Rozdział 10 Part 1

393 45 11
                                    

Siedziałam w umówionym już miejscu z wielką gulą w przełyku. Przyszłam wcześniej, zawsze tak robię, ale tym razem czekało mnie jeszcze pół godziny do ustalonego czasu. Spanikowałam i wyszłam najwcześniej jak tylko mogłam, zbyt ogarnięta myślą co by było gdybym się spóźniła. Od czasu telefonu od babci świrowałam na punkcie spotkania z nią i mimo usilnych starań, moje zdenerwowanie nie uszło uwadze mojej rodzicielki. Podzieliłam się z nią nowinami i mogę powiedzieć, że nie był to najlepszy pomysł. Z jednej roztrzęsionej kury latającej po mieszkaniu z krzykiem na ustach, zrobiły się dwie. Gdy w końcu wyszłam się z domu i dotarłam na miejsce, spostrzegłam, że dużo za wcześnie. Ale lepiej tak, niż za późno. Wybrałam miejsce na zewnątrz z powodu pięknej pogody. W międzyczasie zamówiłam herbatę i czas pozostały do spotkania spędziłam na próbach skupienia się na książce i nerwowym zerkaniu na zegarek w półtorej minutowych interwałach. Gdy wreszcie udało mi się opanować wszelkie paranoiczne odruchy i rzeczywiście przeczytać choć jedno zdanie ze zrozumieniem, usłyszałam zgrzyt odsuwanego krzesła. Błyskawicznie podniosłam wzrok i zobaczyłam uśmiechniętą twarz z jasnymi zielonymi oczami okoloną brązowymi lokami ze sporą domieszką siwizny. Błyskawicznie, mimo lat, dostrzegłam znajomy kształt ust. Mimo, że wydawało się to w tej chwili aż nader oczywiste, zapytałam z wyraźnym zdziwieniem:

- Babcia? - kobieta, której twarzy nie opuszczała radość, rozłożyła ręce. Z naocznym niedowierzaniem zerwałam się z krzesła i rzuciłam w jej ramiona. Wdychałam nieznany mi dotąd zapach jej perfum i ubrań. Zupełnie jej nie znałam, ale nie znaczyło to jednak, że nie odczuwałam desperackiej potrzeby poczucia jej bliskości. Była moją rodziną i jeżeli zechce, wciąż jest.

Odsunęła mnie na odległość swoich ramion i przyjrzała mi się z bliska.

- Tak, skarbie. Niech no na ciebie spojrzę. - W jej głosie było słychać wzruszenie. Przejechała otwartą dłonią po moich włosach i westchnęła głośno. - Tyle lat.

Nie mogłam powstrzymać łez cisnących mi się do oczu i nawet nie próbowałam tamować strumienia rujnującego śladowe ilości makijażu znajdującego się na mojej twarzy. Babcia opuściła ręce na wysokość moich dłoni i gestem wskazała byśmy usiadły. Obie zajęłyśmy swoje miejsca pod rozłożystą zieloną parasolką i żadna z nas nie była w stanie odwrócić wzroku. Do momentu nadejścia kelnera u którego już zdążyłam zamówić wcześniej dwie herbaty, nie odezwałyśmy się do siebie słowem. Ale nie była to niezręczna krępująca cisza. Była to chwila którą bałam się przerwać, uświadamiałam sobie powoli, że to co się teraz dzieje jest prawdziwe. Nic mi się nie śni, mam rodzinę. To nie tak, że nie uważam mojej mamy za moją rodzinę, ale kłamałabym gdybym powiedziała, że nigdy w życiu nie czułam tęsknoty za dużą gromadką kuzynek i małych kuzynów otwierających prezenty w gwiazdkę. Uśmiechającego się taty, rozmawiających dziadków. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam tego rodzaju bliskości i to co czułam w tej chwili było niezwykłe i piękne. Gdy babcia złożyła już zamówienie, a ja poprosiłam o kolejną filiżankę herbaty, wtedy nastąpiła chwila którą można by nazwać niezręczną.

- Caroline, nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę - zaczęła - Nie wierzyłam, że chwila taka jak ta kiedykolwiek nadejdzie. - Po moim wewnętrznym monologu byłoby hipokryzją powiedzieć, że trochę przesadza, ale usłyszałam w jej głośnie ton który zaalarmował moją podświadomość.

- Ale? - Kobieta głośno westchnęła.

- Ale, zanim możemy sobie pozwolić na zbytnią poufałość istnieje parę spraw które wymagają wyjaśnienia. - Oparłam się stabilniej o siedzenie.

- Nie chcę zabrzmieć niegrzecznie, ale jakoś przeczuwałam, że tak będzie.

