┋19.┋

303 18 1
                                        

Kiedy wróciłem do mieszkania Jimin siedział w salonie ze schnącym kotem, który w takim układzie wyglądał jak mokry szczur, przez co mimowolnie się zaśmiałem. Chyba złapali dobry kontakt. Przynajmniej chłopak wyglądał na szczęśliwego, więc mogłem na razie przeżyć obecność dodatkowego żyjątka w domu.

— Wróciłem — zwróciłem na siebie uwagę, wskazując przy okazji na transporter.

— To możemy zacząć się pakować! — poderwał się, jakby tylko na taki sygnał czekał.

Pobiegł do drugiego pokoju, a kotek ruszył za nim, co z jego krótkimi łapkami nie szło mu tak samo szybko. Ten widok był czymś wspaniałym, przez co ponownie cicho się zaśmiałem, skoro Jimin mnie nie widział, po czym poszedłem mu pomóc.

Mój obecny współlokator zachęcał mnie do zabrania całego sprzętu przeznaczonego do pobytu na plaży, jednak w tym przypadku konsekwentnie odmawiałem. Byłem gotowy przejść się samym brzegiem morza, ale nie chciałem wchodzić do wody dalej niż po kostki, nawet jeśli miała być ładna pogoda. Po pierwsze sama w sobie niefiltrowana woda była odrzucająca, a po drugie auto śmierdziałoby mi nią przez następne pół roku, czego jednak wolałem uniknąć. Jeśli tak bardzo chciał pływać to prosze bardzo, będziemy mogli przejść się w przyszłości na basen. Przynajmniej nie zamarzniemy po wyjściu. Jimin ostatecznie zgodził się ze mną i nawet zbyt dużo nie nalegał, więc poszło już z górki.

Wzięliśmy rzeczy na dwa dni oraz przygotowałem dla nas jedzenie na drogę, kiedy chłopak w osobną torbę zabierał karmę dla kota, miski i jakieś mniejsze zabawki. Najbardziej zastanawiało mnie jak on chciał wsadzić go do tej klatki, bo wątpiłem żeby dobrowolnie dał się zamknąć, ale jeszcze miał trochę czasu, do pomyślenia nad tym.

Zjedliśmy razem obiad złożony z bardzo pożywnego sztucznego makaronu, po czym Jimin poszedł się przebrać, więc zacząłem w tym czasie zakładać buty oraz wziąłem torby w ręce, ponieważ bez problemu byliśmy w stanie zabrać się ze wszystkim na jeden raz. W między czasie zdążyła zrobić się piąta, kiedy Jimin przekonał kota do wejścia do swojego ograniczenia przestrzeni na najbliższe pare godzin i kilka minut później, siedzieliśmy już w samochodzie. Pozostawało tylko pytanie czy mieliśmy ze sobą wszystko co potrzebne, na które nie dostaniemy pewnie odpowiedzi aż nie będzie to do czegoś wymagane. Najważniejsze, że zabraliśmy dokumenty, portfele i telefony. Resztę można by w najgorszym przypadku jakoś zastąpić.

Orientowałem się mniej więcej jak powinienem jechać, więc na razie zrezygnowałem z nawigacji. Włączyłem dość cicho muzykę, żebyśmy nie musieli do siebie krzyczeć podczas rozmawiania… no bardziej żeby Jimin nie musiał się do tego poczuwać, kiedy opowiadał mi kogo odwiedzimy i jaki wpływ na jego życie miały dane osoby. Musiał na prawdę dawno nie być w domu, skoro tak bardzo to przeżywał.

Jechaliśmy już dobre trzydzieści minut i jeszcze nie było postoju, więc zapowiadała się dość obiecująca, spokojna droga. Przynajmniej myślałem tak aż ten kot nie zaczął miauczeć. Gdyby zdarzało się to raz na jakiś czas to mogłem oczywiście zrozumieć, ale stało się to na tyle uciążliwe, że irytowało, a przez to skutecznie mnie dekoncentrowało.

— Możesz coś z nim zrobić? — spokojnie poprosiłem, Jimin'a, który obecnie przeglądał coś na swoim telefonie, ale zmienił to szybko, biorąc do przodu transporter, żeby zająć się zwierzęciem.

— No co się dzieje, hm? — mówił do kota przesłodzonym głosem, na co się zaśmiałem, czując niebywałe załamanie i jakieś takie ciepło na sercu, przez jego delikatny głos.

Nie słuchałem go, bo treść nie była tak ważna jak sposób jego mówienia, ale przestałem ignorować jego zachowania, kiedy otworzył transporter i położył sobie kota na kolanach, żeby go głaskać.

— Jeśli znajdę gdzieś sierść to wysadzam was obydwóch — zagroziłem, jednak Jimin chyba nieszczególnie się tym przejął, bo kontynuował mówienie do swojego nowego pupila:

— Yoongi chce taką kruszynkę zostawić — zrobił smutną minę — nie martw się, urobimy go.

— Nie wierzę, że się na to wszystko zgodziłem — westchnąłem, na co Jimin się zaśmiał.

— Odwdzięczę ci się kiedyś jakoś, obiecuję — zaręczył, ale ja pokręciłem głową.

Co za uparty dzieciak.

— Nie chcę nic w zamian — zapewniłem go i mimowolnie wyciągnąłem rękę, żeby pogłaskać kota, wtulonego w kolana chłopaka — mówiłem już coś na ten temat.

— Dziękuję — uśmiechnął się szeroko, a po chwili ciszy spytał. — Będziemy mogli zrobić postuj na najbliższej stacji?

— W porządku — przytaknąłem, z niezbyt dużym entuzjazmem, ale doliczyłem już z góry dodatkowy czas do podróży, który zakładałem, że będzie nam potrzebny.

Nie było zbyt dużego ruchu na drogach, co bardzo mi odpowiadało, bo dzięki temu mieliśmy mniejsze szanse na napotkanie korków lub w moim przypadku potencjalnego stresu przez jakiś idiotów, którzy nie powinni mieć w ogóle prawa jazdy. Postój zabrał nam co prawda kilka zbędnych minut, ponieważ Jimin dał jeść i pić swojemu podopiecznemu, a za nim skończył posiłek to trzy razy zdążyłbym kupić sobie kawę i nawet ją wypić, ale przynajmniej niedługo później kot zasnął w transporterze, więc liczyłem, że już do końca drogi będziemy mieli z nim święty spokój.

Zauważyłem, że Jimin też po jakimś czasie zaczął odpływać. Niby patrzył na drogę, ale oczy same mu się zamykały, a gwałtownie otwierały dopiero, kiedy głowa opadała, więc podałem mu poduszkę. Przezorny zawsze ubezpieczony. Uśmiechnął się do mnie tylko w podziękowaniu i oparł poduszkę o szybę, układając się na tyle wygodnie na ile pozwolił mu pas.

Robiło się powoli ciemno, a droga stale upływała. Za kilkanaście minut i tak zamierzałem obudzić chłopaka, żeby wskazał mi drogę pod sam jego dom, ale na razie nie widząc takiej potrzeby od czasu do czasu spoglądałem na niego ukradkiem, pozwalając mu odpoczywać. Na dobrą sprawę pozostałem sam ze swoimi myślami i w pewnym sensie stało się to problemem. Zastanawiałem się głównie jak Jimin mógłby zareagować, gdybym zaproponował mu drobną korektę relacji, dopasowaną do tego, co czułem. Gdybym tylko to wiedział to przestałbym się wahać i zrobiłbym ten pierwszy krok, ale zależało mi po prostu, żeby nie zniszczyć tego jak było teraz. Podobał mi się taki styl życia i nie chciałem zmian na gorsze, a na pewno takie by nastąpiły, jeśli poszłoby nie po mojej myśli. Może najpierw powinienem w ogóle poznać jego orientację? To chyba nie był taki głupi pomysł.

Minąłem tabliczkę miejscowości, do której zmierzaliśmy, więc z bólem serca, potrząsnąłem ramieniem chłopaka, wołając cicho jego imię, na co w końcu zareagował. Wyrwany z zapewne pięknej krainy, wyglądał jakby znalazł się w jeszcze piękniejszej, co pozbawiło go szybko otępienia. Wskazywał mi drogę, zachwycając się przy tym zmianami, jakie nastąpiły od jego ostatniej wizyty. Nie potrwało długo aż dotarliśmy pod ładny, przeciętny domek, ku któremu chłopak najchętniej chyba by wybiegł, kiedy jeszcze do końca nie zatrzymałem samochodu. Nie mógł usiedzieć w miejscu i mówił tak szybko, że zacząłem się zastanawiać czy to już czasem nie był inny język.

Z momentem gdy tylko zaparkowałem autem, chłopak wystrzelił jak z procy, w kierunku drzwi, do których zapukał. Wolniejszym krokiem dołączyłem do niego i patrzyłem na jego rosnące szczęście. Zachowywał się jakby conajmniej wygrał na loterii, a przez zniecierpliwienie przeskakiwał z nogi na nogę. Mogłem nie pozwolić mu zasnąć to może miałby teraz mniej energii.

Czekaliśmy, ale nikt nie otwierał i pomimo że zapał mojego towarzysza nie słabł, mój - zniknął.

— Dałeś im znać, że przyjedziemy? — spytałem dla pewności.

— Nie — odparł dalej się uśmiechając — chciałem zrobić niespodziankę.

Złapałem się za nasadę nosa, zastanawiając się czy właśnie się przesłyszałem, czy on na serio to powiedział.

— A pomyślałeś, że może ich po prostu nie być w domu?

EngineerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz