- Dostała się!- w kuchni rozlega się głośny pisk Robin. Mam wielką ochotę zbiec na dół żeby skrzyczeć ją za wystraszenie mnie. Od rana mam okropny humor. Zazwyczaj w soboty chodziłam z ojcem na spacer, a potem oglądaliśmy razem jego ulubiony program. Dziś jednak nie mam na nic ochoty. Wszystko przez list od burmistrza. Minął dokładnie tydzień od eliminacji i właśnie dzisiejszego popołudnia przyszła odpowiedź. Byłam tak pewna, że nie mam się czym martwić, że z szerokim uśmiechem rozrywam białą kopertę. Po przeczytaniu pierwszej liniki chce mi się płakać. Rzucam list na podłogę i zamykam się w pokoju. Przeszłam przez eliminacje. I zupełnie tego nie rozumiem. Wytłumaczenie jest tylko jedno. Ktoś chce mi zrobić na złość. Mam dziwne odczucie, że tą osobą jest znienawidzony przeze mnie książę. Zapewne w ten sposób chce mi pokazać, że nie mam prawa decydować o sobie.
- Mamo, zobacz!- słyszę krzyk siostry. Mama wróciła ze sklepu. Nie zdziwił mnie jej radosny krzyk i skrzypienie schodów gdy niemal biegnie do mojego pokoju. Gdy wchodzi chcę coś powiedzieć ale milknę na widok łez w jej oczach.
- Saro, skarbie! Jestem z ciebie taka dumna!- woła i przytula mnie mocno. Jest mi przykro, że liczy się dla niej dostatnie życie, a nie moje szczęście. Nie potrafię jej powiedzieć, że nie zamierzam zostać przyszłą księżną.
- Wiem, że sobie poradzisz- stwierdza.
- Napewno- szepczę i odsuwam się od niej z rezygnacją.
Kolejne dni są dla mnie koszmarem. Podczas pożegnania mama płacze, Robin skacze wokół wymuszając u mnie obietnicy, że napiszę list gdy tylko będę mogła, a tata uśmiecha się pod nosem. Elegancki samochód zawozi mnie na stację gdzie znów czeka Rebeca z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Gotowa na wielką przygodę?!- zdaje się że kolejna osoba nie podziela moich odczuć. Moja opiekunka chętnie by się ze mną zamieniła.
- Juhuuu!- wołam z sarkazmem. Rebeca albo nie usłyszała mojego tonu albo go ignoruje bo uśmiech nie schodzi z jej twarzy. Mój humor nie ulega zmianie nawet na widok własnego wagonu z ogromnym łóżkiem i bufetem. O takiej ilości jedzenia mogę tylko pomarzyć ale to mnie nie cieszy. Chciałam i chcę wrócić do domu i zacząć pracę w fabryce.
- Odpocznij, zjedz coś i weź gorącą kąpiel. Podróż do letniej siedziby księcia potrwa kilka godzin.
- Dziękuję- mruczę do Rebecki i zamykam się w przedziale sypialnianym. Łóżko jest miękkie i pachnie kwiatowym olejkiem. Nawet nie wiem kiedy moje powieki stają się ciężkie i zasypiam.
Budzi mnie zapach jedzenia i natarczywe burczenie brzucha. Minęła godzina. Mój żołądek domaga się wypełnienia.
W porcelanowych naczyniach w kwieciste wzory leżą owoce i słodycze. Od razu sięgam po jabłka bo bardzo je lubię. Te są znacznie lepsze niż z naszych sklepów.
- I jak? Smakują ci?- na dźwięk lekko zachrypniętego głosu gdzieś za sobą aż podskakuję. Powoli odwracam się żeby zobaczyć parę ciemnych oczu i kpiący uśmiech.
- Wasza wysokość? Co tu robisz?!
- Wracam do domu. Rozumiem, że postanowiłaś wziąć udział w rywalizacji- jego kpiący uśmiech się poszerza. Że też książę wraca pociągiem.
- Źle rozumiesz. Zamierzam wrócić do domu do końca przyszłego tygodnia- warczę. Karcę się w myślach za brak szacunku.- Z całym szacunkiem Wasza Wysokość ale chcę jeszcze odpocząć.
- Znów uciekasz?- droczy się. Zaciskam zęby tłumiąc złość.
- Czasami ucieczka jest lepsza niż bezsensowne rozmowy- burczę po czym zostawiam księcia zmieszanego moim zachowaniem.
Przez resztę podrózy nie opuszczam pomieszczenia sypialnianego z obawy, że natknę się na księcia. Czuję się z tym głupio ale sam jego widok powoduje u mnie irytację. Chce mi się śmiać gdyż nawet nie wiem jak ma na imię mój przyszły król. Zastanawiam sie jednocześnie dlaczego jego młodszy brat, którego imienia też nie znam, żeni sie jako pierwszy. To dziwne, że nic o nich nie wiem. W końcu jeden z nich będzie królem królestwa w którym mieszkam, a drugi jest moim potencjalnym mężem. Na samą myśl o tym mam ciarki. Muszę wrócić do domu, do Robin i rodziców. Z tą myślą zapadłam w drzemkę.
Budzi mnie natarczywe pukanie w zasuwane drzwi pokryte miękką bordową tapetą. Otwieram oczy i przez chwilę nie wiem gdzie jestem.
- Czas wstawać!- woła ktoś zza drzwi. Orientuję się gdzie jestem i że głos należy do Rebeci. Ale nie słyszę już typowego dźwięku jadącego pociągu, a to znaczy tylko jedno...
- Jesteśmy na miejscu- mówi Rebeca. Wzdycham idąc do drzwi żeby jej otworzyć. Rebeca zdążyła się przebrać w przesadnie wydekoltowaną sukienkę w której wygląda jak burak. Jej suknia jest fioletowa co nie pasuje do jej oczu.
- Doprowadź się do porządku- mruczy nieco piskliwie. Poprawiam włosy zupełnie nie przejmując się wygnieconym ubraniem. W chwili gdy widzę jak książę wsiada do eleganckiego samochodu i odjeżdża odczuwam lekką ulgę. Po chwili ja również znajduję się w takim samym. Rebeca siedzi obok i wprowadza mnie w zasady jakie będą mnie obowiązywać. Mam wrażenie, że jadę do więzienia o zaostrzonym rygorze. Jak przez mgłę słyszę jej słowa aż do chwili gdy mówi:
- Wreszcie na miejscu.
W jej głosie słyszę ulgę jednak ja cała się spinam.
Czas zacząć przedstawienie. Ciekawi mnie tylko jakie będzie zakończenie.