- Mnie też nie podoba się zamysł tej rozmowy, ale jest ona niezbędna, uwierz mi. Po prostu chcemy upewnić się o jakiej ilości faktów zostałaś poinformowana.

- My?

- Ja i twój dziadek. - Miałam nadzieję, że powie "twój ojciec" ale najwyraźniej jeszcze nie zasłużyłam sobie na wystarczającą "poufałość" z jego strony.

- No dobrze. Więc niech tak będzie. - Podniosłam się do pionu i złożyłam dłonie na kolanach. - Póki co wiadomo mi, że mój... ojciec, zostawił moją mamę ze mną i potem wziął ślub oraz ma córkę z tego małżeństwa. Wiem, że nasza rodzina - Dostrzegłam lekki uśmiech, gdy powiedziałam "nasza" - jest arystokracją i małżeństwo osoby niemagicznej z arystokratą nie zostałoby przyjęte. - Speszyłam się na te słowa i zaraz do głowy przyszła mi myśl. Czy ja też nie będę mogła się związać ze zwyczajnym człowiekiem? Postanowiłam zaczekać z poruszaniem tego tematu. Coś czuję, że nie jest to jedna z chętniej dyskutowanych kwestii. Do stolika podszedł i postawił nasze zamówienie. Podziękowałyśmy mu spojrzeniem. Babcia upiła łyk czarnej kawy i zabrała głos.

- No dobrze, więc musisz również wiedzieć, że nasza rodzina nie jest po prostu arystokracją. Jesteśmy na trzecim miejscu by pretendować do tronu, a twój dziadek zajmuje miejsce w Radzie Siedmiu. Organizacji odpowiadającej ludzkim rządom państwa. Coś jak unia czarowników. Dlatego nie chcielibyśmy by przed twoim oficjalnym wstąpieniem do towarzystwa ktokolwiek, poza najbardziej zaufanymi i potrzebnymi osobami, wiedział kim jesteś. - Pokiwałam głową ze zrozumieniem. - Ale, zależy nam. Mnie zależy, byś ty pamiętała. Wyciągnij rękę. - Zdziwiona wykonałam polecenie. 

Babcia pogrzebała chwilę w torebce z której wyciągnęła ciemnozielony woreczek. Delikatnie położyła mi go na dłoni. Zdziwiona wysłałam jej pytające spojrzenie. Z lekkim uśmiechem pokiwała głową. 

- Tak, to dla ciebie.

Rozwiązałam sznureczek i ze środka wyciągnęłam srebrny medalion w kształcie prostokąta ze ściętymi brzegami. Widniało na nim wielkie ozdobne 'S' otoczone winoroślą i małymi, również ciemnozielonymi, kamieniami. Był naprawdę piękny. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i ponownie dzisiejszego dnia zerwałam się z miejsca i zawiesiłam na szyi siedzącej na przeciwko kobiety. Zaśmiała się serdecznie i zapięła mi otrzymany prezent. Sięgał mi nieco poniżej mostka i delikatnie odbijał światło. Usiadłam z powrotem na swoje miejsce już nie tak zdołowana jak przed wyjściem z domu. Teraz miałam pewność. Miejsce w rodzinie i kochającego krewnego. Na tą chwilę nie mogłam być bardziej szczęśliwa. Przez resztę tego dnia rozmawiałyśmy już wyłącznie na lekkie tematy. Babcia zadawała mi mnóstwo pytań o moje dzieciństwo, a ja z wielką chęcią na nie odpowiadałam. Siedziałyśmy tak, ciesząc się chwilą aż do zachodu słońca. Spacerowałyśmy chwilę po pobliskim parku i w końcu przyszła chwila rozstania. Z lekkim sercem pożegnałam kobietę i gdy rozeszłyśmy się w obie strony pozwoliłam sobie na chwilę zasmucenia. Przez całą rozmowę nie wspomniała niemal nic o moim ojcu, a jedynie odpowiadała nas pytania. Jak dla mnie był to bardzo dosadny znak, że nie jest on w ogóle zainteresowany mną i moją przyszłością. Wzięłam do ręki medalion i ścisnęłam go mocno w dłoni. "Przynależę do tej rodziny i nic tego nie zmieni, nawet mój niewydarzony ojciec" - pomyślałam. Nagle poczułam ciepło w dłoni i spojrzałam na medalion, teraz rozżarzony światłem. Wtedy dotarło do mnie, że go czuję. C z u j ę jak drugiego człowieka, a nie martwy przedmiot.

Medalion jest magiczny.


Jak się podoba? Znowu spóźniony, ale bez porządnego kopa w tyłek włącza mi się tryb lenia :P. Pozdrawiam!

Magical me.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz