Dzień dobry. Wypadałoby mi przeprosić za nieobecność, lecz nie trwała ona miesiąc lecz około dwa lata. Mam nadzieję, że są tu dalej fani thiam, i że spodoba wam się ten rozdział. Trzymajcie się ciepło i pamiętajcie żeby dbać o zdrowie! Wstawiam wam krótki rozdział, ale mam już prawie skończony drugi, więc obiecuję, że się pojawi!
..................................
Theo's pov:Kilka minut po tym jak wróciliśmy z powrotem do apartamentu, Liam zaczął czytać nową książkę. Widząc jak bardzo był podekscytowany zostawiłem go samego i poszedłem wziąć prysznic, lecz gdy wróciłem niebieskooki był już dawno pogrążony we śnie.
Mimowolnie uśmiechnąłem się na ten widok i włożyłem zakładkę, którą podarował nam kasjer w księgarni, zaznaczając stronę, na której Liam skończył. Mógłbym przysiąc, że brałem prysznic maksymalnie dwadzieścia minut, więc zdziwienie wywołało u mnie to, że młodszy zdążył przeczytać już ponad sto stron.
Odłożyłem książkę na szafkę nocną i przykryłem malucha kołdrą i kocykiem, aby mieć pewność, że nie będzie mu zimno w nocy. Wyglądał na spokojnego, co naprawdę mnie cieszyło.
Zgasiłem światło, wcześniej składając pocałunek na jego czole i wyszedłem do innego pomieszczenia. W Paryżu była dopiero godzina dziewiętnasta, więc zdecydowałem wyjść na zakupy. Przez naszą kłótnie wyszło tak, że Liam poleciał bez bagażu, więc czułem się zobowiązany aby mu go uzupełnić.
Przed wyjściem zaszedłem jeszcze do pokoju, w którym spał mój chłopiec, żeby upewnić się, że wszystko jest dobrze. Ku mojemu szczęściu Liam dalej smacznie spał, przytulając do siebie poduszkę, co mnie rozczuliło. Nie ma słów, które opisałyby miłość jaką go darzę. Jest najlepszym co mnie od dłuższego czasu spotkało. Nadaje mi cel w ciągu dnia, spokój ducha i ciepło w sercu.
Napisałem mu karteczkę i zostawiłem ją obok książki na stoliku nocnym, a następnie wyszedłem.
Gdybym mógł cofnąć czas nie wyszedł bym tej nocy.
...........................
Liam's pov:Nie mam pojęcia kiedy zasnąłem. Obudziłem się, następnie sięgając po butelkę wody, stojącą obok łóżka i wypiłem połowę jej zawartości.
Byłem w sypialni, która dzieliłem z Theo, ale nigdzie go nie było.Zdezorientowany spojrzałem na zegar wiszący na ścianie i zobaczyłem, że była godzina dwudziesta trzecia. Gdzie do cholery był Theo o tej godzinie?
Podniosłem się z łóżka w poszukiwaniu telefonu, ale moją uwagę przykuła karteczka na stoliki nocnym.
„ Cześć, śpiochu. Wrazie gdybyś się obudził, wiedz, że wyszedłem na miasto, żeby kupić kilka rzeczy. Powinienem wrócić o dwudziestej, a ty, kochanie, śpij dalej. Kocham cię. Theo."
Powinienem wrócić o dwudziestej.
Powinienem wrócić o dwudziestej.
Powinienem wrócić o dwudziestej.To gdzie ty, kurwa, jesteś?
Nie kontrolowana panika zaczęła władać moim ciałem. Co jeśli coś mu się stało? Co jak się zgubił? Ale przecież to Theo, on zna to miasto. Co jeśli ktoś go skrzywdził? Co jeśli potrzebuje teraz pomocy?
Nie mogłem oddychać. Pokój wokół mnie zaczął wirować, a praca moich płuc została wstrzymana. Ból rozpalał całe wnętrze.
Obraz, przez łzy, które napłynęły mi do oczu, się rozmazał. Nie mogłem logicznie myśleć ani się uspokoić. Jak miałem to zrobić bez niego?
Theo zawsze powtarzał mi, że to atak paniki i powinienem skupić się na myśleniu o czymś innym, ale nie mogłem myśleć o niczym innym, dopóki nie dostrzegłem swojego telefonu.
Zadzwonię do niego, a on mi powie gdzie jest. Resztkami sił sięgnąłem po telefon, powoli odzyskując zdolność do oddychania, lecz jak nazłość był rozładowany. Sięgnąłem to torbę Theo i przeszukałem ją by znaleźć ładowarkę.
Całe szczęście nie była głęboko. Podłączyłem szybko telefon i po kilku minutach się włączył.
Pierwsze co zauważyłem to miliony wiadomości od Scott'a i Stiles'a, ale nie miałem teraz na to czasu. Wybrałem numer Theo i po kilku sygnałach, odebrał telefon.- Boże święty - odetchnąłem z ulgą - Theo, na miłość boską, gdzie ty jesteś? Jest prawie północ, a ciebie nie ma! - zacząłem gadać jak najęty - nie masz pojęcia jak mnie wystraszyłeś! Myślałem, że coś ci się stało! Chryste! Halo, Theo? Gdzie ty jesteś? - spytałem, lecz odpowiedzi nie uzyskałem.
- Theo? Jesteś tam? - powtórzyłem pytanie, niecierpliwiąc się.
Usłyszałem szyderczy śmiech obcej osoby po drugiej stronie telefonu, co zamroziło mi krew w żyłach.
- Przykro mi, młody - rzekł nieznajomy - Theoś dziś nie wraca do domu.