┋21.┋

300 19 2
                                        

Łóżko chłopaka nieprzyjemnie skrzypiało przy każdym najmniejszym ruchu, ale pomimo tego było wygodne. Zakładałem, że Jimin zaraz mnie puści, jednak on w dalszym ciągu obejmował mnie szczelnie ramionami, więc jedyne wyjście jakie mi pozostawało to oddać uścisk i wtulić policzek w jego równomiernie unoszącą się oraz opadającą klatkę piersiową, żeby za kilka minut dołączyć do niego. Szkoda byłoby przerwać mu zapewne jeszcze płytki sen.

Rano - o ile w ten sposób można było określić nadchodzącą za kilka minut dwunastą - obudziłem się wygięty w dość… osobliwy sposób. Mianowicie obydwoje leżeliśmy prawie w poprzek łóżka, jedna ręka śpiącego na brzuchu Jimin'a znajdowała się pod moimi plecami, więc pewnie była zmiażdżona, ale z kolei on częściowo leżał na mojej zgiętej w kolanie nodze. Poza tym druga praktycznie zwisała mi za krawędź materaca, a ręce trzymałem tuż przy swojej głowie. Już czułem, jak wszystko będzie mnie boleć przez następne dni. Podniosłem się, otoczony symfonią swoich strzykających kości i po dostosowaniu wzroku do otaczającej mnie jasności w pomieszczeniu, zauważyłem, że przy Jimin'ie zwinięty w kulkę leżał jego kot. Uroczy widok.

— Wstawaj — potrząsnąłem ramieniem chłopaka, bo nie zamierzałem później wysłuchiwać, że zmarnował cały nasz czas tutaj na sen.

— Mhm… — wymruczał, odwracając głowę na drugi bok, a przy tym ukazując odbite linie od pościeli na swojej skórze dotychczas zwróconej ku łóżku.

— Jimin! — ponowiłem próbę budzenia go, ale zakończyła się podobnym skutkiem, więc dodałem — jest południe.

No i to zadziałało. Podniósł się i po paru minutach jedliśmy już śniadanie, podczas którego udało mi się poznać też jego ojca. Wnioskowałem, że to pewnie po nim chłopak odziedziczył ponadprzeciętny optymizm, co dało się łatwo wyczuć już od pierwszych wypowiedzianych przez jego ojca słów.

Do wieczora spędziliśmy czas w domu. Miła atmosfera i przyjemne rozmowy z rodziną Jimin'a były czymś czego na prawdę nie żałowałem. W sumie nie powinien chyba dziwić fakt, że ludzie którzy wychowali tak wspaniałą osobę, musieli również chodź w podobnym stopniu odznaczać się takimi samymi cechami jak on.

Wieczorem Jimin zaproponował pokazać mi swoje ulubione miejsca w mieście, więc kilka godzin spędziliśmy na przemieszczaniu się po doskonale znanych mu ulicach. Przez ten cały czas buzia mu się nie zamykała, a ja z uwagą wysłuchiwałem wszystkich stwierdzeń jakie padały po drodze. Ostatecznie i tak trafiliśmy na plażę, więc na boso przeszliśmy się trochę po piasku. Wolałem iść zdala od wody, jednak mój plan został sprawnie unicestwiony przez mojego strasznie inteligentnego przyjaciela, który uznał, że pociągnie mnie za rękę, praktycznie do samej taflii, a nie przewidział występowania fali, które nam obydwum umoczyły spodnie po same kolana. Cudownie. Spojrzałem tylko w jego kierunku wymownie, a wtedy jeszcze bardziej wszystko pogorszył, opryskując mnie wodą z ręki. Ehh… Nie mogłem mu nie oddać, a stąd chyba nie trudno się domyślić, że wróciliśmy do domu chłopaka całkiem mokrzy od tego ohydztwa i na dodatek zmarznięci.

Nadchodziła północ, gdy przekroczyliśmy próg. Wszyscy już wtedy spali, więc po cichu Jimin zgarnął kota, który pod naszą nieobecność zajmował się poznawaniem domu i przygotowaliśmy się do snu. Miałem nadzieję, że jutro obudzę się dość wypoczęty, żeby spokojnie poprowadzić samochód długą drogą powrotną. Leżąc i rozmyślając przed kompletnym zaśnięciem, poczułem że Jimin wstaje. Zakładałem, że może chcieć mu się pić lub kot coś odwalał, więc chciał go uspokoić, a zatem dyskretnie spojrzałem, dzięki czemu zorientowałem się, że nie miałem racji.

