Kolejne dni rozpaczliwie się ciągną. Od trzech dni nie mam już pracy, nocami płaczę, za dnia najczęściej śpię lub spędzam czas oglądając programy telewizyjne. Wciąż tkwię między rozpaczą, a poczuciem winy. Nie potrafię tak po prostu wziąść się w garść. Rodzice już mnie do tego nie przekonują. Chyba zauważyli, że sama muszę sobie z tym poradzić.
Kilka dni później do wyjazdu na ślub Sindy zostają dwa dni. Wreszcie podejmuję decyzję, że nie mogę spędzić reszty życia na ciągłym żalu. Postąpiłam słusznie. Hayden zostanie królem i pomoże zmienić życie ludzi na lepsze. A ja nie chcę stać w miejscu. Muszę znaleść siłę żeby iść na przód.
Rodzice nie kryją szoku na mój widok w pełni ubranej, z pogodnym wyrazem twarzy. Może powodem mojej decyzji jest pierwsza przespana noc od tygodnia, a może fakt iż podczas ślubu przyjaciół chcę wyglądać jak najlepiej. Nie chcę żeby Hayden zobaczył jak bardzo dotknęła mnie jego strata. Zapewne już nie chce mieć ze mną nic wspólnego ale mógłby odczuwać satysfakcję z powodu mojego cierpienia, a tego nie zniosę.
- Chcę dziś poszukać pracy- informuję ich. Mam wrażenie, że oboje wstrzymują oddech, po czym wzdychają z ulgą. Wreszcie tata postanawia się odezwać:
- To dobrze kochanie. Jeśli chcesz to mogę zapytać kierownika czy nie potrzeba nikogo w dziale segregacji.
- Dziękuję- uśmiecham się smutno. Robię postępy ale długo potrwa zanim ten uśmiech będzie radosny. - W takim razie poczekam na wiadomość od ciebie- mówię do taty.
- To może pójdziesz dziś ze mną do sklepu z kwiatami. Przydałaby mi się pomoc- zachęca mama.
- Dobrze- zgadzam się bez entuzjazmu. Teraz gdy już postanowiłam żyć dalej rodzice będą mi szukać zajęcia w obawie, że wrócę do płaczu i rozpaczy. To miłe i denerwujące jednocześnie.Układając kwiaty w sklepie, których nazwy nie znam mimowolnie wracam wspomnieniami do szklarni w domu Haydena. Przypomina mi się trujący kwiat i gabinet, który pokazał mi Hayden. Czy będąc w nim będzie myślał o mnie? Czy pokaże gabinet swojej przyszłej żonie? A może to będzie Gloria? Na samą myśl o tym łzy napływają mi do oczu. Już zawsze będę obwiniać się za to, że tak łatwo się poddałam. Dziś mam wątpliwości czy rzeczywiście moja decyzja była słuszna. Jednak nie mogę niczego zmienić.
- Saro pośpiesz się- ponagla mnie mama. Już od dwóch godzin pomagam jej w pracy. Zajmuję się tylko układaniem bukietów co wcale nie pomaga mi zapomnieć.
- Już skończyłam- mówię z wymuszonym uśmiechem. Mama patrzy na mnie ze zmartwieniem ale nic nie mówi. Uśmiecha się tylko do klienta, który ogląda kwiaty.
- Czy życzy pan sobie czegoś szczególnego?- pyta.
- Tylko się rozglądam- odpowiada jej bardzo znajomy głos. Odwracam się i staję twarzą w twarz z Thomasem.
- Thomas- szepczę zbyt zaskoczona żeby dodać coś jeszcze.
- Witaj Saro. Miałem nadzieję, że cię tu spotkam- mówi. Szukał mnie?
- Czy...coś się stało?- pytam. Kątem oka widzę jak mama wymyka się na zaplecze za co dziękuję jej z całego serca. Dawnej stałaby w miejscu żeby dowiedzieć się jak najwięcej, a teraz rozumie, że mogę się czuć trochę niezręcznie.
- Oczywiście. Wyjechałaś tak szybko, że nie zdążyłem nawet spędzić z tobą trochę czasu. Próbowałem dowiedzieć się gdzie mieszkasz ale nikt nic nie mówił. Dopiero kilka dni temu Hayden mi pomógł...
- Hayden ci pomógł?!- nie jestem w stanie w to uwierzyć. Hayden za nim przecież nie przepada.
- Tak. Był trochę dziwny. Zachowywał się jak twój troskliwy brat. Zagroził mi nawet pobiciem gdybym cię skrzywdził.
Thomas śmieje się w najlepsze jednak dla mnie to wcale nie jest zabawne. Hayden po raz kolejny okazał swoje uczucia. Pomógł kuzynowi spotkać się ze mną bo uważa, że będzie dla mnie dobry, że mogłabym pokochać Thomasa. Och, Haydenie jakiś ty głupi.
- Nic nie powiesz? Nie cieszysz się, że mnie widzisz? Sądziłem, że na balu dobrze nam się rozmawiało.
- Cieszę się. Tylko...zaskoczyłeś mnie. Nie sądziłam, że...
- Że mogę czuć coś do osoby niskiego pochodzenia?- pyta. Widząc moją minę domyśla się, że właśnie to mam na myśli.
- Saro, dla mnie nie ważne jest twoje pochodzenie tylko ty- mówiąc to kładzie dłonie na moich ramionach masując je delikatnie.
- Ostatnio dużo o tobie myślałem- wyznaje. Tylko nie to. On nie może mnie kochać. Nie chcę żeby ktoś jeszcze przeze mnie cierpiał.
- To bardzo miłe ale...
- Wiem, wiem. Traktujesz mnie tylko jak przyjaciela. Maksymilian mówił mi o tym. Jednak sądziłem, że...
- O czym ci mówił Maksymilian?- przerywam mu. Co też Maks mógł mu naopowiadać?
-Wspomniał coś o tobie i Haydenie.
No nie! Uduszę go. Dlaczego Maksymilian nie potrafi nigdy trzymać języka za zębami?
- Ale nie jestem ślepy- dodaje Thomas.- Widziałem wzrok Haydena na balu. Bałem się, że rzuci mi się na szyję i udusi- śmieje się. Nic już nie rozumiem. Skoro Thomas wie o mnie i Haydenie to dlaczego mnie szukał?
- Może pójdziesz ze mną na spacer. Niedaleko chyba jest jakiś park- prosi. A więc chce ze mną porozmawiać bez ryzyka przeszkodzenia nam.
- Dobrze. Powiem tylko mamie- mówię. Wchodzę na zaplecze zastając mamę prawie przyklejoną do drzwi. Więc jednak coś jej zostało z tej "dawnej mamy".
- Kim jest ten przystojny młodzieniec?- pyta od razu.
- To kuzyn książąt. Przyjechał...żeby...- nie mam pojęcia po co on przyjechał.- Idziemy na spacer. Wrócę...
- Oczywiście skarbie. Baw się dobrze- życzy z krzywym uśmiechem. Kochana mama. Wciąż ma nadzieję, że wyjdę za mąż.Wychodząc ze sklepu Thomas oferuje mi swoje ramię jak prawdziwy dobrze, dobrze urodzony szlachcic.
- Kiedy przyjechałeś?- pytam chcąc przerwać ciszę jaka nastała.
- Wczoraj wieczorem. Byłem u ciebie w domu i Robin dała mi adres sklepu.
- Więc...byłeś u mnie w domu?- przełykam głośno ślinę. Czy zdał sobie sprawę jak biedna jest moja rodzina?
- Masz ładny dom- stwierdza z uśmiechem.- Wydaje się być taki szczęśliwy.
- Dziękuję- mówię z wdzięcznością.- Więc...dlaczego mnie szukałeś?
Thomas uśmiecha się radośnie.
- Pomyślałem, że przyda ci się wsparcie i partner na ślubie przyjaciół.
A więc przyjechał żeby mi pomóc? Maksymilian go namówił? A może Hayden?
- Lubię cię Saro. I chcę ci pomóc. Poza tym nie znajdę już odpowiedniej partnerki do tańca- uśmiecha się zadziornie.- Tylko ty potrafisz mnie rozmieszać. Dlatego też Saro Wonder proszę abyś zgodziła się towarzyszyć mi na przyjęciu weselnym...
- Dobrze, już dobrze. Tylko przestań mówić.
Następuje cisza, po której Thomas zaczyna się głośno śmiać. Ja również się uśmiecham. Myślę, że to mi jest potrzebne. Dzięki Thomasowi czuję się swobodnie.
- Skoro się zgodziłaś to razem wyjedziemy z Duferdornu. Powiedz tylko kiedy, a ja się dostosowuję.
- Planuję wyjechać pojutrze. Sindy potrzebuje mojego wsparcia.
- Świetnie. W takim razie zapraszam cię jutro na obiad. Napewno macie tu jakieś restauracje.
Potaktuję w potwierdzeniu. W Duferdornie jest tylko kilka takich miejsc i w żadnym nigdy nie byłam, podobnie jak większość mieszkańców. Nie stać nas na to ale jakoś nie czuję przykrości z tego powodu.
- A więc przyjadę po ciebie w południe, a pojutrze razem pojedziemy na stację. Wynająłem wagon żeby było nam wygodniej.
Uśmiecham się bo tyle tylko mogę zrobić. Thomas okazuje mi zbyt dużo dobra jak na osobę, która czuje do mnie zwykłą sympatię.Następnego dnia zgodnie z obietnicą Thomas zabiera mnie na obiad. Restauracja, którą wybrał jest bardzo elegancka przez co czuję się bardzo nie na miejscu w mojej skromnej sukience.
- Wyglądasz bardzo ładnie- zapewnia mnie Thomas po raz kolejny. Nie znam się na potrawach, które serwują w tym miejscu dlatego wybór zostawiam Thomasowi. Jak się okazuje ma dobry gust bo jedzenie jest pyszne. Trochę zbyt ekstrawaganckie jak na osobę z niskiej klasy ale bardzo smaczne.
- O której mam po ciebie przyjechać jutro? Pociąg wyjeżdża o ósmej rano.
- Do stacji jest dosyć blisko. Może o siódmej? I dziękuję, że chcesz mi pomóc- obdarowuję go najlepszym uśmiechem na jaki mnie teraz stać.
Naprawdę jestem mu wdzięczna za pomoc. Choć nie do końca wierzę w powód jego przyjazdu. No bo dlaczego nie mógł poczekać aż przyjadę żeby poprosić mnie żebym mu towarzyszyła? Raczej nie musi się bać, że ktoś inny mnie poprosi.
- Dlaczego przyjechałeś Thomas?- pytam poważnie. Roześmiany i swobodny Thomas nagle zaczyna zachowywać się trochę nerwowo.
- Mówiłem już. Chciałem poprosić cię żebyś mi towarzyszyła.
Unoszę brwii w lekko drwiącym geście. Thomas wzdycha głośno. Najwyraźniej nie potrafi długo zachować tajmenicy.
- Chcę znać prawdę. Inaczej nigdzie z tobą nie jadę.
- Przyjechałem na prośbę Maksymiliana. Myślę, że on martwi się o ciebie.
Mogłam się tego domyślić. Maksymilian nie ma pojęcia co robi. Chce wzbudzić w Haydenie zazdrość choć nie ma pojęcia, że to ja odrzuciłam jego brata. Będę miała mu wiele do powiedzenia w najbliższej okazji.
