym razem ja prychnęłam.

- Naprawdę tego nie widzisz? - Rozłożyłam ramiona. - Bękart we własnej osobie.

Wpatrywał się w nas z niedowierzaniem wypisanym na twarzy.

-Nie wkręcacie mnie?

Zamiast podejmowania prób przekonania chłopaka po prostu podniosłam się z łóżka i podeszłam do pokrowca. Wyciągnęłam z niego sukienkę i przystawiłam do ciała.

-Nie. Nie wkręcamy.


Rozdział trochę krótszy niż zwykle, ale wynagrodzę go następnym. Werble...będzie debiut!

Już niedługo dowiecie się jaka jest upiorna rodzinka ojca Caroline, czy starszy brat Jane jest taki przystojny jakim go malują i czy Ro kompletnie nie zeżrą nerwy, posyłając ją do stolika z eleganckimi przekąskami! A to wszystko w kolejnym odcinku Mody na..., tfu r o z d z i a l e Magical me.


PS Gdyby jeszcze ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości, tak, jestem nienormalna! I mam chore upodobanie w pisaniu rzeczy rozstrzelonymi literami! Ściskam was mocno i do następnego!

Magical me.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz