Liam's pov:
Po wejściu do domu nie mogłem się powstrzymać przed przeczytaniem książek od Stiles'a. Rzuciłem się na pierwszy tom książek jak szalony i dopiero po czwartym rozdziale zrozumiałem, że jest naprawdę późno, a szanse, że wstanę do szkoły są naprawdę małe.
Stąd wynikało moje zmęczenie i brak chęci do czegokolwiek kiedy o szóstej rano zadzwonił budzik. Przeciągnąłem się i z ledwo otworzonymi powiekami wyłączyłem budzik, którego melodia działa mi na nerwy bardziej niż cokolwiek na tym świeci.
No może nie jest w stanie pobić Hayden.
Sama świadomość, że muszą ją dzisiaj zobaczyć skutecznie zachęcała mnie do dalszego snu. Nie było mi to dane, bo usłyszałem kolejny wkurzający mnie dźwięk, a mianowicie dzwonek do drzwi.
Jakiś cudem podniosłem się z łóżka i ledwo przytomny zszedłem schodami w dół, aby otworzyć drzwi. Po wykonaniu tej czynności spostrzegłem tam osobę, którą spodziewałem się w sumie ujrzeć.
- Dzień dobry, słońce - usłyszałem przyjemny głos Scott'a, który stał z uśmiechem na twarzy i pączkami z kawą w ręku.
- Hi, dad - przywitałem się wpuszczając przy tym tatę do domu.Odłożył rzeczy, które miał w ręku i kiedy się tylko odwrócił przytuliłem się do niego mówiąc, że nie chce iść do szkoły. On, zaś, westchnął i przytulił mnie mocniej gładząc moje włosy i powiedział "wiem słońce, wiem". Przez chwilę miałem tą piękna i zarazem bezcelową nadzieję, że pozwoli mi kolejny dzień zostać w domu. W końcu był już ostatni dzień szkolny w tym tygodniu, jednak moja nadzieja umarła kiedy Scott wypowiedział głęboko raniące mnie słowa.
"Ale musisz iść".
Teoretycznie wcale nie muszę. Aczkolwiek, on był tym nadopiekuńczym, stanowczym i dojrzałym rodzicem, więc wiedziałem, że nic go nie ugnie. Zacząłem teraz kwestionować kto jest tym lepszym rodzicem.
Kiedy odsunąłem się już od starszego patrząc na jego miną pełną żalu oboje usiedliśmy na kanapie jedząc śniadanie, które kupił brunet. W sumie to on siedział, bo ja leżałem zajadając pączka, a moja głowa znajdowała się na jego kolanach.
- Więc co wczoraj robiłeś? - spytał.
- Byłem u Theo - zacząłem - wszystko z nim już w porządku, ale trafił tam, bo Hayden nagadała mu głupot, że przyjaźniłem się z nim dla zakładu i to wywołało na nim atak paniki. Wiesz, Scott, byłem najpierw zły na nią za to co zrobiła, potem lekko zły na Theo, że w ogóle jej w tą uwierzył, a na końcu zły na siebie, bo wszystko stało się przeze mnie... Ale potem rozmawiałem ze Stilsem i powiedział, że to nie moja wina.- Raz w życiu miał rację - stwierdził.
- Możliwe... potem kupił mi książki, dlatego późno poszedłem spać... Czemu nie mówiłeś, że Malii rodzina przyjedzie? - zadałem pytanie spoglądając na niego.- Miałem zamiar zrobić to teraz, ale widzę, że już wszystko wiesz - powiedział wcale nie zdziwiony faktem, że Stiles go wyprzedził.
Przytaknąłem mu i poszedłem wziąść szybki prysznic. Zimna woda miała pomóc mi się rozbudzić, ale średnio jej szło. Spędziłem w łazience około dwudziestu minut, a po wyjściu z niej ubrałem się w jakieś przypadkowe ciuchy, które wpadły mi w rękę i zszedłem spowrotem do czekającego już na mnie tatę.
Odwoził mnie do szkoły, ale przez całą drogę piliśmy kawę i rozmawialiśmy głównie na temat lacrosse'a. Wiedziałem, że dzisiejszy dzień będzie nie lada wyzwaniem. W głowie powtarzałem sobie słowa, które powiedział mi wcześniej Stiles.
Ważne dla mnie było fakt, że Theo wiedział już, że każde jej słowo było zwykłym kłamstwem. Teraz wystarczy tylko przetłumaczyć to Masonowi i zrobić coś z Hayden.