Epilog

66 4 1
                                    

4 lata później

-Ej! Zmykać mi, szybko - krzyknęłam w stronę grupy dzieciaków, która od razu rozbiegła się na wszystkie strony. - Co za wredoty w tych czasach rosną- zaśmiałam się. 

 Dokładnie cztery lata temu postanowiłam przylecieć do Matta. Przeprowadziłam się na Kubę i mieszkam teraz razem z tym szalonym człowiekiem... Szczerze, jest mi naprawdę dobrze. Choć tylko czasami... wspominam czasy i osoby z przed paru lat. Jedyne czego  zdołałam się dowiedzieć, to wiadomość, że Lorna wyjechała razem ze swoim mężem i córeczką gdzieś za granicę i żyją sobie tam jak zwyczajna rodzina.  Cieszę się, że choć teraz mogą być szczęśliwi. Gdybym znała dokładny adres ich zamieszkania, to z chęcią zrobiłabym im niespodziankę. W końcu Aurora ma już sześć lat... Minęło już sporo czasu od kiedy widziałam się z tymi wszystkimi osobami... Czasem zastanawiam się, co może dziać się nim... To nie istotne...  Tak naprawdę, to Kuba ma w sobie tyle uroku, że da się tu zapomnieć o wszelkich smutkach zapełniających umysł. - Pokochałbyś to miejsce - powiedziałam sama do siebie kładąc mały bukiet niezapominajek pod wielkim drzewem. - Nie zdołałabym cię z tond zabrać Coll.... ale tam zapewne jesteś szczęśliwszy...  W końcu sam podjąłeś taką decyzję...

-------

-Cześć młoda. Jak dzień mija?- do kuchni wszedł jak zawsze roztargniony Matt

-Byłam dzisiaj u Colla- uśmiechnęłam się- nie wiem dlaczego, ale czasami mam wrażenie, że mój brat nadal żyje, Coś w stylu przeczucia -zaśmiałam się ironicznie,  ale zielonowłosy spojrzał na mnie z politowaniem - wszystko dobrze - dodałam - A co u ciebie. Działo się coś ciekawego?

-Jakieś dzieciaki majsterkowały nam dzisiaj przy korkach. Więc cały prąd wywaliło - dokończył z pełną buzią pianek, które usilnie teraz próbuje przegryźć, co swoją drogą wygląda przekomicznie-  A właśnie jakiś facet na ciebie czeka. Chce się spotkać

Podniosłam wzrok z nad talerza i spojrzałam na Matta dając wyraźnie do zrozumienia, że nigdzie się nie ruszam. - kto to? - spytałam po chwili lekko zaciekawiona 

- Nie mam pojęcia, może twój kolejny adorator- zaśmiał się, za co dostał plastrem sera - przestań mam dość, po ostatnim incydencie. Ten typ był chory- wzdrygnęłam się na samą myśl

-Nie przesadzaj. Mniejsza lepiej idź. Słyszałem, że czeka na ciebie od rana 

Odłożyłam widelec i wzdychnęłam z niezadowolenia. Wstałam powoli z krzesła leniwie podchodząc do wieszaka zarzuciłam na siebie kurtkę przy okazji przegryzając jeszcze ciastko - Gdzie mam iść - zapytałam stojąc już w drzwiach 

-na plażę 

-okej. Zaraz wracam 

-----------

Dzisiejsza pogoda jest wyjątkowo ładna. Stwierdziłam czując jak chowające się już słońce lekko grzeje moją skórę.  Wzięłam głęboki wdech zaciągając się świeżym morskim powietrzem. Uwielbiam to... Schowałam ręce do kieszeni i zaczęłam schodzić po schodkach prowadzących na plażę. Kiedy byłam już na miejscu rozejrzałam się dookoła szukając tej osoby... Choć nawet nie wiem jak ten mężczyzna wygląda... Nie widząc żadnej żywej duszy podeszłam bliżej wody, mając nadzieję, że kogoś zobaczę. Nagle usłyszałam jak ktoś woła moje imię, odwróciłam się, a słońce na chwilę mnie oślepiło. 

-Tęskniłem - usłyszałam, ale nadal nie mogłam zobaczyć kto stał naprzeciw mnie 

-Kim... - zaczęłam, ale kiedy mężczyzna całkowicie zasłonił rażące światło, a ja otworzyłam oczy.. -co ty tu robisz... - wyszeptałam i natychmiast odsunęłam się w tył - nie powinno cię tu być. Jak mnie znalazłeś?- zapytałam przerażona patrząc na Endiego

-Nie cieszysz się?- chłopak zrobił krok, a moje serce przestało na chwilę bić. Nie odsunęłam się, dalej nie więżąc, że to właśnie on stoi metr przede mną

-Mówiłam ci żebyś mnie nie szukał 

-A ja ci powiedziałem, że mnie się to nie podoba 

-Dlaczego? Dlaczego mnie znalazłeś?

-To proste - chłopak podszedł do mnie tak blisko, że dzieląca nas przestrzeń zmieniła się na dwa centymetry odległości- cholernie z tobą tęskniłem. Nie umiałem tego ukryć. Uciekłaś, a ja nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Oto mój powód - powiedział patrząc prosto w moje oczy 

-Ja..

Nie dał mi dokończyć.. zamknął mnie w uścisku, którego tak bardzo potrzebowałam...

-Ja też tęskniłam- wyszeptałam czując jak po moich policzkach spływają łzy szczęścia 

                                                           ***

-Mamo! Mamo! Widziałam wiewiórkę!
-A Nadia biegała po skałach! Tato!

Słysząc te urocze głosiki moje serce znów poczuło spokój...

- No dobra dzieciaki biegnijcie pod prysznic i do obiadu

-Ale tato...

-Żadnych ale! jesteście do tego stopnia umorusani, że można byłoby pomylić was z plamą błota. Bez wymówek. Szybciutko - mężczyzna zaśmiał się i pospieszył nasze pociechy . Kiedy zobaczyłam poważną minę mojej córki wybuchłam śmiechem. Jest tak bardzo do niego podobna... 

-Coll, gdzie ty idziesz? - zawołałam w stronę męża widząc, że kieruje się w stronę ogrodu 

-Nie bądź taka ciekawska Lauren!- krzyknął z przekąsem-  Żartuję kochanie. Idę po jakieś składniki na sałatkę!

                                                                                   -KONIEC-


Dziękuję wszystkim, którzy czytali tą opowieść do końca! Naprawdę motywowało mnie to do dalszego pisania. Gdyby nie wy nawet nie wiem czy skończyłabym to pisać. Jeszcze raz dziękuję i czekajcie, a może pojawi się jakaś nowa historia.

Macie może jakieś rady dotyczące poprawy stylu pisania? Może jakieś uwagi? Byłabym naprawdę wdzięczna gdybyście mi napisali, co mogłabym poprawić.


nietypowe rodzeństwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz