"- A ty to...? - Niemalże wystrzelił dużą dłonią w moją stronę.
- Benjamin Wright. Niedawno zostałem zrekrutowany na twojego strażnika."
Uścisnęłam ją mocno.
Naprawdę wolałabym zachowywać się jak standardowa ja. Rozentuzjazmowana, rzucająca najgłupszymi tekstami z możliwych i ogólnie robiąca z siebie idiotkę dziewczyna, bankowo stanowiłaby lepszego kompana niż szara postać którą sobą przedstawiałam. Rozbita niczym niedzielny schabowy w średnio świeżym ubraniu nie byłam również najlepszą wizytówką "znamienitego rodu".
Pieprzyć to.
Z wahaniem zaprosiłam chłopaka do środka i powoli zamknęłam za nim drzwi. Stał wyprostowany jak struna, a jego harde spojrzenie, choć utkwione w jakimś odległym punkcie co jakiś czas zwracało się ku mnie. Wskazałam mu biurkowe krzesło, a sama usiadłam po turecku na moim łóżku. Oboje raczej niepewni swoich ról w tej sytuacji utkwiliśmy w napiętej atmosferze. Zaczęłam bawić się swoimi długimi włosami, co zwykle pozwalało mi się zrelaksować.
- Więc... - zaczęłam. - Przepraszam za mój niefortunny ubiór, ale nie spodziewałam się wizyty. - Gdy podniosłam głowę dostrzegłam, że patrzy mi prosto w oczy. Nawet z niemałej odległości i w tym beznadziejnym świetle widziałam, że w jego tęczówkach tkwiły złote refleksy. Brwi chłopaka zmarszczyły się.
- Miała pani zostać poinformowana o moim przyjeździe. Lady Selgard określiła bardzo wyraźnie, że jestem oczekiwany. - Skrzywiłam się lekko. Pani? Że co proszę?
- Proszę, mów mi na ty. - Pokiwał głową. Teraz pozostało mi się tylko zastanawiać, czy "Lady Selgard" to babcia, czy żona ojca. Sięgnęłam po telefon i opuściłam wzrok na wyświetlacz. Pięć nieodebranych od babci i jeden esemes o treści "Słonko, spodziewaj się dzisiaj swojego strażnika. Kocham Cię, babcia."
Cóż. Teraz wszystko jasne.
Spojrzałam na Benjamina, który z kolei oglądał mój pokój. To znaczy moją część pokoju. Momentalnie zrobiło mi się wstyd za rozwalone książki na biurku, otwartą szafę z której cudem jeszcze nie wysypały się jeszcze ubrania i wielki plakat ekranizacji "Dumy i uprzedzenia" z Keirą Knightley i Matthew Macfadyenem, którego nazwiska bez obecności plakatu nigdy bym nie zapamiętała. W moim umyśle zawsze figurował jako "Piękny Pan Darcy". Przewieszony przez oparcie łóżka koc z Hello Kitty, jeszcze z mojego dzieciństwa, również raczej nie wystawiał mi najlepszego świadectwa. Odchrząknęłam cicho na co chłopak odwrócił głowę w moją stronę.
- Dostałam wiadomość o twoim przyjeździe, ale spałam. - Spojrzał na ekran, na którym wciąż widniała lista połączeń. Jego brwi powędrowały ku niebu. Zdawałam sobie sprawę co sobie pomyślał widząc pięć nieodebranych połaczeń.- Mam bardzo głęboki sen, Ben - dodałam- Mogę cię nazywać Ben? Gdy mówię do ciebie Benjamin, czuję się jakbym cię za coś beształa, co jest dla mnie bardzo dziwne. - Wzruszył ramionami.
- Raczej tak. Nie mam nic przeciwko. - Między nami znów zaległa niezręczna cisza.
- Więc... ile masz lat? Nie wyglądasz dużo starszego ode mnie.
- Skończyłem osiemnaście. Jest pan..., jesteś pierwszą osobą którą będę bezpośrednio chronił.
- Aha. - Znów straciłam wątek. Ten chłopak był nawet gorszy w kontaktach towarzyskich niż ja, o ile to tylko możliwe. Może to wymaganie zawodu, ale ciężko było się z nim dogadać.
- Chciałeś zostać strażnikiem? - zapytałam w końcu.
- Moja rodzina strzeże arystokratów od pokoleń - powiedział z powagą.
CZYTASZ
Magical me.
Fantasía"-Nie powiesz mi przecież, że tego nie czujesz. -Czego? -Mocy która płynie w tobie."