Rozdział I

1.6K 69 33
                                    

Wieczór zapowiadał się okropnie. Maleńkie płatki śniegu spadały z nieba, zasypując okolicę, a porywy wiatru napędzały je i powodowały, że drobne, zamarznięte kropelki niemiło osadzały się na mojej twarzy, włosach i ubraniu. Pomimo pozornej temperatury powyżej zera, odczuwałam chłód, przenikający moje ciało. Droga z pracy, która zwykle zajmowała mi około 20 minut, dziś dłużyła się niemiłosiernie. Było to jednak wyłącznie moje odczucie, spowodowane dyskomfortem w związku z pogodą. Poprawiłam swój płaszcz, otulając się nim, w głębi duszy mając nadzieję, że czyn ten, choć nieznacznie podniesie temperaturę mojego ciała. Naciągnęłam na uszy czapkę, niemalże zatapiając w niej swoją głowę i mocniej obwiązałam szalik wokół mojej szyi. Myślami zanurzałam się w ciepłej wodzie, która za każdym razem tak przyjemnie otula moje ciało, dając upust spiętym mięśniom. „Już niedaleko" pomyślałam, rozglądając się przed przekroczeniem przejścia dla pieszych. Musiałam przystanąć na chwilę, by przepuścić nadjeżdżające samochody. A w nich ludzi spieszących się do swoich domów i rodzin. Moje myśli w tym momencie zaczęły galopować niczym tańczące dookoła mnie płatki śniegu. Agencja marketingowa, w której znalazłam zatrudnienie zaraz po studiach, mieści się niemalże w pobliżu Kapitolu. Miasto to poznałam dziesięć i pół roku temu w okolicznościach, które już na zawsze będą rzutowały na moje życie. Na ich wspomnienie, przez moje ciało przeszedł dreszcz, powodując gęsią skórkę. Wydarzenia te, choć rozegrały się tak dawno temu, wciąż nawiedzały mnie niespodziewanie, powodując ból w sercu.

Kiedy znalazłam się po drugiej stronie ruchliwej ulicy, a do mojego domu zostało kilkaset metrów, przymknęłam oczy. Musiałam ukrócić wspomnienia, nim na dobre zagościłyby w moim umyśle. Na całe szczęście mieszkam nieopodal budynku agencji. Jestem właścicielką mieszkania na ostatnim piętrze kamienicy znajdującej się przy Massachusetts Ave NE. Mieszkanie to również stało się moją własnością ze względu na wydarzenia z mojej przeszłości. Co mogę powiedzieć o sobie? Za każdym razem na takie pytanie odpowiadam schematycznie: Nazywam się Annie Jones, mam 24 lata, jestem singielką bez rodziny i dzieci. Nie mam psa, faceta ani bliższych przyjaciół. Nie zawsze jednak tak było. Wchodząc do windy, już wiedziałam, że myśli nie pozwolą mi się skupić dziś na żadnej czynności.

Przekręcając klucz w drzwiach, niemal na siłę próbowałam zająć moją głowę przyziemnymi sprawami. Nie chcę spędzić kolejnego wieczoru w moim życiu na rozpamiętywaniu spraw, na które nie miałam wpływu. Odłożyłam torebkę i zdjęłam z siebie wierzchnie okrycie. Zapaliłam niewielką lampkę, która rzucała delikatną łunę, subtelnie rozświetlając centralną część mieszkania. Kiedy się do niego wprowadzałam, było urządzone w klasycznym stylu — ceglana ściana, nowoczesne meble i minimalistyczne dodatki — postanowiłam nie zmieniać wystroju. Odpowiadał mi. Swoje kroki skierowałam w kierunku łazienki — gorący prysznic jest zdecydowanie tym, czego potrzebuję po długim dniu spędzonym w pracy. Rozebrałam się i weszłam pod strumień wody. Krople odbijały się od mojego nagiego ciała, zmywając z niego trudy dzisiejszego dnia. Przymknęłam powieki, a moje myśli powędrowały w stronę słonecznego Miami i dziewczyny, którą byłam ponad dekadę temu.

Moje życie nie należało do kolorowych. Straciłam matkę w wieku 12 lat. Czy było mi z tym ciężko? Cholernie. Opieka nade mną spadła na mojego ojca i powiedzieć, że nie sprostał jej, to spore niedopowiedzenie. Od zawsze pił, czasem zdarzało się mu uderzyć mnie lub matkę. Miałam jednak wrażenie, że jej śmierć nim wstrząsnęła, na chwilę odstawił alkohol. Przez rok starał się zapewnić mi szczęśliwe dzieciństwo. Pomimo tragedii, która dotknęła nas oboje. Po roku jednak wszystko zmieniło się o 180 stopni. Poznał nieodpowiednich ludzi, którzy wciągnęli go w alkohol. Moje dobro zostało odstawione na bok, a ja, pomimo tego, że nadal byłam dzieckiem, musiałam zapewnić sobie bezpieczeństwo i wszelkie potrzebne mi do życia środki. Zaczęły się wagary, pierwsze drobne kradzieże i ucieczki z domu. Wolałam całe dnie spędzać, przechadzając się po ulicy, niż witać i żegnać kolejne „mamusie", które towarzyszyły mojemu ojcu podczas alkoholowych libacji. Czemu nikt mi wtedy nie pomógł? To pytanie często pojawiało się w mojej głowie, zwłaszcza gdy zaczęłam funkcjonować jako dorosła, odpowiedzialna osoba. System socjalny jest jednak pełen dobrobytu i chęci niesienia pomocy tylko na papierze. Odmienimy Twoje życie, pomożemy Ci stanąć na nogi — puste frazesy, które pomimo upływu lat, wciąż nie nabierają mocy sprawczej.

Westchnęłam. Zakręciłam wodę i owinęłam moje ciało i włosy ręcznikami. Wyszłam z łazienki, a swoje kroki skierowałam w stronę kuchni. Potrzebowałam odprężenia. Wstawiłam wodę na herbatę, która już po chwili zaczęła bulgotać w czajniku. Chwyciłam największy kubek, jaki posiadam i zaparzyłam w nim wrzący napar. Zabrałam go ze sobą i usiadłam na wygodnej sofie, która znajduje się w części wypoczynkowej mojego mieszkania. Podkuliłam nogi, okrywając się kocem, który zawsze znajduje się na skraju mebla.

Dwudziesty listopada. Wracałam właśnie z jednej z moich eskapad. W kieszeni jeansowej kurtki miałam schowane trzy czekoladowe batoniki, które ukradłam z pobliskiego sklepu. Słońce chyliło się ku zachodowi, a ja myślałam nad planem na dzień następny. Droga do domu powinna zająć mi jeszcze jakieś 40 minut. Miałam nadzieję, że mój ojciec zaśnie, zanim pojawię się w miejscu zamieszkania i nie będę musiała oglądać go pijanego. Przystanęłam, by zawiązać buta, który już dawno powinien być wymieniony na nowy. Późniejsze wydarzenia miały rzutować na moje życie, jednak wtedy o tym nie wiedziałam. Usłyszałam pisk opon. Podniosłam głowę i ujrzałam czarny, sporej wielkości samochód, który zatrzymał się tuż obok mnie. Wyskoczyło z niego dwóch rosłych mężczyzn i bez żadnego słowa, siłą wepchnęli mnie do samochodu. Byłam oszołomiona, a strach paraliżował moje ciało. Samochód równie szybko odjechał, zabierając mnie w nieznane mi miejsce. Po kilkunastu sekundach jazdy, jeden z mężczyzn nałożył na moją głowę czarny, materiałowy worek. Nie wiedziałam, co się dzieje. Miałam zaledwie 14 lat i, pomimo że byłam dojrzała, jak na swój wiek to świat dorosłych krył przede mną wiele tajemnic. Siedziałam więc nieruchomo, będąc wystraszona i bojąc się każdego najmniejszego ruchu.

Wspomnienia spowodowały napływ łez do moich oczu. Mimo że wydarzenia miały miejsce tak dawno, wyryły piętno w mojej głowie. Czasem miałam wrażenie, że każdy upływający rok rozdrapuje bolesne rany pamięci, a ja, zamiast odczuwać ulgę i coraz mniejsze obawy, zaczynam wariować na punkcie przeszłości. Upiłam łyk herbaty, tępo wpatrując się w ścianę.

Miejsce, do którego dojechaliśmy, okazało się być ogromną willą. Dookoła niej rozciągały się nieskończone połacie lasów, parku i ogrodu. Samochód zatrzymał się przed posiadłością, a mężczyzna siedzący po mojej lewej stronie, znowu użył siły, tym razem, by zmusić mnie do wyjścia z samochodu. Popychał moje ciało w stronę wejścia do domu, a ja sparaliżowana ze strachu, wykonywałam jego polecenia bez zająknięcia. Przybyszy, dom witał ogromnej wielkości korytarzem. Każda rzecz znajdująca się w nim opływała przepychem i luksusem. „Jak w pałacu" pomyślałam. Takie wnętrza znane mi byku dotychczas z bajek o księżniczkach. Mój dziecięcy rozum podpowiadał mi jednak, że w tym pałacu nie mieszkają królewny. Doszliśmy na koniec korytarza. Przede mną znajdowały się drzwi, które wkrótce zostały otwarte przez jednego z mężczyzn. W środku panował półmrok, przełamany jedynie światłem dobiegającym ze znajdujących się na ścianie kinkietów. Dwóch rosłych osiłków opuściło mnie, a ja stałam w jednym miejscu nieruchomo. Nagle usłyszałam chrząknięcie. Odwróciłam głowę w kierunku dźwięku i zobaczyłam mężczyznę. Nie wiedziałam, ile może mieć lat, nie znałam się na tym, jednak wiedziałam, że musi być on mniej więcej w wieku mojego ojca.

-Witaj Anastazjo. Mam nadzieję, że podróż minęła Ci spokojnie.

Anastazjo? Coś tu nie gra. Przełknęłam głośno ślinę. Głos, który wydobył się z mojego gardła, drżał niemiłosiernie, cicho dźwięcząc w moich uszach:

-Proszę Pana, nazywam się Annie.

Mężczyzna roześmiał się, podchodząc do mnie bliżej. Pogłaskał mnie po głowie, a następnie się odezwał:

-Twój Ojciec niemal uciekł przede mną. Nie lubię, kiedy ktoś próbuje pogrywać ze mną, robiąc ze mnie idiotę- zacisnął pięści- widzę, że przygotował swoją ukochaną latorośl na ewentualność, która dzisiaj miała miejsce. No dalej słoneczko, nie bój się i powiedz mi, gdzie jest Twój tatuś?

Mężczyzna nachylił się, by zrównać swój wzrok z moim. Był przerażający.

-Mój ojciec leży pijany w naszym domu.

Kolejny raz ten diabelski śmiech. Mężczyzna wyminął mnie i uchylił znajdujące się za moimi plecami drzwi.

-Jamie, chodź tutaj, musisz to usłyszeć.

Do pomieszczenia wszedł drugi mężczyzna. Sporo młodszy, wydawało mi się, że widziałam takich w swojej szkole, w starszych klasach. Chłopak stanął obok i spojrzał na mnie. Na jego twarzy malował się grymas, jednak nie wiedziałam dlaczego. Może moja dziecięca wyobraźnia płatała mi figle.

-Co z dziewczynką — zapytał swojego szefa. Mężczyzna podszedł do barku i rozlał alkohol do dwóch kryształowych szklanek. Upił łyk trunku i odparł:

-Twierdzi, że ma na imię Annie. Randy pewnie ją tak wyszkolił, sądząc, że może zyskać trochę czasu. Zadzwonimy do niego i zobaczymy, jak szybko jest w stanie się stawić po swoją jedyną córeczkę.

Młodszy pokiwał głową. Mężczyźni odwrócili się w moją stronę. Jamie chwycił mnie pod łokieć i pociągnął w stronę wyjścia z pomieszczenia. Nie wiedziałam, co się ze mną stanie.

Pojedyncze łzy zamieniły się w potok. To była pomyłka. Cholerna pomyłka, która zmieniła całe moje życie. Pomimo pozornej normalności, wiedziałam, że tak naprawdę nic nigdy nie było i nie będzie normalne.

-Mów szybko kim jesteś i dlaczego Randy Cię tu wysłał- chłopak, który towarzyszył mi, odkąd wyszłam z pokoju, szeptem zadał mi pytanie.

-Jestem Annie. Nie znam żadnego Randy'ego. Wracałam do domu, kiedy przyjechał samochód i mnie tu zabrał. Proszę, ja naprawdę...

Zaczęłam płakać. Wielkie łzy spływały po moich okrągłych, dziecięcych policzkach, swój kres osiągając na moich blond włosach. Chłopak kiwnął głową. Nie odezwał się do mnie ani słowem. Po prostu wyszedł. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, do którego mnie zabrał. Niewielki pokój: łóżko, stolik, maleńka komoda. Położyłam się, podciągając nogi jak najbliżej brody. Pomyślałam o mojej mamie. Tak bardzo potrzebowałam jej pomocy.

Villain LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz