Czas mija a Anny nadal nie odnaleziono, ona sama też nic nie robi w naszym kierunku. Jakby zapadła się pod ziemię. Cała ta sytuacja ma jednak jakieś plusy, zbliżyła nas wszystkich do siebie. Większość czasu spędzamy we czwórkę, staramy się nie zostawiać dziewczyn samych z obawy że może właśnie wtedy zaatakować Anna. Całą swoją uwagę zarówno ja jak i Karol poświęcamy na zapewnienie bezpieczeństwa Michalinie i Patrycji, one są naszymi priorytetami i będziemy je chronić do ostatniego oddechu. Oboje straciliśmy głowy dla tych dziewczyn i nie wstydzimy się tego przyznać. Dziś mijają dwa miesiące od ucieczki i zniknięcia Anny, dwa cholerne miesiące. Po raz pierwszy też zostawiłem Michalinę samą z Patrycją i Karolem który mieli zabrać ją na rehabilitacje bo jak się okazało Michaliny paraliż jest możliwy do leczenia, dziesiątki konsultacji medycznych i wszyscy byli zgodni, da się to jak nie wyleczyć to zminimalizować. Często bardzo ciężkie zabiegi rehabilitacyjne już przynoszą efekty, niejednokrotnie towarzyszyłem jej w czasie tych zajęć i muszę powiedzieć że nie widziałem nigdy silniejszej osoby. Jej drobna osoba przejawia tak wielkie samozaparcie w dążeniu do sprawności że nie jeden zdrowy i sprawny fizycznie facet mógłby przy niej wyjść na mięczaka. Dziś niestety nie mogłem jej towarzyszyć, pewna budowa ma straszne opóźnienia i muszę się na nią udać. Jadę właśnie na drugi koniec Warszawy żeby osobiście sprawdzić co się tam odpierdala. Dawno mnie tak nie wkurzył żaden szef budowy jak ten. Moja firma działa na rynku od siedemnastu lat i jeszcze nigdy, ale to nigdy nie mieliśmy takich opóźnień jak na tym zleceniu. Tu czas ma ogromne znaczenie ponieważ budowany przez nas budynek to centrum rehabilitacji i rekonwalescencji dla żołnierzy, policjantów czy strażaków którzy ucierpieli w czasie służby i potrzebują wsparcia przy powrocie do zdrowia.
To co zostaję na budowie nie mieści mi się w głowie. Pięciu! Pięciu pracowników robi co może gdzie powinno ich być blisko czterdziestu. Każdy jeden pytany gdzie jest reszta oznajmia to samo ,, Cholera ich wie. Nikt nie odbiera, żaden nie pokazuje się od tygodnia, a nasz kierownik od dwóch tygodni nie pokazał się ani razu"
Skoro tak jest czemu nie zjawili się w siedzibie firmy? Tego nie rozumiem do czasu aż starszy mężczyzna który jak się okazuje pracuje dla mnie od piętnastu lat oznajmia że nie wypadało skoro umowy nie dostali nie chcieli robić problemów z obawy że nie dostaną zapłaty. Skołowany jak rzadko kiedy wysyłam ich do domów i każe pojawić się rano w siedzibie żeby podpisali umowy, które swoją drogą powinni podpisać z dniem pierwszego stycznia bieżącego roku oraz odebrali zaległe wypłaty. Sam postanawiam przejść się po budowie i sprawdzić co w ogóle zostało zrobione. Jeśli przeniesie tu ekipę z Berlina są szanse że zdążą ale wtedy tamten projekt stanie w miejscu.- Cholera jasna by to wzięła.
Zaczynam gadać sam do siebie, jestem zły ale nie wiem na kogo. Jedynie za tą sytuację mogę winić samego siebie. Muszę wrócić do biura i sprawdzić która ekipa może się zjawić tu jak najszybciej. Wychodzę z placu budowy i idę do zaparkowanego na uboczu samochodu. Jestem może trzy metry od auta gdy przeszywa mnie straszny ból w okolicy łopatki, upadam na ziemię z łoskotem. Robi mi się czarno przed oczami ale z całej siły staram się nie stracić przytomności. Próbuję się podnieść ale z każdym ruchem ból staje się nie do zniesienia, tak jakby coś chciało rozerwać mi pierś od środka. Ostatnie co widzę to krew, bardzo dużo krwi wypływającej spod mojego ciała. Przeszywa mnie dreszcz, nie zimna ale strachu. Boże jeśli to ma być mój koniec to proszę oszczędź Michalinę i daj jej spokojne życie. Zapadam się w zmrok który ciągnie mnie ku sobie, nie mam siły walczyć. Nie mam siły stawiać oporu choć bardzo bym chciał móc jeszcze choć raz zobaczyć uśmiechniętą Michalinę u mojego boku.
Jakieś zamieszanie i hałas walki jak przez mgłę do mnie docierają. Nie wiem gdzie jestem i jak długo tu się znajduję ale staram się nie tracić świadomości, nie po raz kolejny. Oczy nie chcą się otworzyć dlatego słuch jest jedynym moim sprzymierzeńcem. Próbuję coś powiedzieć ale usta wypełniają mi się czymś o metalicznym posmaku, krew to musi być krew. Nie jest dobrze wiem o tym i chcę krzyczeć że nie mogę umrzeć bo muszę zobaczyć jak Michalina staje na nowo o własnych siłach i robi pierwsze kroki. Muszę się nią opiekować aż nie odejdzie z tego świata stara i otoczona rodziną która ją kocha całym sercem. Jednak ten do góry ma chyba inne plany, krztuszę się po raz ostatni krwią i pogrążam się w wiecznym mroku gdzie nie towarzyszy mi już nic, ani dźwięki ani zapachy, nie ma już nic. Nie ma już nawet mnie. Odchodzę chociaż nie chcę, zabierają mnie wbrew mojej woli, pozbawiają mnie możliwości życia i bycia szczęśliwym, tracę wszystko co kocham. Tracę Michalinę moje szczęście i nadzieje z nią związane odpływają razem ze mną.....
*****
Tak więc ten tego na dziś koniec...
![](https://img.wattpad.com/cover/256784964-288-k4013.jpg)
CZYTASZ
Nie moja pokuta. ZAKOŃCZONA
Truyện NgắnNigdy bym nie pomyślał że zdrada mojej żony może być początkiem dobrego i pełnego spełnienia życia.