Rozdział XXV

235 14 13
                                    


Jamie POV

Opuściłem swoją posiadłość, będąc szczęśliwym mężczyzną. Doskonale wiedziałem, kto stoi za tym uczuciem. Annie. W najśmielszych snach nie przypuszczałbym, że znów ją zobaczę. Nigdy nie uwierzyłbym, że obdarzę ją tak silnym uczuciem. Nie zrozumiem także, co zobaczyła we mnie Blondynka. Kobiety, które spotykałem jak dotąd, widziały wyłącznie moją powierzchowność. Nie przywiązywałem się do nich tak samo, jak one nie przywiązywały się do mnie. Ze wszystkimi łączył mnie jedynie seks, bądź interesy. Póki były przydatne, dotąd miałem dla nich czas. Kobiet tych nie było jednak wiele. Zawsze uważałem płeć przeciwną za rozpraszacze. Pomimo tego, że mój ojciec wiele opowiadał mi o uczuciu, które łączyło go z moją matką, ja sam nie wierzyłem, że na mojej drodze stanie kobieta, przy której czułbym się jak przy partnerce. Wszystko zmieniło jedno spotkanie. Jedna obietnica złożona Tedowi Vertesowi na łożu śmierci. Jak na to wszystko zareagowałby mój ojciec? W końcu kazał mi znaleźć Annie wyłącznie po to, by przypominała mi o ciążącym teraz wyłącznie na mnie sekrecie. Ja jednak nie tylko pragnę zapomnieć o tamtych wydarzeniach. Zamiast upewnić się, że Pablo nigdy się o niej nie dowie, sprawiłem, że stała się ona tematem wczorajszego zdarzenia. Pierwszy raz od dawna zareagowałem na coś tak emocjonalnie. Nie mogłem jednak znieść myśli, że kobiecie mogłaby zagrażać dwójka takich skurwysynów jak Andreas i Robbie. Myśl o mężczyznach spowodowała natychmiastowy przypływ złości. Jedyne czego żałuję bardziej od kłótni z Annie jest fakt, że ta dwójka jeszcze żyje. Podróż, którą odbywam od czasu opuszczenia przeze mnie posiadłości, chyli się ku końcowi. Moim celem jest oczywiście dom Pablo. Niezmiennie od pierwszego dnia, w którym wróciłem do Miami.

Swoje kroki niemal od razu skierowałem w stronę gabinetu mężczyzny. Za jego drzwiami usłyszałem rozmowę. Doskonale wiedziałem, do kogo należą głosy, które przytłumione dobiegały do moich uszu. Nie myliłem się. Już po chwili moim oczom ukazało się wnętrze pomieszczenia, które opuszczała dwójka mężczyzn. Facetów, do których moją nienawiść rosła z każdą sekundą. Z każdym oddechem, który zaciągali. Mężczyźni, którzy wczoraj mogli już nie żyć. Obdarzyłem ich moim najbardziej wrogim spojrzeniem. Atmosfera w jednej chwili stała się gęsta niczym wydobywający się z fabrycznych kominów dym.

-Jamie, zapraszam.

Głos Pablo wyrwał mnie ze szponów letargu, przywołując na ziemię. Ominąłem znienawidzoną przeze mnie dwójkę, a wchodząc do gabinetu, zamknąłem za sobą drzwi. Wykonałem prośbę Contario, który gestem zaprosił mnie do spoczynku. Usiadłem naprzeciw mężczyzny, wyczekując informacji od niego. Skoro dwójka, z którą kilka chwil temu się minąłem już u niego była, to boss mafii wie o wczorajszych wydarzeniach. Jak wiele wie o Annie? Musiałem to wybadać.

-Wiem, że jest Ci ciężko w związku ze śmiercią ojca. Doceniam jednak to, że wróciłeś do pracy.

Znam mężczyznę na tyle długo, by wiedzieć, że jego pochwały nie zawsze niosą za sobą coś pozytywnego. Jak będzie tym razem?

-Jak poszło Twoje ostatnie spotkanie?

Wczorajszej nocy Pablo miał spotkać się z dwoma niezdecydowanymi rodzinami. Spoglądając na jego minę, w momencie kiedy usłyszał moje pytanie, nic nie poszło po jego myśli.

-Staniemy do walki bez nich.

Pomysł ten zakrawał na głupotę i zuchwalstwo. Zbytnia pewność siebie zdecydowanie kiedyś zgubi Contario. Każdy inny boss na jego miejscu wycofałby się, dając sobie czas na zdobycie przychylności niezdecydowanych. Taki krok niósłby za sobą oczywiście pewne konsekwencje, osłabienie pozycji, straty w zyskach, jednak długofalowo zdecydowanie przyniósłby pozytywne rezultaty. Pablo jednak, jak wspomniałem, jest człowiekiem ze zbyt przerośniętym ego.

Villain LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz