1.8. Chyba cię polubiłem...

87 13 14
                                    

Noah

 Do wieczora nie widziałem Lauren. Gdy po wyjściu spod prysznica zajrzałem do jej pokoju, spała dalej. Rano zresztą też nie zeszła na śniadanie.

Dopiero koło południa, gdy siedziałem w salonie i obczajałem social media, zobaczyłem ją, schodzącą ze schodów.

– O, dzień dobry, Lauren – uśmiechnąłem się.

– Cześć – odpowiedział mi jej zachrypnięty głos. – Która godzina?

– Dochodzi dwunasta, moja droga. Troszkę przespałaś.

– Nieźle... To może lepiej pójdę się umyć i przebrać – stwierdziła, znowu lecąc po schodach na górę.

Miałem nadzieję, że czuła się lepiej, niż dzień wcześniej. Widok matki jakby na nowo rozdrapał, zdawałoby się zabliźnione już od dawna rany. Było mi jej szkoda. Tak bardzo wszystko przeżywała...

Usłyszałem znów jej kroki. A za chwilę jakby dźwięk upadku.

Podbiegłem do schodów. Lauren widocznie się potknęła, ale już wstawała.

– Wszystko dobrze, Laurie? – zapytałem z troską, podając jej rękę.

– Tak, wszystko okej – odpowiedziała dziewczyna. – Poślizgnęłam się.

Pokierowała się do kuchni, gdzie zrobiła sobie kakao, wzięła je i przeszła do salonu. Usiadła obok mnie i oparła głowę o moje ramię.

– Dobrze się czujesz? – zapytałem.

– Tak – westchnęła. – Tylko... Jest mi strasznie przykro po wczoraj.

– Lauren – zacząłem, kładąc swoją dłoń na jej dłoni – wcale ci się nie dziwię, bo dla mnie też było to czymś nie do opisania, ale proszę, nie przejmuj się tym zbyt bardzo. Skup się na tym, co jest teraz. Masz prawo być szczęśliwa.

– Noah, chciałabym, ale wiesz. To nadal jest moja mama. I myślę, że dziwnym jest to, że ona nie była w stanie mnie rozpoznać, wówczas gdy mi nie sprawiło żadnego problemu, żeby poznać ją. Zawsze była bardzo ładną, elegancką kobietą. A przynajmniej na pokaz.

– Wygląda bardzo młodo...

– Ma trzydzieści pięć lat. Urodziła mnie, mając lat siedemnaście. W sumie to nie ma się co spodziewać, że mnie chciała, skoro przeze mnie nie mogła nawet skończyć szkoły.

– Co nie znaczy, że nie powinna o ciebie dbać. Nie byłaś przecież niczemu winna – zauważyłem. – Ale lepiej tego nie roztrząsać – dodałem. Wyjąłem z rąk Lauren kubek z kakao, po czym wziąłem ją na kolana i przytuliłem. – Skup się na tym, co jest teraz. Chcę, żeby było ci tutaj dobrze.

– Jest mi bardzo dobrze – odpowiedziała szybko Laurie. – Naprawdę cieszę się, że cię poznałam – dodała, po czym ucałowała mnie w policzek.

W odpowiedzi cmoknąłem ją w usta. Znowu chciałem wykorzystać ten moment...

– Wiesz, Lauren... Ostatnio jakoś bardziej cię polubiłem – powiedziałem, nie chcąc być zbyt bezpośrednim.

– Wiesz, Noah – usłyszałem w odpowiedzi – to zabawne, ale ja ciebie chyba też – uśmiechnęła się dziewczyna.

Uszczęśliwiony jej odpowiedzią, mocno ją przytuliłem.

– Nawet sobie nie wyobrażasz, jak wiele to dla mnie znaczy.

*****

Even In Misery (cz. 1&2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz