Sindy zostaje jeszcze ponad godzinę. Śmiejemy się, rozmawiamy o balu i Sindy pokazuje mi swoje postępy w grze na fortepianie. Cieszę się że ćwiczy. Naprawdę dobrze jej idzie.
Świetnie się bawię w jej towarzystwie i dzięki temu nie myślę o niczym o czym myśleć nie chcę.
Niestety Sindy musi iść na kolację z Maksymilianem, Glorią i pewnie Haydenem. Zostaję z Beatrice, której buzia się nie zamyka. Trajkocze o przygotowaniach do balu, szalonych pomysłach Rebeci i pomiataniu służbą przez Glorię. Przestaję ją słuchać do momentu gdy nie pada imię Hayden.
- Książę jest w wyjątkowo złym humorze. Od rana ustawia wszystkich po kątach- mówi.
No tak. Jest wściekły na mnie więc wyładowuje się na innych. Dlaczego mnie to nie dziwi.
- Podobno chciał odwołać bal ale książę Maksymilian przekonał go do zmiany decyzji.
- Właściwie to wcale nie mam ochoty żeby iść na ten bal- burczę głębiej zakopując się w pościeli.
- Nie gadaj głupstw. Zaczęłyśmy już pracę nad suknią. Będziesz najpiękniejszą z trzech kandydatek.
Może i tak. Ale co z tego? Maksymilian i ja nic do siebie nie czujemy, a teraz okazuje się że nasza rzekoma przyjaźń nigdy nie istniała. Poza tym chcę już wracać do domu. Do Robin i rodziców. Do szarej rzeczywistości. Im szybciej tym lepiej. I pewnie zacznę pracę w fabryce i będę patrzeć jak Robin bierze udział w swoich eleminacjach. Ona napewno wyjdzie za mąż za bogatego mężczyznę. Marzenie mamy wreszcie się spełni.
- Czy mogłabyś mi przynieść kartkę i coś do pisania? Chcę napisać list do rodziny- proszę Beatrice. Pokojówka przytakuje i wychodzi żeby wrócić z tym o co ją prosiłam i małym stolikiem, który jak do posiłków ustawia mi na kolanach.
- Przyjdę z kolacją za kilka minut- mówi i wychodzi.
Zaczynam pisać list. Tym razem jest bardzo długi. Opowiadam o wszystkim co się wydarzyło, poza sprawą z Haydenem, mówię o balu i o chorobie. Pomijam fakt iż była to poważna choroba żeby nie martwić bliskich. Na koniec wspominam jak bardzo ich kocham i tęsknię. Proszę też o najszybszą odpowiedź.
Gdy kończę adresować kopertę bez pukania wchodzi Maksymilian z tacą, którą zapewne zabrał Beatrice.
- Jak się ma moja ulubiona pacjentka?- humor mu dopisuje. Szkoda, że muszę go zepsuć.
- Jak widać- burczę. Nie zamierzam choćby udawać, że nie jestem zła.
- Oo widzę, że humor nie dopisuje. Może poprawi ci to deser- nie zrażony tonem jakim do niego mówię kładzie tacę z kolacją na stoliku. Oczywiście na deser są jabłka w karmelu. Ale nawet to nic nie daje.
- Coś nie tak?- pyta Maksymilian.
- Niee- ironizuję.- Poza tym, że od początku ty i twój brat bawiliście się moim kosztem to wszystko w porządku.
Miałam się powstrzymać od wybuchu ale nie mogę. Maksymilian jest tak zaskoczony moim wybuchem, że parzy na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- O czym ty mówisz?- pyta gdy odzyskuje głos.
- O tym, że te eliminacje to paranoja! Od początku nie miałeś zamiaru się ożenić. To wszystko jest dla zabawy. Mnie też zatrzymujesz tu tylko po to. Ale najbardziej żal mi Sindy bo ona naprawdę się w tobie zakochała i...
- Zaraz, zaraz!- przerywa mi.- Naprawdę myślisz, że to zabawa?
- A co innego?!
- A może ja naprawdę mam zamiar znaleść kogoś z kim chciałbym być? Może jestem zakochany?