ꔞ
Wróciłem podpisać ostatnie papiery, przekazałem dokładny rozkład zabezpieczeń oraz podział stref, wystawiłem fakturę, pożegnałem się z całym składem, w jakim spędziliśmy ostatnie miesiące prac, no i fajrant. Spakowałem swoje rzeczy, których nie było zbyt dużo do torby, którą z kolei zarzuciłem na ramię i zacząłem kierować się do wyjścia. Nie miałem jeszcze planów na resztę dnia, więc jak na razie zamierzałem wrócić do hotelu, gdzie mógłbym zastanowić się co dalej. Usłyszałem wtedy, że ktoś mnie wolał, więc odwróciłem się do tyłu. Biegł ku mnie ten dzieciak.
— Proszę pana — zaczął sapiąc przy mnie — chciałem podziękować i przeprosić, proponując kawę — wytłumaczył powód gonienia mnie.
— Nie trzeba — zaśmiałem się, obserwując jego przejęcie — takie sytuacje zdarzają się dość często, nie masz czym się martwić.
— Ale na prawdę — nie chciał odpuścić. — Nalegam.
— Skoro tak ci zależy — uznałem, bo przecież i tak nie miałem planów, a nie potrafiłem wymyślić dobrej wymówki na poczekaniu.
Poza tym - temu dzieciakowi przydałoby się teraz trochę kofeiny.
Najbliższa kawiarnia znajdowała się kilka ulic dalej, więc przeszliśmy się pieszo, rozmawiając przy tym. Chłopak jeszcze raz przeprosił za opóźnienia, a zatem skoro już rozpoczął temat to spytałem czym było to spowodowane i wyglądało na to, że dobrze obstawiłem - miał lęk wysokości.
— Po co w takim razie zdecydowałeś się na to wsiąść? — nigdy nie rozumiałem.
Pieniądze, pieniędzmi. Można zarobić w inny sposób, a na pokonywanie fobii czy coś to nie jest najlepsze miejsce. Już lepiej wykupić sobie przejażdżkę powolnym młynem diabelskim i tam panikować, niż pakować się w coś pędzące ponad czterdzieści metrów na sekundę w krytycznym punkcie.
— Jestem na stażu i nie chciałem martwić rodziców, że nie mam na bilet powrotny — zaśmiał się nerwowo.
Ah, to wiele tłumaczyło. Też zdarzały mi się takie kryzysy, a wcale nie imprezowałem jakoś dużo, więc doskonale zdawałem sobie sprawę o czym mówił.
— Rozumiem — przytaknąłem. — A czym się zajmujesz?
— Ostatnia prosta na weterynarza — wyjaśnił z uśmiechem, otwierając przeszklone drzwi, prowadzące do budynku.
Zajęliśmy miejsca i złożyliśmy zamówienia, a skoro mieliśmy moment czekania to zdecydowałem pociągnąć temat, żeby uniknąć niezręcznej ciszy:
— Pewnie masz sporo nauki — stwierdziłem.
— Nie jest teraz tak źle — uznał — najgorsza była dla mnie anestezjologia.
— Dla mnie wystarcza wiedza, że po prostu istnieje — poinformowałem go o moim ogólnym nastawieniu do wszystkiego związanego z biologią, na co się zaśmiał.
— Ty pewnie też musiałeś się sporo uczyć — teraz on powiedział. — Twoje kolejki są niesamowite.
— Na innych też zemdlałeś? — no nie mogłem mu nie dogryźć.
— Zazwyczaj patrzyłem z daleka i zastanawiałem się w jaki sposób to się nie rozpada — odparł chyba usiłując pominąć moją uwagę.
Po tych słowach przyniesiono moje americano oraz jego mokkę.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, aż nie skończyliśmy pić swoich napoi po czym myślałem, że już na dobre rozeszliśmy się w odmiennych kierunkach.
Po tygodniu siedziałem już w samolocie. Czas upłynął mi strasznie szybko i właściwie to przyjemnie było mieć świadomość, że najbliższe dni mogłem spędzić w domu, ponieważ dopiero na nadchodzący miesiąc miałem przygotować wstępny projekt następnej kolejki, którego nie zamierzałem tak pilnie dopilnować jak dotychczas. Od rozpoczęcia pracy możliwe, że w swoim domu byłem raz lub dwa i to na kilka dni. Za każdym razem zależało mi na obserwowaniu poszczególnych procesów powstawania maszyn, pod którymi ja składałem podpis, więc czułem się do tego zwyczajnie zobowiązany. Tym razem zamierzałem zająć się tym w dziewięćdziesięciu procentach zdalnie. Jedyne po co chciałem przylecieć to po to, aby sprawdzić zgodność z projektem i przeprowadzić testy. Uznałem, że jeśli w tym wypadku efekt będzie taki sam lub podobny to przy obecnym - nawet jeśli wciąż nie najwspanialszym doświadczeniu, ale w dalszym ciągu wystarczająco nabytym, żeby tworzyć tego typu konstrukcje wzbudzające emocje nawet wśród oglądających - chyba mogłem pozwolić sobie na trochę swobody.
Słuchając muzyki i zastanawiając się przy tym w jaki sposób zagospodarować powierzoną mi przestrzeń, poczułem, że ktoś zajmował miejsce obok mnie. Uchyliłem lekko oczy dla upewnienia się, że nie było to jakieś rozwrzeszczone dziecko, przez które po pierwszych dziesięciu minutach skończę ubrudzony jedzeniem lub sokiem, albo jeszcze co gorsza - zacznie mnie zagadywać, ale nie. Usiadł obok mnie dzieciak, jednak tylko trochę młodszy ode mnie - ten chłopak z kolejki. No to nieźle…
— O! To pan! — wykrzyknął nagle, dzięki czemu już wiedziałem, że do końca lotu zostanę zagadany na śmierć.
Co prawda dobrze mi się z nim wtedy rozmawiało, ponieważ potrafił podciągnąć moją małomówność, ale to była chwila, a nie dziesięć godzin… Samo takie niespodziewane spotkanie stanowiło dla mnie niezręczną sytuację, więc nie miałem pojęcia co konkretnie zrobić. Nie widziałem sensu w prowadzeniu dyskusji z kimś obcym jeśli nie było ku temu konkretnych powodów. Po starcie zdecydowałem jasno dać mu do zrozumienia, że zakładałem raczej podróż w ciszy oraz zaplanowałem rozpoczęcie pracy, a zatem wyciągnąłem laptop i po obejrzeniu przestrzeni, jaką mi dano oraz upewnieniu się o jej realnych wymiarach, zdecydowałem zrobić wstępny zarys torów. Kiedy już przygotowałem sobie ich przebieg jakiego mniej więcej zamierzałem się trzymać zdecydowałem rzucić okiem na postawione mi oczekiwania, a bardziej marzenia właściciela. Okazały się one niezbyt wybitnie skomplikowane, więc w zasadzie to mogłem pozwolić sobie na wykorzystanie wyobraźni i późniejszą konsultację wariantów. Zawsze wiedziałem, że rozwój technologii był ogromny i właściwie, czego tylko zapragnął bym narysować mógłbym to stworzyć. No może poza trójkątem Penrose'a, ale zakładałem, że i to dałoby się jakoś załatwić.
Wpadłem na kilka pomysłów rozkładów pętli wzbogaconych o inwersję, ale też zwykłych beczek gdzie prędkość miała nadrobić niewinnie wyglądający tor lub też klasycznych spirali z wzniesieniem. Musiałem poza tym rozważyć powtórzenie odrywania jednej strony kół wagoniku od toru, ale może pod trochę większym kątem? Musiałem to zdecydowanie przemyśleć.
— To wszystko wybudujesz? — wypowiedział w zachwycie ten dzieciak, przez co zorientowałem się, że patrzył mi z zainteresowaniem przez ramię.
— To tylko wstępne projekty — wytłumaczyłem — ale nie uważasz, że nie ładnie wtykać nos w nie swoje sprawy?
Chciałem po prostu wykorzystać w odpowiedni, produktywny sposób ten czas, a nie rozpoczynać konwersacje, do czego próbował właśnie doprowadzić ten dzieciak.
— Przepraszam — wymamrotał, biorąc swój telefon w rękę oraz słuchawki.
Przez resztę lotu czułem się jeszcze bardziej niezręcznie. Dokończyłem swoje wstępne rysunki, ale czasu pozostało jeszcze mnóstwo, a nawet więcej, więc po tym jak zjadłem, zdecydowałem trochę się przespać, co chyba nie było najlepszym wyborem, bo obudziłem się na ramieniu tego dzieciaka…
ꔟ

CZYTASZ
Engineer
FanfictionGdzie Yoongi jest inżynierem, a Jimin zapisał się do grupy testerów ekstremalnych kolejek, mając lęk wysokości. [koniec: 15.03.2021]