those ocean eyes

444 27 47
                                    

(3rd person)

- Jeżeli Malia będzie znów próbować mnie zabić, od razu zwale wszystko na ciebie - rzekł Derek ze śmiertelną powagą w głosie.

Szatyn wychodził właśnie razem ze swoim wujkiem ze szpitala, karcąc się w myślach za to co przed chwilą zrobił. Miał w planach upewnić się, że z ręką wszystko okey, a całowanie chłopca, który dał mu jasno do zrozumienia, że między nimi nic nie będzie, nie było na liście.

Czy żałował tego co zrobił? Był spragniony ust młodszego bruneta, ale nie musiał zaspokoić pragnienie w taki sposób.

Pocałował totalnie zszokowanego Stiles, po czym wyszedł jakby nigdy nic ze szpitala, nawet nie oglądając się za siebie.

Ale jeżeli miałby być w stu procentach szczery - wcale tego nie żałował.

- Więc... Zrobiłeś to - westchnął Peter - jestem z ciebie dumny.

Starszy Hale, był bardzo szczęśliwy widząc cień uśmiechu i szczęścia u siostrzeńca. Było to czymś, co wydawało się być niemożliwe u młodszego.

Całe życie próbował znaleźć coś, co wyrwało by szatyna z niekończącego się koła smutku i żalu, a okazało się, że był nim studiujący kryminalistykę brunet.

Derek lekko się uśmiechnął na słowa wujka, czując, że w końcu przestał być dla niego ciężarem.

Czasami ludzie, którzy cierpią nie zdają sobie sprawy jak ranią tym innych. Jakaś cząstka szatyna od zawsze wiedziała jak bardzo ranił strasznego widok przygnębionego siostrzeńca, ale nie potrafił się przełamać i jakoś to zmienić.

Nie widział także celu w udawaniu na siłę szczęścia. Dlaczego miałby się uśmiechać, nie mając do tego żadnego powodu? Oszukiwały by wtedy wszystkich do okoła, a przede wszystkim, oszukiwał by sam siebie.

Derek Hale był osobą zniszczoną od wielu lat. Zaprzyjaźnił się z samotnością i swoimi najgłębszymi lekami, będąc przekonanym, że nie ma sensu je pokonywać.

Lubił odczuwać ból każdego rodzaju. Ból psychiczny okazywał mu wszystkie błędy przeszłości, a fizyczny przypomniał, że wciąż był człowiekiem i wciąż był skazany na porażki i cierpienie.

Po wejściu do samochodu, ze względu na obolały stan ręki, Peter zajął miejsce kierowcy, a Derek miejsce pasażera.

Między nimi panowała dość dobrze znana i lubiana przez nich cisza. Nie potrzebowali słów by czuć się dobrze w swoim towarzystwie, a czas umilała im cicha piosenka, która leciała z radia.

Zmierzali właśnie do Malii, ponieważ Peter chciał sprawdzić jak się czuje jego córka. Starszy Hale niedługo miał już zostać dziadkiem, co go cieszyło, jednak z niewiadomych powodów, śmieszyło to jego siostrzeńca. Nie mógł sobie wyobrazić Peter'a w wersji dziadka.

- Musimy tam jechać? - spytał pretensjonalnie szatyn, odwracając wzrok na kierowcę.
- Nie ale i tak pojedziemy - oparł starszy rzucając przelotne spojrzenie na siostrzeńca.

- Nie chce tam jechać - odrzekł, brzmiąc jak zranione dziecko.
- Pytał cię ktoś o zdanie? - spytał unosząc brwi ku górze.

Poważne i pełne chęci mordu spojrzenie zostało rzucone przez młodszego szatyna na Petera. On jedynie uniósł z rozbawienia kąciki ust. Naturalną sprawą było u nich przekomarzanie się nawzajem, lecz Derek'a zerowe poczucie humoru sprawiało, że młodszy nie zbyt się tym zadowalał.

Przez resztę drogi nie zamienili między sobą ani jednego słowa. Na ich szczęście nie przebywali długo w aucie, bo już po około dwudziestu minutach byli na miejscu.

Stranger Boy- ThiamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz