Rozdział 13 Part 2

285 31 4
                                    

Oto zagubiony rozdział który wam obiecałam :). Wybaczcie wszelkie błędy, ale piszę go będąc pod wpływem atropiny (Magicznych kropel do oczu ułatwiających badanie wzroku ludziom z tak rozległą wadą, czytaj: mnie; Rozszerzających żrenice do niemal całej średnicy tęczówki i sprawiających, że nie jestem w stanie przeczytać nic napisanego czcionką mniejszą niż 26. Taki lajf). W każdym razie gdy odkryłam, że nie jestem w stanie nic przeczytać, a wszystkie filmy i seriale są rozmazane do granic możliwości, załamałam się nerwowo i odczułam nagłą, palącą potrzebę podzielenia się tym z kimś. Oto jest moje wyznanie, a teraz, czytać!


Byłam wcześniej. Gdy spotykałam się z babcią również byłam, ale wtedy jedynymi emocjami jakie odczuwałam były ekscytacja, niepewność i strach. Teraz do tej trójki z powodzeniem dołączył się gniew. Spotkanie człowieka który sprawił, że twoje dotychczasowe życie wyglądało tak, a nie inaczej, oraz skrzywdził najbliższe ci osoby mogło napełniać gniewem. Szczególnie gdy ktoś miał tak nieokrzesany temperament jak ja.

Miejsce które wybrałam na spotkanie, tym razem było absolutnie moim terytorium. Restauracja Green Entresol* była najbardziej magicznym miejscem jakie znałam, oczywiście zanim dowiedziałam się, że jestem wiedźmą i trafiłam do szkoły dla czarownic. Był to niewielki dwupiętrowy lokal z ogrodem i antresolą oczywiście, który stanowił część klasycznej, starej kamienicy. Każdy centymetr tego miejsca sprawiał, że chciało się uśmiechać. Od drewnianych babcinych mebli, zwisających z sufitu wielkich ozdób przedstawiających motyle, ćmy, ważki, wielkie kwiaty, po wielki ogród wypełniony letnimi stolikami i mnóstwem gatunków roślin. Właśnie przy jednym z takich stolików obrałam sobie miejsce i mimo chłodnej, październikowej pogody, nie zamierzałam przenosić się do środka. Kto powiedział, że muszę ściągać płaszcz?

Kiedy byłam mała zabierała mnie tu moja kuzynka, zamawiałyśmy zupę i naleśniki, specjalności lokalu, i siedziałyśmy aż się ściemniło. Właśnie w tego typu wspomnieniach pogrążałam się pijąc pomarańczowo-cynamonową herbatę, również jedną ze specjalności lokalu. Sprawiło to również, że nie dostrzegłam w porę postaci przysiadającej się do mojego stolika. Uniosłam powoli wzrok i napotkałam parę oczu w identycznym co moje kolorze. Człowiek ten miał włosy w ciut ciemniejszym odcieniu brązu niż moje, głęboko sięgające zakola, pomarszczone czoło i mój nos, usta i podbródek, w trochę bardziej męskiej i większej wersji. Ubrany był w duży, czarny płaszcz. Obrzuciłam go wzrokiem i mimo faktu, że widziałam już niejedno jego zdjęcie, po raz kolejny uderzyło mnie nasze podobieństwo. Przez parę minut żadne z nas nie wypowiedziało ani jednego słowa, gdy w milczeniu uważnie obserwowaliśmy siebie nawzajem. W końcu zdobyłam się by coś powiedzieć.

-Cześć tato. - Skinął głową.

- Cześć Caroline. - W stresie zaczęłam bawić się medalionem, czego jego uważny wzrok nie raczył pominąć. Zanim otworzył usta by cokolwiek powiedzieć, przejęłam inicjatywę.

- Wiem doskonale, że większość tej rodziny mnie w niej nie chce. Nie jestem zupełnie ślepa. Pewnie wiele osób uważa, że nie powinnam dostać tego medalionu, ani debiutować, tylko schować się w jakiejś króliczej norze i nigdy z niej nie wychodzić, ale wiesz co? Dopóki w rodzie Selgard będzie choć jedna osoba, która uważa, że do niego należę, nie dam się, za przeproszeniem, wykopać. Teraz powiedz cokolwiek co chodzi ci po głowie.

Ojciec obserwował mnie uważnie, po czym jakby zarzucił pomysł powiedzenia czegokolwiek. Gdy podszedł kelner, zamówił espresso i odchylił się na krześle.

-Nie sądziłem, że odziedziczysz więcej po mojej matce, niż po swojej własnej. Moja zawsze słynęła z niezwykłego uporu - powiedział. Wzruszyłam ramionami.

- Takie geny. - Upiłam kolejny łyk z kubka i napotkałam jego czujne spojrzenie. Wymagał bym coś powiedziała.

- Nie zamierzam krzyczeć na ciebie za zostawienie nas. Dziadkowie już dosyć się nasłuchali, a ty jako człowiek myślący jesteś doskonale świadomy swoich własnych czynów, więc nie spodziewaj się nadmiaru wybuchów z mojej strony.

Zapatrzyłam się w stojące w wazonie na stole słoneczniki i nie odzywałam się przez dłuższą chwilę.

- Przepraszam - usłyszałam chwilę później. - Nie jestem w stanie wynagrodzić ci tego co się wydarzyło, ale chcę żebyś wiedziała, że ja również chcę byś była członkiem naszej rodziny.

Na jego słowa uśmiechnęłam się delikatnie.

- Naprawdę miło mi to słyszeć.

Gdy już oboje opróżniliśmy swoje kubki i dostaliśmy menu z posiłkami, zabrałam mu jego kartę. Ze zdziwieniem obserwował moje zachowanie.

- Zaufaj mi. Wiem co tutaj dają najlepsze. - Zamówiłam dla nas obojga pikantną zupę pomidorową i naleśniki z serem i szpinakiem. W czasie jedzenia nie rozmawialiśmy zbyt dużo, ale wielokrotnie nasze spojrzenia napotkiwały się znad talerzy.

- To było pyszne - powiedział, poprawiając się na krześle. Zachichotałam.

- Mnie nie musisz mówić. Wychowałam się na tych naleśnikach.

Spotkanie przebiegało dużo przyjemniej i spokojniej niż z początku się tego spodziewałam, ale nie traciłam czujności. Nie obdarzyłam jeszcze żadnego z nich wystarczającym zaufaniem.

Pozbieraliśmy się ze swoich miejsc i pożegnaliśmy pod restauracją. Ściemniło się już na dobre i włączono w ogrodzie malownicze lampi świecące na złoto. Czułam się wyjątkowo szczęśliwa i nawet zdobyłam się na krótki uścisk z ojcem.

Wróciłam do szkoły i z głową pełną myśli położyłam się do łózka.


*Green Entresol nie jest zmyśloną restauracją. Tak naprawdę nazywa się Zielona Antresola i znajduje się w Lesznie. Byłam w niej kiedyś i do dziś pamiętam ją dokładnie tak, jak ją opisałam - po prostu magiczna.

Co do posiłków tam podawanych, wszystko wymyśliłam, ale tam naprawdę królują naleśniki i podstawowe dania kuchni polskiej. Zdjęcie dołączone do rozdziału jest rzeczywistym zdjęciem z tego miejsca.


Wiem, że jest to boleśnie krótkie, ale nie jestem jeszcze psychicznie przygotowana na rozwijanie postaci ojca Caroline. Poprawię się, obiecuję!





Magical me.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz