Obudziły mnie męskie głosy, dochodzące z korytarza. Przez chwilę byłam zdezorientowana, jednak po kilku sekundach przypomniałam sobie swoje położenie. Mężczyźni znajdujący się przed pomieszczeniem kłócili się. Usłyszałam, że ktoś naciska na klamkę i zobaczyłam strugę światła, wpadającą do środka. Zaraz za strugą pojawił się znany mi mężczyzna, wraz z drugim, starszym od niego. Zamknęłam oczy, chcąc udawać, że śpię. Usłyszałam szept Jamiego:
-Tato, to nie jest to dziecko.
Postanowiłam za wszelką cenę nie otwierać oczu. Serce biło jak oszalałe, a ja miałam ochotę płakać. Co mogłam zrobić, mam tylko 14 lat.
-Jak to możliwe? Przecież mieliście jej zdjęcie. Znaliście jej plan dnia, do cholery — drugi z mężczyzn uniósł głos.
Usłyszałam, że ktoś niecierpliwie chodzi po pokoju. To musiał być młodszy z mężczyzn.
-Naprawię to, zobaczysz — w głosie chłopaka słychać było zdenerwowanie.
-Musimy działać szybko. Jeżeli Pablo Contario się o tym dowie, nie zdążysz powiedzieć słowa, a będzie po Tobie. Po mnie również.
Na te słowa zamarłam. To są źli ludzie. Pomimo młodego wieku wiedziałam to. Mężczyźni wyszli, a ja podniosłam się do pozycji siedzącej. Trzęsłam się ze strachu. Jeżeli ich może spotkać surowa kara, to co będzie ze mną? Czy mój ojciec zauważył moje zniknięcie? Czy będzie mnie szukał? Czy ktokolwiek będzie się o mnie martwił? Myśli te kłębiły się w mojej głowie, powodując niewyobrażalny strach.
Jak to możliwe? Jak mogę zapomnieć o tych wszystkich wydarzeniach? Byłam wtedy dzieckiem, które dopiero wkraczało w okres dojrzewania. Dorosłość przyszła do mnie zbyt szybko, a ja dalej nie jestem do końca pewna, czy chcę w niej uczestniczyć. Herbata w moim kubku już dawno się skończyła. Miasto nieco uspokoiło się, a czerń widoczna za oknem odznaczała się kontrastem pośród wnętrza mojego mieszkania. Mimo późnej pory nie czułam zmęczenia. Myśli nie dawały mi zasnąć. Jak długo? Jak długo będę musiała z nimi walczyć? Kiedy będę mogła odetchnąć z ulgą? Te pytania pojawiały się w mojej głowie nader często.
Następnego ranka przyszedł po mnie Jamie. Nie mówił ani słowa, prowadząc do pokoju, który poznałam wczoraj. W świetle dziennym korytarz, który do niego prowadził, wyglądał jeszcze bardziej imponująco. Kryształowe żyrandole, marmurowe posadzki, a na ścianach lustra oprawione w złote ramy. Do tego duże, przeszklone okna, z których widok rozpościerał się na przepiękną część ogrodu. Pełno było w niej krzewów i kwiatów, dostrzegłam także białą fontannę. Chłopak wepchnął mnie do pomieszczenia. Mężczyzna, z którym rozmawiałam, na nasz widok zakończył rozmowę przez telefon, wyraźnie rozgniewany. Odwrócił się w moją stronę:
-Opowiedz jeszcze raz, kim jesteś?
Spojrzałam na Jamiego, później przeniosłam swój wzrok na dojrzalszego mężczyznę:
-Nazywam się Annie Jones. Mam 14 lat. Uczęszczam do szkoły...
-Stop. Kim jest Twój ojciec?
-Tom Jones.
-A matka?
Posmutniałam:
-Nie żyje.
Mężczyzna odwrócił się i warknął. Nagle, znów stał przodem do mnie. Jego ręka wymierzyła mi siarczysty policzek. Jamie na ten widok nawet nie drgnął. Zaczęłam płakać i złapałam bolący fragment mojej twarzy.
-Zabierz ją stąd.
Chłopak stojący obok położył dłoń na moich plecach, delikatnie popychając mnie w stronę drzwi. Gdy znaleźliśmy się w przydzielonym mi pokoju, w końcu się do mnie odezwał:
-Boli?
Kiwnęłam głową, potwierdzając. Jamie dotknął mojego policzka. Piekło niemiłosiernie. Syknęłam z bólu, na co on cofnął dłoń.
-Przepraszam mała. To była pomyłka. Znalazłaś się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie.
-Czy mogę wrócić do domu?
Na twarzy chłopaka malowało się przerażenie. Przez chwilę milczał.
-Obawiam się, że to niemożliwe.
Po moich policzkach znów zaczęły płynąć łzy. Jak to niemożliwe? Co teraz? Szukałam odpowiedzi na twarzy chłopaka. Ten gwałtownie wstał. Znów zostałam sama.
Wstałam z kanapy. Chciałam położyć się w swoim łóżku i zmusić do snu. Nie mogę spędzać kolejnej nocy bezsennie. Wszystkie wątki tej sprawy przemyślałam już tysiąc razy. Ani jeden nowy wniosek nie pojawił się w mojej głowie. Ogromne łóżko w mojej sypialni było moim azylem. Chłód pościeli przed snem, przyjemnie koił moje ciało. Wtuliłam głowę w miękkie poduszki. Sama nie wiem, kiedy odpłynęłam.
Kolejnego dnia była sobota. Moim rytuałem stał się cotygodniowy maraton pomiędzy sklepami, dzięki któremu nie musiałam martwić się o zakupy na nadchodzący tydzień. Rano miałam w planach także posprzątanie mieszkania. Dzień zaczęłam jednak od mojej ulubionej kawy — kolumbijskiej z odrobiną mleka i sosem karmelowym. Jej słodycz już od kilku lat daje mi energię na cały dzień. Jest to także okazja do spożycia czegoś słodkiego i możliwości wymówki, że to tylko kubek z kofeiną.
Porządki rozpoczęłam od kuchni — niewielki aneks z drewnianymi meblami i oknem pośrodku ściany. Naprzeciw niej znajduje się wyspa, oddzielająca to pomieszczenie od salonu, do którego przeszłam następnie. Salon jest przestronny — sofa na środku, stolik kawowy, biurko. Minimalizm. Łazienka to najmniejsze pomieszczenie w moim mieszkaniu. Zawiera podstawowe wyposażenie i, nad czym ubolewam, nie ma w niej wanny. Ostatnią uporządkowaną przede mnie częścią była sypialnia. Ogromne łóżko, które uwielbiam, stolik nocny i duża, przesuwna szafa. Niczego więcej nie potrzebuję. Porządki zajęły mi około 1.5 godziny. Zawsze tyle zajmują. Dochodziła 12, kiedy zebrałam się i opuściłam mieszkanie. Zakupy zwykle zaczynam od pobliskiego targu. Kupuję tu owoce i warzywa. Mieści się on nieopodal miejsca mojego zamieszkania, będąc miejscem pracy dla ludzi wielu narodowości. Handlują oni wyrobami charakterystycznymi dla regionu, z którego pochodzą. Uwielbiam tutaj kupować, wszystko jest świeże, uwielbiam to miejsce również za nastrój: zgiełk i harmider sprawiają, że czuję, że żyję. Po opuszczeniu targu, swoje kroki skierowałam do marketu. Tutaj wyposażam się w większość potrzebnych mi doraźnie rzeczy. Jeżeli potrzebuję czegoś, czego nie znajdę w tym sklepie, ruszam do centrum. Tym razem znalazłam jednak wszystko. Z pełnymi rękoma ruszyłam w drogę powrotną. Muszę przyznać, kupiłam sporo, a reklamówki w moich dłoniach niemiłosiernie dawały o sobie znać. Do mieszkania wróciłam wyczerpana. Rozpakowałam zakupy i znów naszły mnie wspomnienia.
Do końca dnia nie miałam żadnych gości. Chciałam zasnąć, jednak strach skutecznie mi to uniemożliwiał. Był środek nocy, kiedy usłyszałam trzask. Po chwili ktoś wpadł do pomieszczenia, wywołując w nim zamieszanie. Zdezorientowana popatrzyłam na źródło dźwięku i rozpoznałam w przybyszach Jamiego i jego ojca. Coś było nie tak.
-Zbieraj się. Żadnych pytań.
Wykonałam polecenie. Mężczyźni prowadzili mnie po korytarzach rezydencji, jednak nie miałam czasu, by się im przyjrzeć. Niemal biegiem przekraczaliśmy kolejne metry, a ja czułam się jak w popłochu. Po chwili dotarł do mnie rześki zapach świeżego powietrza. Wyszliśmy na zewnątrz. Dlaczego? Co oni chcą ze mną zrobić? Panika w moim ciele przybrała na sile. Zaczęłam się wyrywać. To była jedyna opcja, która przyszła do mojej dziewczęcej głowy. Nagle poczułam na sobie silne ramiona. To był Jamie. Wziął mnie w objęcia i wpakował do czarnego Land Rovera. Odjechaliśmy z piskiem opon.
Znów te cholerne wspomnienia. Nigdy się od nich nie uwolnię. Nigdy nie będę szczęśliwa, bo moja przeszłość już zawsze będzie rzutować na moją przyszłość. Usiadłam na sofie i wzięłam do ręki laptopa. Postanowiłam wykonać dodatkowe zlecenia. Praca copywritera nie pozwala na zarobienie w krótkim czasie kokosów, dlatego chwytałam się każdego dodatkowego zlecenia. Pozwalała mi ona także na zajęcie czymś, wiecznie zamyślonej głowy.
No i mamy drugi rozdział. Jak wrażenia? Czekam na Wasze uwagi :)

CZYTASZ
Villain Love
CerpenCzy ta miłość ma prawo się wydarzyć? Annie Jones wciąż się obawia. Boi się, że przeszłość w końcu ją dopadnie. Co więc się stanie się, gdy do jej życia wkroczy mężczyzna, którego dekadę temu poznała w najgorszych możliwych okolicznościach? <FRAGM...