Przygotowania do balu trwają. Mimo, że zostało jeszcze ponad dwa tygodnie trzeba już rozplanować jak to będzie wyglądać. Razem z Sindy spaceruję w ogrodzie i myślimy o muzyce i deklaracjach. A przynajmniej ona myśli bo ja wciąż w głowie mam Haydena.
- Sara? Ty mnie w ogóle nie słuchasz- boczy się dziewczyna.
- Przepraszam- robię skruszoną minkę.
- Myślisz, że powinnam posłuchać Glorii i znaleść jakichś nowym muzyków czy skontaktować się z tymi sprawdzonymi?- ponawia pytanie.
- Lepiej nie ryzykuj. Gloria może chcieć cię ośmieszyć- ostrzegam ją.
- Racja. Nie rozumiem jak można być tak podłą osobą.
- To nie jej wina- burczę.- Wychowała się wśród ludzi, którzy nie liczą się z uczuciami innych gdy do czegoś dążą.
- Maksymilian ciągle patrzy na nią w ten dziwny sposób- skarży się Sindy.
- Myślę, że on ją po prostu wykorzystuje. I tak naprawdę nie zamierza wziązać się z nią na dłużej- pocieszam ją. To nie jest mój głupi wymysł żeby pocieszyć przyjaciółkę. Kilka dni temu znów się wymknęłam i chciałam iść do saloniku ale usłyszałam stamtąd cichą rozmowę. Jestem pewna, że Maksymilian i Gloria się tam obściskiwali. Myślę, że Maksymilian tylko wykorzystuje tą biedną dziewczynę. Oby tylko nie zrobił tego z Sindy.
- Mam taką nadzieję- mruczy Sindy.- Spędzasz z nim najwięcej czasu. Czy on mówi coś o mnie?
Siadamy na marmurowej ławce.
- Czasami tak. Ale nie wspomina o eliminacjach. Zazwyczaj rozmawiamy o swoich zainteresowaniach. Mogę trochę go podpytać jeśli zechcesz.
- Naprawdę?- pyta. Gdy przytakuję rzuca się na mnie i lądujemy na ścieżce głośno się śmiejąc.
- Chyba następnym razem się odsunę zanim cokolwiek ci zaproponuję- chichoczę. Brzuch mnie boli ze śmiechu dlatego nie od razu wstaję.
- Pomóż mi- jęczę.- Ta sukienka jest za ciężka.
Sindy śmieje się ze mnie ale w końcu podaje mi dłoń.
- Chodźmy się przebrać- mówi. Zatrzymuję ją gdy chce wracać.
- Po co?- wzruszam ramionami.- Chodźmy lepiej na spacer.
- Jesteśmy całe brudne- sprzeciwia się.
- Przecież nikt nas tu nie zobaczy- zachęcam. Mały uśmiech wpływa na jej usta zanim podnosi materiał sukienki i zaczyna biec.
- Kto pierwszy przy strumyku?!- krzyczy. Wybucham śmiechem i biegnę za nią.
I jak zawsze mam pecha. Udaje mi się ją dogonić ale wpadam w poślizg i obie lądujemy w lodowatym strumyku. Z trudem udaje nam się wydostać bo nasze sukienki nasiąknięte są wodą.
- Musimy się przebrać zanim się rozchorujemy- mamrota Sindy. Cała się już trzęsie z zimna.
Odprowadzam Sindy do jej sypialni i idę do swojej. Jest mi zimno i bolą mnie nogi. Opieram się o ścianę żeby odpocząć.
- Wszystko w porządku panienko?- pyta kamerdyner.
- Trochę źle się czuję- mamroczę.- Mógłby pan znaleść Geneview i Beatrice?
- Oczywiście! Proszę się stąd nie ruszać- poleca i znika mi z oczu.
Chwilę późnej słyszę głośną sprzeczkę i zza zakrętu wyłaniają się moje pokojówki.
- Święty Boże, Saro! Coś ty robiła?!
- Wpadłam...do wody- mamroczę. Głos mi drży. Właściwie to całe moje ciało drży.
- Trzeba szybko zdjąć tą suknię. Geneview przygotuj kąpiel i łóżko- mówi Beatrice. Przez hałas jaki robią boli mnie już głowa. Idę ociężale przez suknię. Meczy mnie już katar. Kręci mi się w głowie. Wtedy słyszę jego głos:
- Co tu się dzieje?!
- Wasza Wysokość...
Nie słyszę reszty bo osuwam się w ramionach Beatrice i mdleję.