Rozdział XIX

273 16 2
                                        


Nie wiem, jakim cudem udało mi się uprosić o tydzień urlopu w pracy. Nie wiem także, dokąd zabiera mnie Jamie, który o to wolne mnie poprosił. Wiem jednak, że siedząc w samochodzie Bruneta, tuż obok niego, czuję się niesamowicie bezpieczna. I szczęśliwa. Tak, szczęście nie opuszcza mnie od pewnego czasu, a ja wiem, że jego sprawcą jest Jamie. To nie tak, że żyjemy sobie niczym w komedii romantycznej. Mężczyzna nieraz opuszcza mnie, by załatwić sprawy związane z organizacją. Nie zdradza mi żadnych szczegółów, jedynie informuje, że nasze beztroskie dni coraz bardziej zbliżają się ku końcowi. Pomimo tych ciągłych ucieczek, zawsze do mnie wraca, by napić się herbaty, porozmawiać i wspólnie przepracowywać jego i moje wątpliwości. Rozmowa. To ona odgrywa kluczową rolę w naszej dziwnej relacji. No właśnie. Kim dla siebie jesteśmy? Samej ciężko jest mi to określić. Nigdy nie byłam z mężczyzną w takim bliskim powiązaniu, jednak ciężko mi jest nazwać to związkiem. Czymkolwiek nasza znajomość by nie była, odpowiada mi. Waszyngton na wiosnę stał się piękny. Coraz więcej słonecznych dni sprawia, że wszystko wydaje się być bardziej radosne i optymistyczne. My jednak aktualnie opuszczamy to miasto, kierując się w nieznaną mi stronę. Jedyną pewną rzeczą jest to, że jedziemy w stronę południa.

-Jamie, może chociaż dasz mi małą podpowiedź.

Brunet spojrzał na mnie spod ciemnych okularów:

-Nie ma mowy. Spodoba Ci się. Zobaczysz, z radości rzucisz mi się na szyję.

Kierowca uśmiechnął się do mnie, prezentując śnieżnobiałe uzębienie. Pokręciłam głową i odwzajemniłam gest. Nie pozostało mi więc nic innego, niż mu zaufać i dać zafundować sobie kolejną podróż w nieznane. Mam tylko nadzieję, że nie będę musiała uciekać przed żadną strażą, ani siadać na mokrych skałach. Na te wspomnienia poczułam lekkość w sercu. Pomimo drobnych niedogodności, było świetnie. Włączyłam radio, które grało spokojną, rockową melodię.

Jamie POV

Wojna z wrogami wisi na włosku. Adam Retter nie dość, że sprzymierzył się przeciwko nam, to dodatkowo zjednał sobie kilku graczy. Przeciwnicy Contario rosną więc coraz bardziej w siłę, a my możemy się temu jedynie przyglądać. Wszyscy nasi sojusznicy są powiadomieni o działaniu naszej organizacji, czekając na sygnał od mojego szefa. Dynamiczny rozwój sytuacji sprawił, że postanowiłem nie czekać i spełnić prośbę Annie. Dziewczyna siedzi tuż obok, wpatrzona w krajobraz, mimo że przed nami rozciąga się wyłącznie autostrada. Droga do Miami. Być może jest to jedyna okazja dla niej, by wrócić do rodzinnego miasta. Dlaczego miałbym więc jej na to nie zezwolić? W moim towarzystwie nic jej nie grozi. Dyskretnie sprawdziłem trasę. Na miejscu powinniśmy być dopiero wieczorem. W takim razie wielkie emocje czekają na kobietę dopiero jutro. Spojrzałem na nią. Wpadające przez szybę światło oświetlało jej profil i delikatne rysy twarzy. Jest naprawdę piękna i nie rozumiem, dlaczego nie znalazła nikogo, z kim wspólnie przemierzałaby życie. A może znalazła?

-Annie, czy Ty byłaś kiedykolwiek z kimś tak, na poważnie?

Ujrzałem zdziwienie na jej twarzy. Fakt, nigdy przedtem nie rozmawialiśmy na ten temat.

- Nie-spuściła wzrok, a ja w tym momencie miałem ochotę uderzyć się w głowę. No jasne, że nie. Doskonale wiem, czyja to zasługa. Czy jest mi z tym dobrze? Zniszczyłem ją dziesięć lat temu. Nie, cholera, pomimo tego, że wielu osobom zrobiłem coś znacznie gorszego, to właśnie niebieskooka kobieta prześladowała mnie najdłużej. To jej jest mi żal i to dla niej chciałbym już nigdy nie popełnić żadnej zbrodni. Niestety, świat, w którym żyję, nie jest kolorowy. Nawet jeżeli uda mi się jakimś cudem wyrwać spod jurysdykcji i władzy Pablo, przeciwko mnie zmówią się jego wrogowie, moi przeciwnicy i wszyscy, którym z jakiegoś powodu będzie zależało na zamknięciu moich ust. Ta myśl wprowadziła mnie w nieco pochmurny nastrój. Tacy, jak ja nie mają ucieczki. Nie będą żyli długo i szczęśliwie. Z każdym krokiem będą oglądać się za siebie, a każdy kolejny przeżyty rok to kolejni wrogowie, dopisani do listy. Czy powinienem mieszać w to Annie? Czy nie jestem zbyt samolubny, bezmyślny i naiwny, sądząc, że dziewczyna kiedykolwiek podjęłaby ryzyko, by postawić wszystko na jedną kartę? Chyba nie mam na tyle odwagi, by zapytać ją o to. O ironio. Ja, drugi najpotężniejszy człowiek w organizacji, ten, który niszczy ludziom życia, boi się brutalnego zderzenia z rzeczywistością. Błękitu oczu, który nigdy więcej mógłby nie zaświecić takim blaskiem. Kiedy to się stało? Czy to właśnie ludzie nazywają tak silnym uczuciem?

Annie POV

Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, gdy zobaczyłam znajdujący się przed nami zjazd do Miami. Taki sam szok wywołał we mnie fakt, iż skierowaliśmy się właśnie w tę stronę. Spojrzałam na Jamiego z szerokim uśmiechem na ustach. Szczęście i nieopisana wręcz radość, przeplatała się ze strachem i wątpliwościami, jednak to pozytywne emocje ogarnęły moje ciało jako pierwsze. Miałam ochotę rzucić się mężczyźnie w ramiona, jednak powstrzymywał mnie fakt, że wciąż znajdowaliśmy się w samochodzie.

-Dziękuję.

Mężczyzna nie odpowiedział ani słowem. Na jego twarzy malowała się błogość i pewien rodzaj ulgi.

-Jaki więc mamy plan?

Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia, ile dni spędzimy w Miami, ani jaki jest nasz dalszy cel podróży. Wiem jednak, że Jamie na pewno dokładnie obmyślił cały plan naszego pobytu. W końcu samo sprowadzenie mnie do tego miasta może przysporzyć mu kłopotów.

-Dziś jedziemy prosto do mojego domu. Atrakcje zaczną się jutro.

Ten pomysł podoba mi się w stu procentach. Po niemal szesnastu godzinach jazdy Jamie musi odczuwać wyłącznie zmęczenie. Wprawdzie zrobiliśmy sobie małą przerwę mniej więcej w połowie drogi, jednak wciąż, nieustanna jazda przez tyle godzin musiała być dla mężczyzny wyczerpująca.

Niemal godzinę później stanęłam przed elegancką rezydencją. Dookoła niej rozciągał się ogród, a w nim mnóstwo kwiatów, drzew i palm.

-Jak Ci się podoba ? - usłyszałam głos Bruneta tuż za swoimi plecami. Cóż, nie spodziewałam się takiego gustu po nim.

-Jest pięknie.

-Można powiedzieć, że to mój rodzinny dom. A przynajmniej miejsce, w którym spędziłem niemal tyle samo czasu, co w domu Contrario.

-To miejsce musi wiele dla Ciebie znaczyć.

-Masz rację. Tymczasem zapraszam Cię na dalszą część zwiedzania.

Mężczyzna zamknął moją dłoń w jego. Nasze splecione palce to niecodzienny widok. Niecodzienny i... przyjemny? Radosny? Spojrzałam na nasze ręce. Pasują idealnie. Pociągnięta w stronę rezydencji, z podziwem oglądałam każde wnętrze. Były one urządzone gustownie, jednak bez zbędnego przepychu. Mój zachwyt spowodowała przede wszystkim ogromna kuchnia z nowoczesnym sprzętem, a także łazienka z marmurowymi akcentami. Pełna podziwu patrzyłam również na bibliotekę z mnóstwem książek na półkach.

-To kolekcja mojego ojca. Przeczytałem tylko kilka pozycji z nich - wyjaśnił. Kiwnęłam głową na znak zrozumienia. Wróciliśmy do pomieszczenia, w którym zazwyczaj przyrządza się posiłek, jednak żadne z nas nie miało ochoty na zapełnienie żołądka.

-Siadaj.

Wykonałam polecenie, zajmując miejsce na jednym z wysokich krzeseł. Z pewną lekkością obserwowałam, jak Brunet wyciąga dwa kubki.

-Pozwolisz, że tym razem ja wybiorę, jakim rodzajem herbaty będziemy się dziś raczyć?

Wyraziłam zgodę, pełna zniecierpliwienia. Już po chwili próbowałam mrożonego napoju, którego znacznie bardziej potrzebowałam od gorącego naparu. Smakował przepysznie.

Villain LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz