Liam's pov:
Ciężar powietrza nachodził na płuca, powodując ból klatki piersiowej. Sprawiał, że oddychanie stało się najtrudniejszą czynnością do wykonania. Wszystkie dotychczas łatwe rzeczy stały się teraz największą trudnością.
- Co masz na myśli? - spytał Scott, mając w głosie tą charakterystyczną dla niego wyrozumiałość, która walczyła o miejsce z ciekawością.
Wstyd jest chyba jednym z najbardziej trudnych uczuć do okiełznania. Paraliżuje cię na tyle, że nie możesz wydusić słowa i w duchu modlisz się, aby już minął. Aby wszystko było jak przedtem. Jednak prawda jest taka, że te uczucie nigdy nie mija.
- Skrzywdziłem go - mówiąc to, jakimś dziwnym trafem nie czułem niczego, co ułatwiało wypowiadanie słów - tak cholernie go skrzywdziłem.
Zaciekawienie McCall'a znacznie wzrosło, na co wskazywała komunikacja niewerbalna. Jego mimika znacznie zmieniła wygląd - brwi zostały uniesione w górę, a wzrok ewidentnie wyczekiwał, aż moje usta się otworzą.
- Co mu zrobiłeś? - spytał, lecz nie uzyskał żadnej odpowiedzi na te pytanie - Liam. Co mu zrobiłeś? - powtórzył zatem, posiadając stanowczość w głosie.
- Byliśmy u mnie - zacząłem - miałem wrażenie... że wszystko jest w końcu dobrze, że jestem w miejscu, w którym powinienem być, z osobą, która napełniała pustkę... Wszystko się zepsuło tylko gdy rodzice wrócili do domu...
- Co, przyłapali was na seksie? - spytał, a ja od razu wręczyłem mu idiotyczne spojrzenie.
- Nie, Scott - rzekłem, kręcąc przy tym głową i marszcząc brwi w dół - nie chodzi o to.
- Zatem o co?
Nastąpiła między nami cisza. Wiedziałem co chce powiedzieć i miałem to na końcu języka, ale nie potrafiłem dobrać słów i ułożyć z nich zdanie. To był moment, gdzie wstyd pomieszał się ze strachem i blokował każdy ruch i gest.
Miałem wrażenie, że nie mogę mówić, jakby miały to być moje ostatnie słowa. Nie mogłem nawet mrugnąć, więc skazany byłem na utrzymywanie kontaktu wzrokowego ze Scott'em, co wydawało się być najtrudniejszą czynnością.
Wiedziałem, że nie mogę wciąż poddawać się swoim lękom. Nie było to korzystne ani dla mnie, ani dla innych, więc postanowiłem się przełamać, nawet jeśli jest to takie trudne.
- Matka przyszła do nas i zachowywała się, jakby nic się nie stało. Jakby nigdy nie zostawiła swojego syna, zdanego na siebie, bo praca była dla niej ważniejsza - przypominając sobie tamte zdarzenie, czułem narastającą we mnie złość - przypomniała sobie jak kiedyś opatrywała Theo jak pobili go w szkole - wymawiając te imię złość jakby odpłynęła - była wielce zdziwiona, że wciąż utrzymujemy kontakt i jesteśmy kolegami.
Moje płuca napełnił płytki oddech i poczułem lekką ulgę. Ten ból w klatce piersiowej nie był już tak silny jak przedtem. Chyba powoli docierało do mnie, że powinienem być teraz w innym miejscu...
- Doszło do tego, że w złości wykrzyczałem jej w twarz, że Theo nie jest żadnym moim kolegą, a chłopakiem... - spojrzałem ponownie w jego oczy, a on czekał na dalszy ciąg - i wtedy się wszystko zaczęło.
- Nie spodobało jej się to?
- Mówiąc delikatnie to tak.- Ale co ma do tego Reaken? Jak ty mogłeś go skrzywdzić? Liam, w życiu nie widziałem, żebyś tak o kogoś dbał - rzekł pewnie, mając prawdopodobnie mętlik w głowie.
- Czasami osoby, które najbardziej nas kochają są tymi, które najbardziej nas ranią - wzruszyłem ramionami, obserwując jak niezrozumienie Scott'a wzrasta.