Rozdział XXVIII

213 16 3
                                    


Poszukiwania Adama Rettera stały się moją obsesją. Siedząc w swoim gabinecie, wciąż nie mogłem znaleźć klucza, który wyjaśniłby mi, w jaki sposób mężczyzna ten zdołał poznać wszystkie nasze słabości, uderzając w nie ze zdwojoną siłą. Na myśl przychodziły mi wyłącznie dwie opcje: albo człowiek ten jest wybitnym geniuszem zbrodni, strategiem z krwi i kości, którego inteligencja wykracza poza standardową skalę, albo ma on w naszych szeregach swoje wtyki. Druga opcja, choć wydawała mi się być tą bardziej prawdopodobną, była jednocześnie niezwykle ciężką do udowodnienia. Jeszcze bardziej nie mogłem w nią uwierzyć. Zawsze wydawało mi się, że nasza organizacja jest na tyle silna, by niemożliwym było jej oszukiwanie. Każdy cień podejrzenia o jakąkolwiek zdradę jej członka, sprowadzało na niego śmierć. Skąd więc Retter wie tak wiele? W jaki sposób zdołał osłabić nas tak bardzo, wciąż tkwiąc w ukryciu? Wszystkie dotychczasowe tropy okazywały się być nic niewartymi informacjami.

Siedząc nad zdobytymi dla mnie wiadomościami, znów złapałem się na tym, że moje myśli odpłynęły w stronę Waszyngtonu i znajdującej się w nim Blondynki. Minęło dokładnie czternaście tygodni, odkąd widziałem ją po raz ostatni. Jak się trzyma? Jestem pewien, że poradziła sobie co najmniej dobrze. To silna dziewczyna, która niejedno w życiu przeszła.

-Szefie.

Spojrzałem w stronę dochodzącego do moich uszu głosu. Czyżby moi ludzie dokonali w końcu przełomu w sprawie szkodzącego naszej organizacji człowieka?

-Ron, wejdź.

Spojrzałem na swojego rozmówcę. Mógł mieć maksymalnie dwadzieścia kilka lat. Niewiele więcej niż ja, kiedy moje drogi połączyły się z Annie po raz pierwszy. Wziąłem w dłoń teczkę, którą zebrał dla mnie mężczyzna i dziękując, odesłałem go do dalszej pracy. Zajrzałem do zebranych dla mnie materiałów. Poprawiłem swoje ciało na fotelu, uważnie śledząc informację w nich zawarte. Jasno z nich wynikało, że Retter znajduje się obecnie gdzieś w Maryland. W końcu mamy jakiś przełom. Stan ten co prawda liczy ponad sześć milionów mieszkańców, jednak informacja ta pozwoliła mi zakroić teren poszukiwań tego człowieka. Stan ten jest także miejscem, do którego najczęściej wracam myślami. Na wieść o tym moje serce zabiło mocniej. Nie mogę przepuścić takiej okazji. Czym prędzej skontaktowałem się z Pablo, przekazując mu najważniejsze dla niego informacje. Tak, jak sądziłem, Contario bez zastanowienia kazał mi zakończyć tę sprawę. Spakowałem więc niewielką walizkę, zapas broni i amunicji. Jeżeli istnieje na świecie człowiek, który ma wpakować kulkę w ciało Adama Rettera, to jestem nim ja. Błogość, która pojawiła się w moim ciele, nie dotyczyła jednak przełomu w sprawie tego gnojka. Doskonale jednak wiem, w którym miejscu zatrzymam się, by rozpocząć poszukiwania mężczyzny. Waszyngton. Kamienica przy Massachusetts Ave NE, mieszkanie na czwartym piętrze. Miejsce tuż obok niebieskookiej Blondynki. Wsiadłem do samochodu i niczym wiedziony na skrzydłach rozpocząłem piętnastogodzinną podróż do miejsca swojego szczęścia i spokoju.

Na miejsce dotarłem w środku nocy. Pomimo mojej racjonalności, nie mogłem powstrzymać się przed zobaczeniem kobiety, którą darzę najsilniejszym ze znanych mi uczuć. Postanowiłem włamać się do jej mieszkania. W końcu robiłem to nieraz. Dziś miałem na celu wyłącznie uszczęśliwienie jej i sprawienie, by niebieskie niczym ocean oczy rozbłysnęły znanym wyłącznie mi blaskiem. Zatrzymałem samochód niedaleko mojego miejsca docelowego. Wysiadając z niego, poczułem przyjemny chłód Waszyngtońskiego powietrza. Pomimo że miasto zostało w pełni pochłonięte przez zbliżającą się do lata porę, temperatura w nim osiągalna, wciąż była o wiele niższa, niż w Miami. Dosłownie kilka chwil później stałem przed drzwiami mieszkania Blondynki, w mgnieniu oka rozbrajając znajdujący się w nich zamek. Bezszelestnie pokonywałem kolejne metry, by w mgnieniu oka znaleźć się w sypialni kobiety. Stanąłem w jej progu, usilnie wpatrując się w widok, znajdujący się przede mną. Kobiece ciało ułożone w niedbałej, nieświadomej pozycji. Długie blond włosy rozsypane na poduszce, błogi wyraz twarzy, ozdobionej delikatnym uśmiechem. Tak długo czekałem na moment naszego ponownego spotkania. Ruszyłem naprzód, pokonując ostatnie dzielące nas metry. Przysiadając na łóżku, niemal od razu poczułem ciepło bijące od Annie. Zupełnie nieświadomie kusiła mnie, sprawiając, że moje myśli zaczęły krążyć w największych zakamarkach pragnień. Tęskniłem za nią. Tęskniłem za jej zapachem, ciekawym świata wzrokiem i ciałem, które miałem ochotę hojnie obdarować przyjemnością. Dotknąłem policzka kobiety, delikatnie przesuwając wierzchem dłoni do jej ust. Usłyszałem, jak spokojny dotąd oddech Blondynki urywa się.

Villain LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz