Rozdział 33

17.1K 1K 23
                                    

- Na co masz ochotę?- pyta Thomas. Od wyjazdu Sindy, zaraz po śniadaniu, Thomas dręczy mnie pozornie zabawnymi historyjkami. Byliśmy już w bibliotece ale nie znalazłam niczego co by mnie zainteresowało i w ogrodzie gdzie wciąż trwają przygotowywania do bajecznego ślubu Sindy. Nigdy nie myślałam i nie marzyłam o swoim ślubie ale teraz czuję iskierkę zazdrości na myśl, że już od jutra Sindy nigdy nie będzie sama i czeka ją wspólna przyszłość z ukochaną osobą. Tymczasem moja przyszłość jest niepewna i muszę starać się nie martwić. W mojej głowie natomiast ciągle tkwi obraz Haydena i Sofii. Wciąż czuję się zraniona ale teraz pojawia się również złość na Sofię, Haydena i samą siebie. Chyba nie mam już czego szukać wśród członków rodziny Hadbrige. Sindy ma już nową przyjaciółką, która już niedługo poślubi mojego ukochanego, a o mnie łatwo zapomni.
- Może masz ochotę na konną przejażdżkę? Moglibyśmy zjeść obiad na świeżym powietrzu. Znam ładne miejsce idealne na piknik- zachęca Thomas odwracając moją uwagę od ponurych myśli. Patrząc na jego szeroki uśmiech i zachęcający błysk w oczach nie mogę i nie chcę mu odmówić. Poza tym bardzo chętnie spędzę czas z dala od pozostałych członków rodziny obecnych w posiadłości.
- Dobrze. Ale chyba muszę się przebrać w coś wygodniejszego.
- W takim razie do dzieła- podaje mi ramię i wesoło podśpiewując prowadzi do mojego pokoju.

Wchodząc do stajni z Thomasem ukradkiem przyglądającemu się moim znoszonym spodniom zastanawiam się co sobie myśli. Czy właśnie zdaje sobie sprawę, że nie ma we mnie nic wyjątkowego? A może uważa mnie za żałosną biedaczkę?
Zaczynam żałować, że nie włożyłam sukni do konnej jazdy. Sądziłam, że to bez znaczenia w co się ubiorę, kierując się własną wygodą, ale teraz czuję się skrempowana swoim wyglądem. Nie zmienia tego nawet uśmiech Thomasa i widok Frances kiwającą niezbyt masywną głową jakby w geście powitania.
- Witam panienkę- na dźwięk głosu Petera wzdrygam się. Nie zauważyłam go wcześniej.
- Dzień dobry- dochodzę do siebie uśmiechając się szeroko.- Jak się pan miewa?
- Widząc panienkę od razu lepiej- żartuje. Dopiero teraz zwraca się do Thomasa jakby właśnie go zauważył.
- Paniczu- duka. Jego uśmiech staje się poważny gdy lekko się skłania.
- Witaj Peter. Przygotuj dla nas konie- odpowiada Thomas z zadowoleniem spowodowanym szacunkiem jaki okazał mu stajenny. Kolejny raz uwidacznia się przepaść jaka łączy obie klasy społeczne, z których pochodzimy. Ja nigdy nie wymagałabym od innych pokłonów ponieważ czułabym się niezręcznie, a tymczasem ludzie tacy jak Thomas, Hayden, Maksymilian i cała reszta wręcz tego wymagają. Dla nich oczywiste jest to, że ludzie biedni mają okazywać im więcej niż tylko zwyczajny szacunek.
- Oczywiście paniczu- Peter znów się skłania co powoduje u mnie poczucie smutku. Przecież on wywodzi się z klasy średniej, a jest traktowany gorzej ode mnie.
- Życzy sobie panienka żebym przygotował Frances?- pyta z tym samym uśmiechem, którym obdarzył mnie wcześniej.
- Tak. Dziękuję- mówię. Peter przyprowadza masywnej wielkości siwego ogiera dla Thomasa, zaraz po tym jak dosiadam Frances, i ruszamy w drogę.
- Więc gdzie jest to miejsce?- pytam nie mogąc powstrzymać wrodzonej ciekawości.
- Kilka kilometrów za tamtym lasem- wskazuje na drzewa niemal nie widoczne z odległości w jakiej się znajdujemy.
- Przecież minie cały dzień zanim tam dotrzemy- zauważam.- Chyba nie zamierzasz mnie porwać, co?
- Kusząca propozycja- chłopak robi dziwną minę udając, że rozważa ten pomysł.- Wolę jednak nie ryzykować śmierci z rąk Sindy. Gdybyś nie zjawiła się na ślubie przeze mnie...- kręci głową z udawanym przerażeniem.
- No tak- potakuję przypominając sobie, że mam stać przy Sindy. Na myśl, że Hayden będzie stał naprzeciw mnie przechodzi mnie dreszcz. Jest tak blisko, a jednak tak daleko.
- Wszytko w porządku?- pyta mój towarzysz najwyraźniej zauważając moje przygnębienie.- Martwisz się sprawą z Haydenem- stwierdza. Nie odpowiadam.- Nie chcę do niczego cię przekonywać ale myślę, że powinnaś o nim zapomnieć i postarać się żyć dalej.
- To nie takie proste- burczę.
- Pamiętaj tylko, że jest ktoś kto będzie na ciebie czekał- mówi.
Jest cudowny ale nie mogę do tego dopuścić. Nawet jeśli teraz muszę go zranić.
- Nie rób tego Thomas. Ja kocham cię lecz jak brata. I nigdy nie będę w stanie poczuć czegoś ponad przyjaźń.
W jego oczach pojawia się ból ale znika skryty za gorzkim śmiechem.
- Nigdy nikomu niczego nie zazdrościłem, a teraz mam ochotę udusić własnego kuzyna.
Czuję się bezradna ponieważ wiem, że Thomas jest wspaniałym człowiekiem i musi cierpieć przeze mnie, a ja nie mogę temu zaradzić. Będąc z nim bez miłości tylko skrzywdziłabym nas obojga.
- Thomas, ja...
- Nic nie mów Saro. Nie chcę żebyś czuła się winna z mojego powodu.
Ale właśnie tak się czuję. I to mnie niszczy podobnie jak ból spowodowany utratą Haydena.
- Zasługujesz na kogoś kto będzie cię kochał tak ja chciałabym cię pokochać- mówię i skupiam się na Frances, która kroczy nerwowo wąską ścieżką.
- Może przyspieszymy- proponuję. Robię to żeby uniknąć dalszej rozmowy ale mam wrażenie, że Frances aż się prosi o trochę wolności jaką daje jej galop.
- Czemu nie. Za jakąś godzinę powinniśmy dotrzeć do lasu- mówi. Nie czekając na niego zwalniam wodze dając mojej klaczy pełną swobodę. Frances jakby tylko na to czekała gdyż wystrzela do przodu niczym strzała łucznika wymierzona w zwierzynę. Mija chwila i Thomas pojawia się z prawej strony z szerokim uśmiechem.
Tak właśnie zaczyna się wyścig, którego żadne z nas nie chce przegrać.

Zgodnie z zapewnieniem Thomasa miejsce, w którym mówił okazuje się być bardzo urocze i spokojne. Spędzamy cały dzień leżąc na kocu, w wysokiej trawie, co jakiś czas częstując się smakołykami przygotowanymi przez kucharza z Hadbrige Palace. Dużo rozmawiamy na przyjemne tematy, starannie unikając tych drażliwych przy okazji żartując i drażniąc się ze sobą. Thomas opowiada mi o swoim ojcu, który poza kuzynami jest jego jedyną rodziną, o posiadłości, w której mieszka i o swoich planach na przyszłość. Wszytko to sprawia, że niechętnie szykujemy się w drogę powrotną.
- Chciałabym zostać tu na zawsze- myślę na głos.
- Możemy tu wrócić za jakiś czas- mówi. Jednak oboje dobrze wiemy, że prawdopodobnie już nigdy więcej to się nie zdaży. Wracamy ściągając się z zachodzącym słońcem, w ciszy, którą przerywa tylko rżenie koni.

- Nie wiedziałem, że tak dobrze jeździsz. Gdzie się uczyłaś?
- Jeździłam ucząc się w szkole- odpowiadam na pierwsze pytanie Thomasa odkąd wróciliśmy i stanęliśmy przed drzwiami mojego pokoju. Sytuacja jest trochę niezręczna, zwłaszcza, że Thomas wciąż trzyma mnie za rękę i stoi pochylony w moją stronę bardziej niż zwykle.
- A więc dobranoc- mówię i odwracam się żeby uciec do pokoju ale delikatny uścisk na moim nadgarstku skutecznie mi to uniemożliwia. Thomas bez słowa pochyla się chcąc sięgnąć moich ust swoimi. To nie powinno się dziać. Mimo to zamykam oczy gotowa dać mu chociaż tyle. Jednak jego usta nie łączą się z moimi w pocałunku. Bowiem zanim do tego dochodzi chłopak zostaje odepchnięty ode mnie z taką siłą, że z hukiem ląduje na ścianie. Nad nim pochyla się wściekły Hayden. To niemożliwe. Jak on może się tak zachowywać. Otwieram usta żeby na niego nakrzyczeć ale nie potrafię wykrztusić choćby słowa. Stoję tylko zszokowana, obserwując sytuację.
- Wynoś się stąd!- warczy Hayden przez zaciśnięte zęby w stronę Thomasa, któremu właśnie wraca świadomość. Thomas wstaje masując obolałą głowę. Ogarnia mnie strach o jego zdrowie. Hayden mógł zrobić mu krzywdę.
- Ty...- syczy Thomas. Za chwilę dojdzie do bójki. Bez zastanowienia staję między nimi. Przy okazji upewniam się czy z Thomasem wszytko w porządku.
- Co ty wyprawiasz?!- wykrzykuję ze złością do Haydena. Jego niebieskie oczy ciskają we mnie błyskawice. Co się dzieje?
- Musimy porozmawiać- mówi już nieco spokojniejszym głosem.- Tylko we dwoje- akcentuje patrząc na Thomasa z nienawiścią. To niemożliwe żeby był zazdrosny o Thomasa. Przecież ma swoją Sofię.
- Nie będę z tobą rozmawiać! Zobacz co zrobiłeś?! Mogłeś wyrządzić mu krzywdę!- wskazuję na blondyna, przesuwając się w jego stronę. W ten sposób daję do zrozumienia, że wolę towarzystwo Thomasa.
- Myślę, że lepiej będzie jak zostawię was samych- burczy Thomas.
- Tak?- mamrocze Hayden.
- Nie!- mówię w tym samym czasie, z paniką. Nie chcę zostać z Haydenem sama gdy jest w takim stanie. I chociaż mogłabym mu powiedzieć o liście to nie chcę tego robić teraz. Wciąż jestem w szoku i do tego czuję złość na Haydena, a to nic dobrego.
- Jestem zmęczona. Idę spać. A wy...nie pozabijajcie się- warczę i trzaskam drzwiami tuż przed nosem Haydena.
Opieram się o drzwi nasłuchując oddalających się kroków. Podświadomie wiem, że to Thomas odszedł, a Hayden wciąż stoi przy drzwiach. Co zrobi? Będzie chciał porozmawiać i wejdzie do pokoju mimo mojego sprzeciwu?

Jeszcze jakieś dwa rozdziały i koniec. Ewentualne błędy poprawię jutro. Mam nadzieję, że wam się bardziej spodoba ten rozdział niż mnie.

WybrankaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz