Rozdział XVIII

268 17 7
                                    


Wieczorem usłyszałam pukanie do drzwi. To Brunet. Stanęłam przed wejściem, nie będąc pewna, czy chcę go oglądać. Pukanie jednak nie ustępowała, zamieniając się z czasem w głośne uderzenia.

-Annie, nie karz mi rozwalać tych pieprzonych drzwi.

W głosie mężczyzny usłyszałam taką determinację, że wiedziałam, iż nie jest to prośba. Przekręciłam zamek, który natychmiast ustąpił, ukazując przede mną postać Jamiego. Odsunęłam się, robiąc miejsce obok siebie. Mój niechciany gość wszedł do środka. Swoje kroki natychmiast skierował w stronę sofy. Ja zaś udałam się do kuchni. Tym razem wyciągnęłam z szafki tylko jeden kubek. Zagotowałam wodę i zaparzyłam herbatę. Z garnuszkiem w ręku, przeszłam do salonu. Natychmiast poczułam zielone źrenice na swoim ciele. Usiadłam. Nastąpiła pomiędzy nami cisza, która wcale nie była przyjemna.

-Chciałeś rozwalić moje drzwi, by sobie tu posiedzieć?

Nie mogłam znieść obecności mężczyzny tuż obok. Słowa jego kolegów dźwięczały w mojej głowie, powodując ból.

-Annie, to wszystko wygląda źle, najgorzej. Uwierz mi, że gdybym tylko mógł, za te słowa zabiłbym ich bez wahania...

-Ale jestem dla Ciebie tylko dziwką.

Przerwałam jego wywód. To, że On żyje w złym świecie, nie oznacza, że muszę go tolerować. Że słowa nie spowodowały bólu w moim sercu.

-Nie, Boże. Posłuchaj mnie. Jesteś naprawdę wyjątkową kobietą. Dałaś mi spokój. Wprowadziłaś do mojego serca wątpliwości, które stały się dla mnie kluczem. Chęcią zmiany na lepsze. Cholera, zależy mi na Twoim towarzystwie. Nie mogę jednak pokazać tego wśród ludzi z organizacji. Dla Twojego bezpieczeństwa musisz ukrywać wydarzenia sprzed dekady. Nawet nie wiesz, co zrobiłby Ci Pablo, gdyby dowiedział się, kim jesteś...

-Zabiłby mnie, wiem.

Zaczęłam myśleć. Jamie ma rację. Muszę pozostać tajemnicą dla organizacji. Dlatego lepiej by było, gdyby zielonooki zniknął z mojego życia. Podzieliłam się z nim tą uwagą.

-Nie wierzę, że tak uważasz Annie. Nie zniknę.

-Twoja obecność sprowadza na mnie zagrożenie.

-To nieprawda.

Kogo On próbuje oszukać?

-Pamiętasz, dziesięć lat temu powiedziałeś mi, że Contario otrzyma informację o mojej śmierci. Jak myślisz, uwierzy w moje zmartwychwstanie?

-Zostaw to mnie. Proszę, zaufaj mi.

-Jamie to tak nie wygląda. Chcę znać szczegóły. Nie wystarczy mi Twoje zapewnienie. Masz jakiś konkret?

-To prawda, że Pablo miał myśleć, że nie żyjesz. Mój Ojciec jednak zmienił zdanie, wmawiając mu, że zawieźliśmy Cię do burdelu. Mój szef żyje ze świadomością, że zarabiasz dla niego, pracując swoim ciałem. Twój temat przycichł dzięki temu, niemal od razu. Organizacja ma pod swoimi skrzydłami wiele domów uciechy, jedna kobieta nie zrobiła więc różnicy.

Wyjawienie tej prawdy przez mężczyznę, wprowadziło mnie w zakłopotanie. Czy wiele dziewcząt spotkał taki los? Miałam wtedy dopiero czternaście lat.

-Myślisz, że Ci dwaj dowiedzą się prawdy?

-Zrobię wszystko, uwierz mi, wszystko, żeby do tego nie doszło. Musimy jednak brać pod uwagę, że są oni bardzo dociekliwi. Zrobią wiele, by mi zaszkodzić.

Obietnica ta, wydawała mi się być szczera. Czy powinnam jednak czuć zagrożenie?

-Dlaczego nie dasz sobie ze mną spokoju?

-Już Ci powiedziałem. Przy Tobie znalazłem to, czego szukałem od śmierci ojca. Znalazłem prawdziwego siebie. Chłopaka, którym byłem dekadę temu.

To wyznanie naprawdę trafiło w moje serce. Musiało także wiele kosztować mężczyznę. W końcu ma on etykietę bezlitosnego przestępcy. Sama przed sobą muszę przyznać, że Jamie także nie jest mi obojętny. Pomimo moich początkowych obaw, pokazał mi inną stronę życia. Może oceniłam go zbyt pochopnie? W końcu słowa, które rankiem padły w moją stronę, nie wydobyły się z jego ust.

-Obiecaj mi, że zrobisz, co konieczne, bym była bezpieczna.

-Nie mogę Ci tego obiecać. Ja Ci to przysięgam Annie.

Uśmiechnęłam się, jednak nie był to uśmiech przepełniony radością. Mimo bezpieczeństwa, jakie odczuwałam przy mężczyźnie, zaczęłam obawiać się o swój los. Tym razem krzywda może spotkać mnie ze strony całej organizacji.

-Nie martw się na zapas. Tą dwójką zajmę się osobiście.

Zielonooki przysunął się bliżej i złożył pocałunek na moim czole. Gest ten wyraża najwyższy poziom troski. Zamyka w sobie obietnicę. Przysięgę, która powinna mnie uspokoić.

-To może mógłbym liczyć na kubek herbaty?

Zielona z pomarańczą stała się zatem naszym pokojowym naparem. Wstałam, kierując swoje kroki w stronę kuchni. Resztę wieczoru spędziłam w towarzystwie Bruneta.

Jamie POV

Nie mogłem opisać szczęścia, które ogarnęło mnie w chwili, gdy Annie zdecydowała się mi zaufać. Cholera, zależy mi na niej. Nie mógłbym znieść myśli, że mógłbym jej już nie zobaczyć. A przynajmniej nie oglądać jej z jej własnej woli. W moim sercu wciąż jednak rodziły się wątpliwości. Dziewczyna ma rację. Kontaktowanie się z nią, naraża jej życie. Ja jednak nie potrafię przestać. Z dnia na dzień, z godziny na godzinę coraz silniej odczuwam chęć rzucenia tego wszystkiego. Kiedy zmarł mój ojciec, zastrzelony przez wrogów Contario, w moim życiu pojawiło się tąpnięcie. To stabilny dotąd świat, dostępny za wysokim murem, zaczął się kruszyć w fundamentach. Znane mi dotychczas prawdy, zaczęły jawić się jako nic nieznaczące brednie. W pogoni za władzą i pieniędzmi przestałem dbać o samego siebie. Jak to możliwe, że wcześniej tego nie dostrzegałem? Jak mogłem uwierzyć w wyznawane przez Contario idee? Fakt, nic nie kręci mnie tak, jak adrenalina. Jak świadomość, że od mojego jednego ruchu zależy czyjeś życie. Nie chodzi mi tu wyłącznie o egzystencję w samym tego słowa znaczeniu. Odbieramy ludziom majątki, rozdzielamy rodziny, niszczymy interesy. Wyłącznie dla zarobku jednego mężczyzny. Jest środek nocy. Prześliczna blondynka, która jest cichą sprawczynią moich wątpliwości leży tuż obok. Nie chciałem opuszczać jej tej nocy. Szczerze mówiąc, przyzwyczaiłem się do jej obecności w moim życiu. Muszę jej pokazać, jak piękne potrafi ono być. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że przez moją pomyłkę, musiała zrezygnować z wielu rzeczy. Zafundowałem jej traumę, z którą walczyła przez dziesięć długich lat. Poprzedniego wieczoru, zamiast poprosić mnie o materialny upominek, poprosiła, by jeszcze choć raz mogła odwiedzić Miami. Czy warto z tym czekać? Wojenna ścieżka, na którą wkroczył Pablo i Adam Retter, coraz bardziej się rozszerza. Kwestią czasu jest zatem jej zamiana w istną autostradę, której trasę będą wyznaczały pieniądze i śmierć. Pośrodku niej znajdę się ja i Pablo Contario. Wyniku jej nie jestem w stanie przewidzieć. Pewne jest tylko to, że nie będzie miło. Czy po wszystkim szef mafii pozwoli mi wieść życie z dala od broni, wrogów i brudnych interesów? Nie jestem pewien. Wraz z moim ojcem byliśmy jego najbliższymi pracownikami. Kiedy Teda Vertesa zabrakło, to ja samodzielnie muszę dzierżyć tę odpowiedzialność. Przez pewien czas mi to odpowiadało. Szacunek, strach i zależność. Niebieskooka piękność sprawiła jednak, że coraz mniej mi na tym zależy. Wątpliwości. Całe ich mnóstwo pojawiło się w przeciągu ostatnich tygodni. Czy zjawiłyby się, gdybym nie wypełnił woli mojego taty? Kim byłbym w tym momencie? Tysiące myśli spędzało mi sen z powiek. Pozorny spokój zakłócały niewiadome. A może Annie postanowi dać sobie ze mną spokój? Może nie widzi we mnie niczego dobrego? W końcu to ja ją porwałem. To ja wróciłem do jej życia. I to ja znów wywracam je do góry nogami.

Trochę słodko, co nie? :)

Jak Wam się podoba? Chcecie więcej? 

Dzielcie się swoimi uwagami.

Dziękuję, że jesteście, ściskam Was serdecznie!

Villain LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz