dość MOCNO zmieniłam w końcu pierwsze rozdziały, więc jeżeli ktoś jest zainteresowany to polecam przeczytać! wracam w końcu z pisaniem nowych rozdziałów <3
....................
3rd personListopadowe wieczory w Beacon Hills potrafiły zmrozić człowieka do szpiku kości, jednak nie każdy się tym przejmował. Na pewno nie Derek Hale.
Dwudziestoletni szatyn musiał oczyścić swój umysł, ale myśli o tym chłopcu za nic nie chciały go opuścić. Postanowił więc przejść się na spacer i nieświadomie znalazł się w parku, w którym ostatnio był podczas rozmowy ze Stiles'em.
Dopadła go nostalgia kiedy stał dosłownie w tym samym miejscu co wtedy. Momentalnie tamten wieczór wkradł się do jego myśli, sprawiając, że ponownie zwątpił w szansę na szczęście z brunetem. Każde wypowiedziane słowo Stiles'a odbiło się wielokrotnie w jego głowie, a on miał wrażenie, że zaraz przez to eksploduje.
Czy jego słowa miały w ogóle jakąkolwiek wartość?
Przecież dał mu jasno do zrozumienia, że między nimi nigdy nie będzie tego, o czym Derek marzył. Wybrał swoją dziewczynę, mówiąc, że jest to rozsądny wybór, ale w takim razie dlaczego pojawił się w szpitalu, śmiesznie ściemniając, że przyjechał tam z Liamem?
Dlaczego nie prostował kiedy go pocałował? A może to on wszystko zawalił całując go, a następnie bez słowa znikając? Czy to możliwe, że młodszy ma o to żal do niego?
Tyle pytań pojawiało się w głowie Derek'a, jednak odpowiedzi na nie mógł uzyskać jedynie od młodszego kolegi, o którym nie mógł przestać myśleć. Kto by się kiedykolwiek spodziewał, że ten oziębły i bezuczuciowy Hale, którego nikt nie obchodzi, zatraci się w dziewiętnastoletnim studencie kryminalistyki.
Owszem, miłość niosła ze sobą tyle wspaniałych emocji i potrafiła wprowadzić każdego w stan nie do opisania, ale wiązała się również z bólem, strachem, zmartwieniem i kłótniami, których smak zostawał najdłużej z nami.
Peter śmiał mawiać, że między nienawiścią, a miłością jest cienka granica, którą nie trudno przekroczyć. Nie pojęty jest fakt jak łatwo znienawidzić osobę, którą kiedyś się kochało bezgranicznie. Czy Derek obawiał się cierpienia? Czy istnieje ból, którego on nie zasmakował?
Nie, nie obawiał się. Obawiał się jedynie, że on sam mógłby skrzywdzić bruneta o piwnych oczach, a jedynie co chciał dla niego to szczęście.
"Jeśli moje odejście oznacza twoje szczęście, warto" - te zdanie uderzyło głęboko Derek'a. Dlaczego nie potrafił odejść od niego? Dlaczego nie potrafił zapomnieć o nim? Czy tak właśnie wyglądała miłość?
Znów mnóstwo na pozór łatwych pytań z niejasnymi odpowiedziami. Szatyn był już zmęczony ciągłą walką, którą odbywała się w jego myślach.
Zrezygnowany przetarł twarz dłońmi i westchnął bezsilnie. Wieczór powoli zamieniał się w noc, przez co wiatr wydawał się być jeszcze chłodniejszy niż był wcześniej. Księżyc samotnie unosił się na niebie, czekając, aż pojawią się przy nim gwiazdy.
Przez długi okres czasu patrzenie w gwieździste niebo było jedyną rzeczą, która trzymała go przy życiu. Jedyne co mu pozostało to wiara, że ludzie, którzy odeszli z tego świata, znajdują się gdzieś tam wysoko wśród gwiazd i pewnego dnia ponownie się spotkają.
Ubrany na czarno Derek usiadł na pobliskiej ławce, doceniając piękno tej nocy. Lampy nocne oświetlały park, tworząc przyjemny klimat, a wokół słychać było jedynie szum liści i wiatru. Szatyn wyjął telefon z kieszeni i postanowił zadzwonić na numer, do którego dawno nie dzwonić.