Rozdział XXI

276 17 9
                                    


Rano obudziłam się zamknięta w przyjemnym uścisku. Jamie jeszcze spał, na co wskazywały powolne ruchy jego klatki piersiowej. Wpatrzona w sufit wspominałam wydarzenia nocy poprzedniej. Zaufałam mężczyźnie, a on w zamian za to odpłacił mi się najprzyjemniejszym z uczuć. Czy ta sytuacja wpłynie znacząco na naszą relację? Z pewnością.

-Nie śpisz już?

Głos Jamiego zawibrował tuż przy moim uchu. Odwróciłam głowę i natrafiłam na intensywnie zielone oczy, które z radością mi się przyglądały. Dłoń mężczyzny niemal od razu spoczęła na moim policzku, przyjemnie go gładząc. Niczym kotka odpowiedziałam na ten gest, pragnąc, by mężczyzna go nie przerywał.

-Obudziłam się dosłownie przed chwilą.

Ułożyłam głowę na klatce piersiowej Bruneta. Powolne bicie jego serca upewniło mnie, że znajduję się we właściwym miejscu i z właściwym człowiekiem. Kto by pomyślał, że dane mi będzie celebrować radosne chwile w Miami. Przez tyle lat zdążyłam pogodzić się z myślą, że już nigdy nie odwiedzę mojego rodzinnego miasta. Los sprawił jednak inaczej.

-Jesteś taka piękna.

Słowa mężczyzny spowodowały wykwit rumieńca na moich policzkach. Zawstydziłam się niczym nastolatka. Mój Boże. W tym momencie jest mi tak dobrze. Czuję się bezpiecznie przy boku Bruneta. Myślałam, że błogi poranek będzie trwał nieco dłużej, jednak Jamie podniósł się z łóżka. Wydałam z siebie jęk niezadowolenia, kiedy do moich oczu dotarły słonecznie promienie. Niezadowolenie w jednej chwili zamieniło się w szczęście. Kocham piękną pogodę. Uwielbiam głęboki błękit nieba, ciepłe dni i zieleń zalewającą świat ze wszystkich stron. Tak niewiele wystarczy mi, by każdy dzień zaczynać z uśmiechem. Leniwie podniosłam się z łóżka i skierowałam swoje kroki do łazienki. Poranne odświeżenie dodało mi jeszcze więcej sił na dzisiejszy dzień. Uświadomiłam sobie, jak ciężkie chwile przede mną. Ciężkie i...nostalgiczne? Nie jestem w stanie dokładnie określić emocji, które odczuwam.

-Jamie, czy Ty znajdziesz dzisiaj czas dla mnie?

Pytanie, które wypłynęło z moich ust pomiędzy kolejnymi kęsami śniadania, wyrwały mężczyznę z rozmyślań. Prawdę mówiąc, wolałabym, by Brunet był dzisiaj blisko mnie. Jego obecność z pewnością doda mi odwagi i pozwoli bardziej trzeźwo spojrzeć na wszystko, co może mnie dziś spotkać.

-Muszę spotkać się z Pablo.

Spuściłam głowę. No tak, w końcu wizyta w Miami to również okazja do załatwienia wszystkich gangsterskich spraw.

-Rozumiem.

-Ej mała. Jeżeli poczekasz na mnie, postaram się wrócić jak najszybciej.

Ta informacja znacznie mnie pocieszyła.

-Nie nazywaj mnie tak.

Tak naprawdę miał do tego prawo. W końcu różnica wieku pomiędzy mną a zielonookim wynosi niemal 6 lat. Nigdy jednak tego nie zauważyłam. Czy to On wciąż posiada w sobie młodzieńcze nawyki, czy ja jestem aż tak dojrzała? Wydarzenia sprzed dekady z pewnością spowodowały, że prędzej, niż inni, musiałam stać się samodzielna. No właśnie. Wspomnienia. Cała ich masa krążyła po mojej głowie od wczoraj. Pomimo tego, że najbardziej w świecie pragnę powrócić do znajomych mi miejsc, zdecydowałam się poczekać na powrót Jamiego. W końcu muszę pozostać tajemnicą, a będąc na terytorium bezpośrednio kierowanym przez organizację, lepiej mieć u swego boku bezpieczne ramię.

Dzień rozkręcił się na dobre, kiedy wraz z mężczyzną wsiadałam do jego samochodu. Jamie ze spotkania nie wrócił zadowolony, jednak nie chciał mi powiedzieć dlaczego. Jedynie mogłam się domyślać, że sprawy wewnątrz organizacji nie potoczyły się po jego myśli. Mimo że moje zachowanie było odrobinę samolubne, w tym momencie nie przykuwałam zbyt dużej uwagi do niezadowolenia Bruneta. W końcu również mnie już za chwilę czekać będą niezwykle silne emocje. Wjechaliśmy z posiadłości zielonookiego. Za pierwszy cel obrałam swój rodzinny dom. Jeżeli ktoś ma wiedzieć, gdzie pochowany jest mój ojciec, to zapewne będą to sąsiedzi. Z podziwem oglądałam niegdyś tak dobrze znane mi ulice. To zadziwiające, jak bardzo to miasto zmieniło się w przeciągu dekady. Głos nawigacji przerwał ciszę panującą pomiędzy nami. Cel podróży znajdował się niemalże w zasięgu ręki. Niezwykle intensywnie rozglądałam się po rozciągającym się wokół krajobrazie. Jamie zatrzymał pojazd. Głos nawigacji oznajmił, że jesteśmy na miejscu. Ale czy na pewno? Wysiadłam z samochodu, nie wierząc własnym oczom.

-Jesteś pewien, że to tutaj?

Jamie skinął głową. Ja jednak nie poznawałam miejsca, w którym spędziłam ponad połowę życia. Kilka domów wydawało mi się być znajomych, jednak nie mogłam odnaleźć tego, na którym zależało mi najbardziej. Niczym dziecko we mgle, zaczęłam chodzić od jednej posesji do drugiej. Żółta elewacja. To z pewnością dom państwa Panbaker. W takim razie moje miejsce na ziemi powinno znajdować się dwie działki dalej. W tym miejscu nie było jednak niczego. Zdezorientowana patrzyłam na działkę, która, choć zadbana, wydawała mi się być przebrzydła.

-Jamie...

Odwróciłam się w stronę Bruneta, nie kryjąc łez. Dom to my. To nasze dziedzictwo. Naszą przeszłość, niekiedy także i przyszłość. Co w takim razie będzie ze mną?

-Annie, chodź. Musimy się czegoś dowiedzieć.

Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, staliśmy przed rozpoznaną przeze mnie posesją. Mężczyzna nacisnął guzik znajdujący się przy dzwonku. Po chwili, po drugiej stronie pojawiła się kobieta w średnim wieku. Nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę, na szczęście to Jamie wziął na swoje barki tę konwersację.

-Dzień dobry. Chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś o działce, która obecnie stoi pusta. Czy wie pani, do kogo należy?

Kobieta nie była ufna. Jej wzrok krążył pomiędzy mną a mężczyzną.

-To teren miasta. Kiedyś mieszkała tu pewna rodzina, ale...

-Kto taki? - przerwałam.

-Jones. To naprawdę strasznie smutna historia. Na pozór rodzina, jak każda inna. Ojciec jednak często zaglądał do kieliszka. Matka pracowała dużo, jednak zmarła ponad dziesięć lat temu. Było też dziecko, dziewczynka... tam właściwie to, kim jesteście?

Nie wiedziałam, jakiej udzielić odpowiedzi. Nim zdążyłam otworzyć usta, wyprzedził mnie Jamie.

-Jesteśmy prawnikami. Pewien krewny Pana Toma Jonesa zmarł, pozostawiając po sobie spadek. Szukamy żyjących członków tej rodziny.

-Jedyna nadzieja w Annie — kobieta zamyśliła się przez moment, jednak po chwili kontynuowała swoją opowieść- Ona jednak zaginęła jakieś dziesięć lat temu. Biedę dziecko, nie wiadomo, co się z nią stało. Pan Jones, niemal do końca życia szukał jej, ale bezskutecznie. Ciężko mi to mówić, ale obawiam się, że dziewczyna nie żyje, mój Boże.

Moje serce niemal wyskoczyło z piersi z powodu żalu, jaki w tym momencie poczułam. Nie byłam w stanie wydusić z siebie najmniejszego dźwięku. Mój ojciec przez resztę swojego życia, poszukiwał mnie. Martwił się moim losem. W jednej chwili poczułam się słabo. Jamie, widząc moją reakcję, złapał mnie mocno pod rękę. Dzięki tym silnym ramionom zdołałam ustać na nogach i dowiedzieć się kolejnej bardzo ważnej dla mnie informacji. Gdzie pochowany jest mój ojciec.

Do samochodu wróciłam na miękkich nogach. Zaraz po zamknięciu się za nami drzwi, pozwoliłam sobie na wyrzucenie z siebie wszystkich emocji. Zaczęłam płakać jak dziecko. Nie sądziłam, że powrót do Miami będzie taki trudny. Jamie przyglądał się mi, jednak nie wykonał żadnego gestu. Ruszył z miejsca i wpisał w GPS dane, które zdobyliśmy kilka minut wcześniej.

Jamie POV

Rozpacz Annie spowodowała, że moje serce pękło. W jednej chwili uświadomiłem sobie, że to wszystko jest moją winą. To ja dziesięć lat temu dowodziłem akcją, która spowodowała ogromne piętno na życiu bezbronnej i niczemu winnej dziewczynie. Zniszczyłem ją, a teraz, rozdrapałem ledwo zagojone rany. Świadomość, że zrobiłem coś tak strasznego kobiecie, która jest dla mnie szczególnie ważna, niemal mnie sparaliżowała. Jestem złym człowiekiem i czego bym nie zrobił, takim już pozostanę. Nie potrafię spojrzeć jej w oczy. Bo co niby miałbym powiedzieć? Tak już jest? Przeszłości nie zmienisz? Mimo tego, że na co dzień jestem twardym człowiekiem, świadomość bezradności, która jest następstwem moich działań, przytłoczyła mnie. Zatrzymałem pojazd przed wskazanym przez kobietę cmentarzem. Nie potrafiłem jednak wyjść z pojazdu. Annie wyszła więc sama, by na własne oczy zobaczyć mogiłę ojca, który do końca życia szukał swojej córki. 

Villain LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz