1.18. Najpiękniejsze urodziny.

69 8 1
                                    

Lauren

 W kilka dni później obudził mnie telefon od mamy.

Ledwie przytomna odebrałam.

– Słucham?

– Dzień dobry, Lauren – usłyszałam – wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!

No tak. Spojrzałam na datę na wyświetlaczu komórki. Dwudziesty ósmy.

– Jeju, dziękuję! To miłe – odpowiedziałam, starając się brzmieć w miarę przytomnie.

– Ależ proszę uprzejmie. Mam nadzieję, że cię nie obudziłam...

– Obudziłaś – odpowiedziałam – ale to nie szkodzi, i tak chyba pora już wstać – dodałam, zauważając, że nie ma obok mnie Noah.

– Zdecydowanie. Cóż. W takim razie doprowadź się do porządku. Cudownego dnia ci życzę.

– Dzięki, mamo. Tobie również. Na razie – pożegnałam się, rozłączając się.

No cóż. Trzeba było wstać.

Zarzuciłam na siebie satynowy szlafrok i wyszłam na chwilę na balkon. Pogoda była przepiękna. Słońce mocno świeciło, było na tyle ciepło, że równie dobrze mogłam wyjść i bez szlafroka, żadnego wiatru... Idealnie.

Usłyszałam kroki Noah w sypialni, a za chwilę stanął przy mnie, obejmując mnie od tyłu i całując w szyję na powitanie.

– Ślicznie dzisiaj – zauważyłam. Z okna sypialni mieliśmy świetny widok na pobliską plażę.

– Istotnie – przyznał Noah.

Nie wiedział, że miałam urodziny. Nie mówiłam o tym nikomu. Co najwyżej wspomnę mu pod sam wieczór. Sam fakt, że miał dzisiaj wolne, był dla mnie najlepszym prezentem.

– Wiesz... Mam dzisiaj dla ciebie niespodziankę – powiedział w pewnym momencie. Zdziwiłam się.

– A to z jakiej okazji? – dopytałam, bo nie było szans, żeby wiedział o urodzinach.

– Tak, po prostu. Chodziło mi to po głowie od dłuższego czasu i udało mi się zarezerwować termin. Nie powiem ci, co to takiego. Dowiesz się na miejscu.

– Hmm. No, okej – wzruszyłam ramionami.

– Świetnie. Ogarnij się, w kuchni masz śniadanie, potem jedziemy.

Ciekawa jego pomysłu, szybko się ubrałam, korzystając z pięknej pogody, w zwiewną sukienkę do kolan i sandałki. Włosy związałam w warkocz, bo wiedziałam, że Noah lubi, gdy mam je tak upięte. Nie malowałam się, tylko od razu zeszłam zjeść śniadanie.

– No dobrze, gotowa? – usłyszałam – W takim razie, jedziemy.

Do samego końca nie wiedziałam, gdzie właściwie mnie zabiera. Miejsce, w którym zaparkował swój samochód, również nie wyróżniało się niczym szczególnym.

Wysiedliśmy z samochodu. Noah złapał mnie za rękę.

– Mogę wiedzieć, gdzie my właściwie idziemy? – zapytałam w końcu.

– Dowiesz się w swoim czasie. Spodoba ci się, zapewniam.

Przez krótką chwilę szliśmy w milczeniu. Noah w końcu zaprowadził mnie do jednego z budynków i otworzył drzwi.

Niespodzianka okazała się być studio fotograficznym! A więc zapisał nas na...

– Tak sobie pomyślałem, że moglibyśmy mieć wspólną sesję zdjęciową – uśmiechnął się. – Mam nadzieję, że ci się podoba ten pomysł.

Even In Misery (cz. 1&2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz