2.14. Let the madness begin

40 5 0
                                    

Lauren

 – To klucze do państwa pokoju. Życzę miłego pobytu.

Wraz z Noah, Rebeccą, Nathanem i Michaelem pokierowaliśmy się do swoich pokoi. Akurat tak wyszło, że wszystkie pokoje były obok siebie.

Noah szedł przy mnie. Otworzył pokój opatrzony numerem „10".

Byliśmy nim wręcz zachwyceni! Był duży i przestronny, z balkonem na długości całego pokoju. Stwierdziłam, iż bezzwłocznie trzeba przetestować łóżko, rzucając się na nie zaraz po wejściu do pokoju.

– Mięciutko – zaśmiałam się, wyciągając do góry ręce, żeby się rozciągnąć.

– Cieszę się – Noah usiadł obok mnie i zaczął mnie głaskać po twarzy.

Przymknęłam oczy, rozkoszując się delikatnością jego dotyku. Mimo moich obaw dotyczących Lily, wiedziałam, że będzie mi dobrze też tutaj, z Noah. Przy małej nie moglibyśmy sobie pozwolić na to, co działo się teraz.

Poczułam, jak Noah podpiera się łokciem nade mną. Wyczułam jego oddech przy swoich ustach. Otworzyłam oczy.

– Teraz już nikt nam nie przeszkodzi – szepnął mężczyzna, obejmując swoimi ustami moje wargi.

Tęskniłam za tymi momentami. Z Lily mogliśmy sobie pozwolić na całowanie tylko, gdy ta spała i nie było żadnego prawdopodobieństwa, że za chwilę usłyszymy „MAMOOO BO..."

Lekko objęłam przystojnego muzyka za szyję. On z kolei ostrożnie i powoli złapał mnie w talii, żeby podnieść mnie do góry. Na chwilę przerywając, usiadłam mu na kolanach, przodem do niego.

Nasze usta się rozłączyły. Posłaliśmy sobie uśmiechy.

– Może jednak nie będzie tak źle – stwierdziłam.

– Będzie lepiej, niż to sobie wyobrażasz – zapewnił Noah, lekko głaszcząc mnie po włosach.

Ktoś zapukał do drzwi i od razu je otworzył. Tym kimś okazał się Michael, który najwidoczniej miał coś do przekazania Noah. Popatrzył na nas i zaśmiał się pod nosem.

– Wybaczcie, że wam przerywam, ale nie przyjechaliście tutaj tylko po to, żeby odpocząć od dziecka...

– Dobra, dobra, mów, o co chodzi.

– Sprzęt do ustawienia. Charmie i Thomas już są na miejscu, czekają na nas. I, wierz lub nie, ale bez ciebie żadna próba się nie odbędzie.

– Kto by się spodziewał... W porządku. Daj mi piętnaście minut, zaraz będę na dole i będziemy mogli jechać.

Michael spojrzał na zegarek.

– Jasne. Tylko podmaluj się trochę, bo później nie będzie czasu, a bez wątpienia każdy oczekuje, żebyś zrobił z siebie pandę – zażartował mężczyzna, spoglądając na Noah.

– Właśnie na to potrzebuję tych piętnastu minut. Dobra. Wszystko już przyjąłem do wiadomości, możesz sobie iść – Noah wskazał ruchem głowy na drzwi. Michael jedynie wystawił rękę w geście pożegnania i wyszedł z pokoju.

Noah wstał z łóżka i wyjął ze swojej walizki niedużą kosmetyczkę, w której miał czarny cień do powiek i czarną kredkę.

– Chyba jeszcze pamiętam, jak się tym obsługiwać – roześmiał się, biorąc do ręki pędzel do cieni. – I jeszcze. Laurie, nie żebym uważał cię za brzydką, czy coś, broń Boże... Wiem, że tobie daleko do metalówki, nie oczekuję, że umalujesz się jak Becca, czy jak Charmaine, którą zaraz poznasz, ale zrób sobie mocniejszy, ciemniejszy makijaż.

Even In Misery (cz. 1&2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz