Stoję oparta o drzwi nasłuchując dźwięków zza nich. Wiem, że Hayden wciąż tam jest bo jeszcze nie słyszałam kroków świadczących o tym, że odszedł. Zamiast tego rozlega się dźwięk nowego głosu. Wydaje mi się, że należy on do mężczyzny ale jestem zbyt zdenerwowana żeby mieć pewność. Do czasu aż słyszę go wyraźnie.
- Co ty tu robisz?- mówi Maks sciszonym głosem.- Piłeś?
A więc dlatego Hayden jest taki zły. Jest pijany, a nie wyglądał na takiego gdy próbował zabić Thomasa. Przynajmniej znam powód i źródło jego złości, a raczej furii.
- Muszę z nią porozmawiać- upiera się. Po tonie jego głosu mogę stwierdzić, że jest już spokojny. Może nawet brzmi na zrezygnowanego. Walczę z chęcią otworzenia drzwi skupiając uwagę na rozmowie książąt.
- W tym stanie napewno nie. Chodź ze mną- prosi Maks łagodnie. Zupełnie jakby mówił do dziecka. Zastanawiam się czy kiedykolwiek wcześniej zdarzyła się taka sytuacja, że to starszy z braci Hadbrige zachował się nierozsądnie. Szczerze w to wątpię.
Przez chwilę panuje cisza, potem następuje głośne westchnienie i szum szamotaniny. Widocznie Hayden potrzebuje pomocy przy wstaniu z podłogi. Nie wiem czy czuję smutek czy ulgę słysząc jak oboje się oddalają.
- Dlaczego mi nie powiedziała?- słyszę oskarżycielskie pytanie Haydena i następuje głucha cisza. Nie mam pojęcia dlaczego nie zwracam szczególnej uwagi na te słowa. Może to wina zmęczenia, a może po prostu nie chcę przyjąć do wiadomości, że Maksymilian rozmawiał z Haydenem o liście Palmera Fidgeralda. Myślę tylko o tym żeby zasnąć i odciąć się od wszystkiego, a jutro wszytko wyjaśni się ostatecznie.Budzę się powoli mrucząc i rozciągając się jak kotka. Potrzebuję dłuższej chwili żeby zorientować się jaki dziś dzień i co wydarzyło się wczorajszego wieczoru. Zrywam się gwałtownie z łóżka. Co tu robi Maksymilian? Chłopak drzemie na fotelu w dość dziwacznej pozycji. Koszulę ma pogniecioną, włosy potargane. Musiał przyjść jakiś czas temu. Tylko dlaczego?
Otwieram usta żeby go obudzić ale w tym samym czasie jego oczy otwierają się. Wygląda na zdezorientowanego.
- Co ty tu robisz? Dziś ślub. Powinieneś właśnie się przygotowywać- odzywam się trochę oskarżycielsko.
- Musiałem tu przyjść po tym jak Hayden zasnął. Bałem się, że tu przyjdzie i wywoła awanturę.
- Dlaczego miałby to zrobić?- pytam zaciskając dłonie z całej siły. Tylko nie list...
- Powiedziałem mu. Już wie o liście i że go kochasz. Sądziłem, że wszytko się ułoży ale on zareagował zupełnie inaczej niż się spodziewałem. Wściekł się.
Nie jestem zaskoczona. Przecież widziałam w jakim był stanie gdy zaatakował Thomasa.
- Szukał cię wszędzie, a gdy mu powiedziałem, że jesteś z Thomasem upił się...
- I uderzył Thomasa, zachowując się jak opętany- przerywam mu.- A teraz mnie nienawidzi, prawda?
Maksymilian przez chwilę zastanawia się krążąc po pokoju. W tym stanie wygląda komicznie ale raczej śmiech jest ostatnią rzeczą na jaką mam ochotę.
- Nie sądzę- odpowiada wreszcie.- On tylko...był w szoku. Chyba przestaję cokolwiek rozumieć.
- W szoku? Dlaczego?
- Hayden był w tobie zakochany już na początku eliminacji. To on zdecydował, że się tu zjawisz. Codziennie zamęczał mnie pytaniami na twój temat. Gdy ty za nim nieprzepadałaś on wyrywał sobie włosy z głowy z tego powodu. Z początku to było całkiem zabawne- uśmiecha się pod nosem, zapewne na wspomnienie tamtych chwil.- Wspaniały Hayden Hadbrige zostaje znienawidzony przez ukochaną- ironizuje.
Dlaczego tego nie zauważyłam? Jak mogłam być tak ślepa?
- Gdzie on teraz jest?
- Lepiej zaczekaj z rozmową. Złość jeszcze mu nie przeszła. Poczekaj do końca ślubu.
No właśnie. Co ze ślubem?
- Czy nie powinieneś się przygotowywać?
- Oczywiście. Ale musiałem się upewnić, że Hayden nie udusi cię przez sen- mamrocze.- Skoro wszystko wyjaśnione to wracam do siebie. Służba pewnie mnie szuka.
- Nic nie jest wyjaśnione- burczę ale Maksymilian ignoruje moje słowa.
- Zostań tu lepiej do czasu ślubu. Wokół panuje straszny chaos. Lepiej żebyś nie natknęła się na Sofię.
A więc mam spędzić kilka godzin na ciągłym zamartwianiu się. Ślub ma się odbyć po południu. Jak mam wytrzymać i spokojnie czekać aż Hayden całkiem mnie znienawidzi. Nie tym razem. Nie zamierzam dłużej się bać.Zjadam śniadanie, przyniesione przez Geneview, w rekordowym czasie. Przy okazji myślę nad wiarygodną wymówką żeby móc wymknąć się z pokoju.
- Chyba powinnam pójść do Sindy- zwracam się do Geneview, która ostanio bez Beatrice sprawuje nade mną opiekę.- Pewnie jest bardzo zdenerwowana i potrzebuje wsparcia.
- Nie martw się. Jest z nią panienka Standford.
Geneview jest zbyt zajęta posłaniem łóżka żeby zauważyć jaki ból sprawiły mi jej słowa. Przeklęta Sofia Standford, która ma wystarczająco dużo pieniędzy żeby kupić całe miasto odbiera mi to co dla mnie znaczy tak wiele. Podejrzewam, że ona tylko udaje sympatię do Sindy żeby przypodobać się Haydenowi. Najgorsze jest jednak to, że wciąż muszę się pozbyć Geneview, która zawzięcie chce dotrzymać mi towarzystwa.
- Już nie mogę się doczekać aż zobaczysz suknię, którą dla ciebie przygotowałałyśmy. Wszyscy padną z wrażenia- zachwyca się. Jest taka zadowolona mówiąc o tym, że nawet nie myślę by wątpić w jej słowa. Z upływem czasu ogarnia mnie panika i wiem, że muszę z nim porozmawiać jak najszybciej.
- Czy mogłabyś przygotować dla mnie kąpiel?- uśmiecham się przekonująco do Geneview. Pokojówka jakby tylko czekała na jakieś zajęcie gdyż od razu znika w łazience. Mam zaledwie chwilę więc najciszej jak mogę wymykam się na korytarz upewniając się, że nikogo nie ma w pobliżu. Nie wiem gdzie może być teraz Hayden ale odnoszę wrażenie, że jest w miejscu, do którego ja bym poszła żeby nikt mi nie przeszkadzał. Sekretny gabinet jego matki. A jeśli tam go nie będzie to znaczy, że ani trochę go nie znam. Szklarnia nic się nie zmieniła. Wciąż panuje w niej niemal magiczna atmosfera. Trujący kwiat o zupełnie niewinnym wyglądzie przyciąga i kusi aby go dotknąć dlatego przechodząc obok trzymam się najdalej jak mogę. Przed drzwiami gabinetu waham się przez jakiś czas. Jeśli jest tam Hayden to czeka mnie ciężka rozmowa, a jeśli nie...to stracę kolejną szansę na odzyskanie go. Chociaż właściwie Hayden nigdy nie był w pełni mój. Ostanie sekundy, kilka wdechów i naciskam klamkę. W środku jest cicho i ciemno. Rozglądam się ale po Haydenie ani śladu. Powstrzymuję jęk frustracji i odwracam się żeby wyjść. Gwałtowny obrót okazuje się błędem gdyż zapominam o wysokim progu i potykam się. Wymachuję rękoma żeby zdążyć się czegoś złapać ale to na nic. Za chwilę moje ciało spotka się ze schodami. Jestem tak przerażona, że mija długa chwila zanim dociera do mnie, że nie czuję bólu. W rzeczywistości nawet nie dotknęłam schodów. Zamiast tego wiszę w powietrzu otulona silnymi ramionami Haydena, cicho łkając.
- Już dobrze kochanie- jego łagodny głos jak balsam dla mojej duszy. Wiem, że tylko przy nim mogę się czuć bezpieczna i wyjątkowa. Tylko on sprawia, że wszytko dookoła staje się nieważne.
- Co tu robisz?- pyta odsuwając się żeby spojrzeć mi w oczy.
- Szukam cię. Muszę z tobą porozmawiać o tym liście i...
Przerywa mi jego pogardliwie prychnięcie.
- Więc czemu tego nie zrobiłaś zanim to wszytko się tak skomplikowało?- jest zły. A jednak zacieśnia uścisk na mojej talii czując, że chcę się od niego odsunąć. To daje mi nadzieję. Przyszedł czas żebym wreszcie przestała ukrywać swoje uczucia do niego. Bez względu na konsekwencje liczy się tylko miłość do niego. Właśnie waży się moje przyszłość i muszę zrobić wszytko żeby zakończyła się szczęśliwie. Tylko czy mi się uda?Mam już powoli dość problemów z wattpadem. Jak tak dalej pójdzie będę musiała robić kilka kopii każdego rozdziału.
