Po tym jak rzucam pamiętnik gdzieś w kąt pokoju ściągam suknię i napuszczam wodę do wanny. Łzy nieprzerwanie płyną po moich policzkach. Nie patrzę w lustro w obawie, że ujrzę ból na swojej twarzy. Wyobrażam sobie Haydena w dwuznacznej sytuacji z Glorią i nic na to nie poradzę. Czuję się po prostu zraniona i zdradzona. Nie rozumiem go. Najpierw jest zły i wydaje się być zazdrosny o Thomasa, a potem wbija mi nóż w plecy wiedząc jak bardzo nienawidzę Glorii.
Wchodzę do lodowatej wody nie bardzo się tym przejmując. Głowa mnie boli i chyba mam gorączkę ale to też nie jest ważne. Chciałabym umieć wyłączyć się na te wszystkie koszmarne myśli, nie czuć nic...ale to niemożliwe. Musiałabym nie mieć serca. Kocham go. I właśnie gdy potrafię przyznać to przed samą sobą on mnie krzywdzi.
Nie wiem jak długo leżę w wannie. Budzi mnie szczęk własnych zębów. Wciąż leżę w wodzie zmarznięta i nieszczęśliwa. Nogi mi skostaniały przez co ciężko mi wyjść. Powinnam się wytrzeć do sucha ale tylko narzucam szlafrok i kładę się do łóżka. Płaczę całą noc. Dopiero nad ranem nie mam już czym.
Nie wstaję z łóżka do południa aż zjawia się Geneview.
- Och...- wzdycha na mój widok. Nie patrzę na nią ale i tak wiem, że na jej twarzy widnieje współczucie. Nie chcę tego. Nie chcę litości.
- Przyniosę ci śniadanie do pokoju- mówi i wychodzi. Najwyraźniej wie, że chcę być sama. Jednak nie na długo. Mija kilka minut gdy rozlega się nieśmiałe pukanie i ktoś wchodzi do środka.
- Sara?- niepewny głos Robin dociera do mnie jak przez mgłę.- Wszystko w porządku?
Pociągam nosem odwracając się do niej twarzą. Widok siostry w takim stanie widocznie ją zaskakuje bo od razu podchodzi i mocno mnie przytula. Tego właśnie potrzebuję.
- Czy...
- Nie pytaj. Nie chcę o tym mówić- przerywam jej chlipiąc.
- Jasne. Powiesz kiedy będziesz gotowa- składa pocałunek na moim czole. Sytuacja lubi się odwracać. Jeszcze nie dawno to ja zazwyczaj odgrywałam rolę pocieszyciela, a teraz to Robin, moja mała siostrzyczka, zachowuje się jak ta dorosła.
- I nie mów rodzicom- proszę.- Zwłaszcza mamie. Znasz ją. Nie da mi spokoju.
- Obiecuję- szepcze.
Nie wychodzę z pokoju przez cały dzień. W tym czasie pakuję swoje rzeczy. Nie ma tego dużo. Zabieram tylko to co sama przywiozłam. Nie chcę niczego co przypomina mi o Haydenie. Im szybciej zapomnę tym lepiej.
Zerkam tęsknie na fortepian. Zwalczam też ochotę na wymsknięcie się do stajni. W godzinę pakuję wszytko i zaczynam się nudzić gdy bez pukania wchodzi Maksymilian.
- Hej...co ty wyprawiasz?!- denerwuje się.
- Pakuję się- wyjaśniam rzecz oczywistą.
- Dlaczego?- pyta kpiąco.
- Bo wracam do domu. Bal się skończył, eliminacje też, nic mnie tu nie trzyma...
- Bzdura!- wykrzykuje żywiołowo gestykulując.- Uciekasz!
Biorę głęboki wdech żeby powstrzymać napływające łzy.
- Czas już wracać do domu Maks- chlipię. Twarz chłopaka łagodnieje. Kuca przede mną i unosi moją twarz żebym spojrzała mu w oczy.
- On cię kocha Saro- mówi.- Tylko jest zagubiony. Ma dużo na głowie..
- Rzeczywiście ma!- irytuję się.- Glorię!
Maksymilian mamrocze coś pod nosem zrywając się na nogi.
- Nie zatrzymam cię siłą ale uważam, że powinnaś zostać jeszcze kilka dni.