Dwa tygodnie później wchodziliśmy już do pokoju w hotelu, który w ciągu najbliższych miesięcy miał służyć nam niczym drugi dom. Jimin uparł się, że chciał chociaż wybrać dla nas dobrze usytuowane, ładne miejsce, więc wcześniej nie widziałem zdjęć poglądowych, ale teraz nie żałowałem. Było ślicznie.
— Jest okej? — chłopak spytał mnie o opinię, również rozglądając się po pomieszczeniu oraz wypuszczając naszego kota z transportera, w którym spędził ostatnie godziny.
— Jest wspaniale — odpowiedziałem szeroko uśmiechnięty, zmierzając na balkon, żeby zobaczyć stamtąd widok, który również nie mniej zapierał dech w piersiach.
Nie potrwało długo aż Jimin stanął za moimi plecami, otaczając mnie ramionami, żeby po tym swoje dłonie złączyć na moim brzuchu.
— Tam będziesz pracował — wskazałem na rząd budynków, z których jeden stanowił mały gabinet weterynaryjny — a tutaj będziesz mógł dorobić za jakiś czas — zaśmiałem się, pokazując na park rozrywki, którego rozbudowa ciągle trwała.
— Chyba jednak odmówię — prychnął, ale również zaczął się śmiać.
Po chwili spędzonej na rozglądaniu się po nowym otoczeniu z wysokości naszego balkonu, poszliśmy się rozpakować, żeby wyciągnąć z walizek kilka najpotrzebniejszych przedmiotów, bo Jimin mimo zmęczenia lotem chciał przejść się po okolicy, na co ostatecznie się zgodziłem, skoro aż tak mu na tym zależało. Przynajmniej zmęczone dziecko szybciej pójdzie spać.
Przemieszczaliśmy się wzdłuż ulic, starając się zaznajomić, z tym co będzie nas otaczało przez najbliższe dni, ale tak w sumie to wyglądało to podobnie do naszych wcześniejszych spacerów, na które wyciągał mnie chłopak. Kiedy ponownie przekroczyliśmy próg hotelowego pokoju obydwoje padaliśmy z nóg, a Jimin narzekał na to jak bardzo go one bolą, co w sumie mnie bawiło, bo przecież równie dobrze mogliśmy nigdzie nie wychodzić, gdyby nie miał takiego życzenia.
Jeszcze na to wszystko wyprzedził mnie w wyścigu do łazienki, więc zostałem zmuszony zaczekać aż on najpierw weźmie prysznic, z którym najwidoczniej niezbyt mu się spieszyło. Przynajmniej miałem czas na wymyślenie jak mu się za to sprawiedliwie odwdzięczyć. Gdy wyszedł, prawie zasypiając dotarł do łóżka, więc w końcu korzystając z możliwości odświeżenia się, natychmiastowo ja zająłem sobie łazienkę. Po moim powrocie stamtąd Jimin już spał, leżąc w poprzek łóżka, więc delikatnie przełożyłem go na poduszkę i przykryłem.
Wyglądał tak spokojnie. Kompletnie niewinnie. Skoro miałem pewność, że zasnął zdecydowałem wcielić w życie swój plan odegrania się na nim. Nachyliłem się nad moim chwilowo bezbronnym chłopakiem i złączyłem swoje usta z jego szyją, a po kilku sekundach pozostał tam mały czerwono siny ślad. Zrobiłem mu jeszcze jedną malinkę trochę poniżej pierwszej, ale również niezbyt mocną po czym zgasiłem światło i położyłem się przy nim, żeby również trochę wypocząć.
Zakładałem, że kiedy Jimin rano się zorientuje to nie będzie szczególnie uradowany, zwłaszcza idąc pierwszy raz do pracy, gdzie do tego na start czekało go przełamanie bariery językowej. No możliwe, że byłem trochę wredny, ale to on zaczął.
Pobudka była trudna, ale jakimś cudem udało nam się przez nią przejść, a Jimin dotychczas nie zorientował się z istnienia malinek na jego szyi, więc zakładałem, że uda mi się wyjść za nim w pełni oprzytomniały spojrzy w jakieś lustro.
— Yoonie? — Jimin zwrócił się do mnie kiedy wiązałem swoje buty.
— Hm?
— Co to jest? — spytał, przechylając głowę, aby zaprezentować mi moją robotę w pełnej okazałości… Ups?
Po tych słowach nastąpiła dość dynamiczna akcja.
Rzucił się na mnie, więc zacząłem uciekać, mając nadzieję, że uda mi się zamknąć, w łazience i przeczekać, żeby wyjść z domu w nienaruszonym stanie.
— Wracaj tu, gamoniu! — krzyknął, będąc tuż za mną.
Cóż za brak szacunku do starszych.
Za nim dotarłem do pomieszczenia, małe rączki chwyciły za moją bluzkę, próbując mnie w ten sposób zatrzymać z pozytywnym skutkiem, a zaraz po tym moje plecy natrafiły na ścianę. Kurde, skąd on miał tyle siły?
Chwycił moje ręce w swoje, nie przestając napierać na mnie swoim ciężarem, więc mogłem już liczyć tylko na jego łaskę i dobre, przebaczające błędy serce.
— Jiminie, no ale ty wiesz że cię kocham — powiedziałem, starając się wzbudzić w nim litość, skoro i tak nie miałem już gdzie uciec.
— Ty też wiesz, że cię kocham — odpowiedział przerażająco łagodnym tonem — więc pozwól, że ci się teraz odwdzięczę — a za nim zdążyłem kontynuować negocjacje, przyłożył swoje pełne usta do mojej szyi, na której za pewne zaczęły powstawać takie same, jeśli nie większe i bardziej wyraźne ślady, jak u niego.
Nie powiem, że mi się nie podobało… Wszystko super, ale przeszkadzało mi to, że musiałem się przebrać, żeby wyglądać tak jak powinienem. A golf przy ponad dwunastu stopniach i słońcu na zewnątrz nie był moim marzeniem. No, ale i tak nie miałem innego wyjścia z resztą tak jak i on, co chociaż trochę pocieszało mnie w mojej biedzie. Postanowiłem też wtedy wyciągnąć z tego zdarzenia następujący wniosek: w grę mogły wchodzić conajwyżej obojczyki, bo z tym mściwym dzieckiem, nigdy nie wiadomo w jaki sposób się odegra.
No i kolejne dni uciekały w takim otoczeniu. Ze względu na to, że tor nie należał do największych, budowa poszła w sprawnym tempie. Testy zakończyły się pozytywnie po pierwszej serii, a zatem mogliśmy wracać do naszego kraju, gdzie na Jimin'a czekały gotowe papiery, które musiał odebrać jeśli zamierzał otworzyć własną placówkę. A zamierzał. To jakie doświadczenie zdobył w tak krótkim czasie, w pewnym stopniu mnie przerażało - leczenie ludzi musiało być trudne, a co dopiero zwierząt, które przecież nie poinformują co im jest. Byłem z niego bardzo dumny i cieszyłem się, że mogłem być z tak zdolną osobą.
Po powrocie do domu nasze życie toczyło się dalej - ludzie przychodzili i odchodzili, czas nie przestał tak szybko uciekać, zwierzęta wciąż potrzebowały pomocy, a nowe pomysły na konstrukcje lub zagospodarowanie terenu dalej wymagały projektów oraz nadzoru budowlanego.
Jedyne co się nie zmieniło to obecność tuż przy mnie, każdego dnia tego kilka lat młodszego, pełnego ponadprzeciętnej empatii, przystojnego, ale równocześnie o najpiękniejszym uśmiechu chłopca, którego po spotkaniu w parku rozrywki, miałem przecież nigdy więcej nie zobaczyć.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.