1.11. Nieznana z imienia i nazwiska

76 9 16
                                    

Noah

 Nie zdążyłem zjechać. Poczułem ogromny ból w prawej ręce. Cholera. Chyba była złamana.

Obejrzałem się na Lauren, wiedząc, że nie miała tyle szczęścia, co ja. Była nieprzytomna.

– Lauren? Lauren, słyszysz mnie? – pytałem, delikatnie nią potrząsając. Nic z tego. – Lauren!

Cisza. Żadnego dźwięku.

Ktoś zadzwonił pod 911. Policja była już na miejscu. Próbowali cokolwiek ustalić, ale nie to było dla mnie najważniejsze. Obok mnie była ranna osoba!

Wyciągnięto mój samochód. Od razu podbiegłem, chcąc wydobyć stamtąd dziewczynę. Bardzo się o nią bałem.

Ratownik od razu po przeniesieniu do karetki rozpoczął resuscytację Lauren. Wręcz modliłem się, żeby było dobrze, żeby oprzytomniała...

Oboje nas przewieziono do szpitala. Wtedy już nie widziałem Laurie.

Tak, jak podejrzewałem, miałem złamaną rękę, którą od razu włożono mi w gips. Drobniejsze rany – również zostały zaopatrzone. Mogłem już wracać do domu.

Wyszedłem na korytarz i podszedłem do recepcji.

– Gdzie znajdę Lauren Natalie Harrison Traynor? – zapytałem.

– Drugie piętro sala numer trzy – odpowiedziała pielęgniarka.

Poszedłem tam. Jakiś lekarz akurat wychodził.

– Czy Lauren Natalie Harrison Traynor jest już przytomna? – zapytałem. Przestałem się dziwić, że Lauren nie znosi swojego imienia, męczące było tak mówić co chwila.

– Tak, z panną Harrison Traynor już wszystko w porządku. Ma złamaną rękę i dwa żebra, ale czuje się dosyć dobrze.

– Mogę wejść ją zobaczyć?

– Oczywiście, może pan.

Wszedłem do środka. Lauren leżała, podpięta do kroplówki. Uśmiechnęła się na mój widok.

– Noah! – ucieszyła się. Usiadłem przy jej łóżku. Wyciągnęła ku mnie zdrową rękę, którą chwyciłem i ucałowałem jej kostki.

– Kochana moja – szepnąłem. – Nawet nie wiesz, jak się o ciebie bałem.

– Cieszę się, że tobie nie stało nic poważnego – odpowiedziała. Zobaczyłem, że miała też sporą ranę na głowie, już na szczęście opatrzoną. Rękę też już miała włożoną w gips. A ze względu na żebra, zapewne musiała będzie większość czasu leżeć.

– Oby i z tobą było wszystko dobrze. Pewnie jeszcze dzisiaj wrócimy do domu, zobaczysz... Zaraz do ciebie wrócę – powiedziałem, przypominając sobie o Kate.

Będąc na korytarzu, zadzwoniłem do niej. Zapewne będziemy mieć spore opóźnienia.

– Tak? – odebrała po dosłownie dwóch sygnałach.

– Nie ustalaj nic z Michaelem. Ja i Lauren mieliśmy wypadek.

Chwila ciszy.

– Jak to: wypadek?

– Zderzenie z innym samochodem. Mam złamaną rękę, z Lauren jest dużo gorzej. Myślę, że przez najbliższy miesiąc powinniśmy dać sobie spokój.

– Cholera... Przykro mi. Co się stało Lauren?

– Biedna, niedawno odzyskała przytomność. Ma się dobrze, ale niestety, też ma kilka złamań. Oberwała gorzej niż ja.

Even In Misery (cz. 1&2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz