3rd person pov:
Stiles przyglądał się biegnącej do głównego wyjścia sylwetki Liam'a. Zastanawiał się czemu tak szybko wybiegł z sali, w której znajdował się Scott. Może nie dał rady z nim porozmawiać? A może Scott powiedział coś czego nie powinien?... Chociaż brunet taki nie był, więc co było przyczyną?
Zmarszczył brwi, próbując odgonić od siebie wszystkie myśli i zachować zdrowy rozsądek. To było słuszne i tego nauczył się na studiach - zawsze myśleć czystą głową. Jednak w tamtej sytuacji czy coś takiego było w ogóle możliwe?
Tego było po prostu za dużo. Najpierw zrywa z dziewczyną, z którą prowadził długotrwały związek dla chłopaka, z którym nie wiadomo czy kiedykolwiek będzie w stanie stworzyć coś poważnego, potem dowiaduje się szokujących rzeczy na temat ostatniego czasu, który przeżył chłopiec bliski mu jak syn, a na sam koniec, jego najbliższy przyjaciel, z którym zna się przez całe życie jest ofiarą wypadku samochodowego.
Przez wszystkiego te sytuację Stiles zaczynał myśleć, że ciąży nad nim i jego znajomymi jakaś klątwa. Było to aż nielogiczne, żeby tyle przypadków ostatnio się wydarzyło i nie były ze sobą jakkolwiek związane.
- Hey - wyrwał go z myśli niski, doniosły, męski głos - nie miałeś jechać do dzieciaka?
Brunet przeniósł wzrok na osobę stojącą obok niego, mającą pytający wyraz twarzy. To był Derek. Szatyn wyglądał dokładnie tak samo jak wcześniej, ale nie miał już tego przyjaznego wyrazu twarzy tylko typowy dla niego obojętny wyraz.
- Liam oburzyłby się jakby usłyszał jak go nazwałeś - rzekł, przełykając ślinę i robiąc głęboki wydech.
- Szczerze to mi to lata - odpowiedział zgodnie z prawdą i skrzyżował ręce - więc, gdzie czemu nie jesteś teraz z młodym?
- Młody był już tutaj gdy do mnie zadzwonił - westchnął - pokłócił się z zielonookim chłopcem, wiesz jak to z takimi jest, i przybiegł tu zapłakany. Zadowolony?
- Nie, zważając na fakt, że masz jakiś problem do zielonych oczu - odparł - są zajebiste.
Stiles prychnął, bo śmieszyło go obraz szatyna z urażonym ego. Starszy miał wysoki uniesione brwi, przez co młodszy faktycznie mógł dostrzec zieloną barwę jego tęczówek, która ja ogół nie była aż tak widoczna przez ciemną oprawę jego oczu.
- Myślę, że powinienem pogadać ze Scott'em, dopóki nie śpi - młodszy brunet zmienił temat - chcesz mi potowarzyszyć?
- Bez obrazy, ale mam już serdecznie dość widoku szpitala - przyznał - wracam do domu, żeby odpocząć na chwilę od tego wszystkiego.
- Okey, rozumiem, mógłbyś mnie zaprosić na wspólne odpoczywanie, myślę że byłby to... - dostrzegł wyraz twarzy szatyna - fatalny pomysł, tak, najgorszy na jaki wpadłem. Ohyda.
Starszy delikatnie uniósł kąciki ust do góry i spojrzał na młodszego z politowaniem. Poczochrał mu włosy i rzucając pod nosem krótkie "do zobaczenia idioto" ruszył do wyjścia.
Stiles obejrzał się za siebie by ostatni raz spojrzeć na sylwetkę oddalającego się szatyna. Jego kąciki ust powędrowały ku górze, tworząc cwany uśmiech i nieodgadniony błysk w oczach.
Mieczysław Stilinski... Zdecydowanie grzeszył urodą, poczuciem humoru i inteligencją, jednak w tamtym momencie nie na tyle by przewidzieć konsekwencje tego błysku.
Oblizał usta, lekko wzdychając i skierował się do sali, w której znajdował się jego przyjaciel. Wszedł bez zastanowienia od razu kierując swój wzrok na Scott'a, który leżał wpatrując się w sufit.
![](https://img.wattpad.com/cover/253115231-288-k300447.jpg)