Chłopak otworzył okno na oścież, oparł ręce na parapecie, po czym ułożył na nich głowę, patrząc przy tym przed siebie.

Nie miałem pojęcia co mnie do tego podkusiło, ale nie chciałem zostawić go samego ze swoimi myślami. Wziąłem koc i wstałem, żeby w następnej kolejności zarzucić mu go na ramiona. W pierwszym momencie drgnął, niespodziewając się pewnie, że jeszcze nie spałem, jednak uśmiechnął się do mnie nieznacznie. Usiadłem na parapecie i spoglądałem to na niego, a to na miejsca, w które on przenosił wzrok. Kolejne minuty mijały, ale nie dostrzegłem jeszcze śladów, które mogłoby świadczyć, że chłopak zamierzał za moment się położyć.

— Przyjedziemy tu znowu za kilka tygodni jeśli będziesz chciał — zaproponowałem, czytając z jego twarzy lekki żal zmieszany ze smutkiem, ale i dalej krążącym szczęściem — co ty na to?

— Dzięki — odparł cicho, jednak równocześnie miałem wrażenie, że zaraz się rozklei.

— Pójdziemy jutro przed wyjazdem na plażę? — zaproponowałem z nadzieją, że to trochę pomoże poprawić mu humor i nawet nie wiedziałem kiedy zacząłem głaskać go ostrożnie po głowie.

— Pójdziemy — potwierdził, kiwając lekko głową, więc zeskoczyłem na podłogę i położyłem mu rękę na plecach, żeby zachęcić go do ponownej próby zaśnięcia.

Jimin zamknął okno, ostatni raz zatrzymał wzrok na widoku pochodzącym zza niego i zgodnie z moją prośbą położył się na swoim miejscu.

Kolejnego dnia, a więc tym samym dnia powrotu, wstaliśmy dużo wcześniej niż wczoraj. Czas do obiadu wypełniliśmy w dość zbliżony sposób do wcześniejszego z tym wyjątkiem, że Jimin dostał prezent od swoich rodziców, którego na razie zabronili mu otwierać, więc myślałem, że chłopak zaraz wzrokiem ściągnie z niego ozdobny papier, co nie ukrywałem - bardzo mnie bawiło. Mama Jimin'a dopytywała o miejsca w jakie wczoraj poszliśmy i wszystko odbierałem neutralnie… Poza jednym pytaniem oraz następującą po nim reakcją mojego przyjaciela. Konkretnie ułożyło się to mniej więcej tak:

— A odwiedziliście tego chłopaka, który podobał ci się w liceum? — spytała swobodnie kobieta w pewnym momencie.

— Mamo! — wydarł się Jimin chowając przy tym w dłoniach, czerwieniącą się twarz, ale i tak pod nosem wymamrotał — mieliśmy o tym wszyscy zapomnieć. Już dawno mi się nie podoba.

I chyba to był największy plus tego wyjazdu. Dobrze wiedzieć, że moje jakiekolwiek szanse istniały i do tego sam nie musiałem przeprowadzać z nim takiej rozmowy. Ba! Skoro stwierdził, że już mu się nie podobał to nawet nie musiałem czuć się zazdrosny. Może jedynym problemem było to, że Jimin teraz spoglądał na mnie z niepewnym uśmiechem, mimo że temat zdążył się zmienić w między czasie kilkukrotnie, ale później już mu przeszło, skoro nie zareagowałem jakoś negatywnie.

Pożegnanie z rodziną było dla niego najtrudniejsze, więc siedząc na plaży raczej to głównie zajmowało jego myśli, nawet jeśli zaręczał, że tak nie było. No cóż… Jedyne co mogłem zrobić to wyleczyć jego cierpiące serduszko wypełniając je kolejnymi porcjami lodów, które z chęcią przyjmował oraz próbować prowadzić dialogi z kotem, wylegującym się obok nas, w takim samym tonie jak zawsze robił to Jimin. Na moje - działało skoro z czasem zaczął się śmiać, a zatem mogłem porobić z siebie kretyna aż ponownie nie zająłem miejsca za kierownicą.

EngineerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz